Krasnoludki przyniosły nam w nocy portret Skrzacika w zielonym kapturku.
Jest to nasza najmłodsza aktualnie Księgowa (przybyła 2 dni temu).
Serdecznie witamy!
Piękna Wiktorio, pamiętaj: w nocy lepiej czytać, niż wrzeszczeć wniebogłosy.
A jak ktoś czytać przypadkiem nie umie – niech po prostu kontempluje (nie kątem pluje, tylko kontempluje, to znaczy: zatapia się w myślach na temat tego lub owego. Może być własna ręka lub noga).
Po jakimś czasie daj dorosłym do zrozumienia, że trochę Ci się nudzi i że mile widziane byłoby głośne czytanie. Na razie wszystko jedno, co Ci poczytają.
Może być choćby Plutarch albo i coś Woltera. Nawet rozkład jazdy PKP. Nieważne. Byle czytali ze zrozumieniem, z przejęciem i intonacją nawet nieco przesadną. Chodzi o obudzenie zainteresowania. Na razie tyle.
Po pewnym czasie zaczną do Ciebie docierać słowa. I to już będzie właściwy początek Twego życia jako Czytelniczki.
My tymczasem przygotujemy tu jakąś prozę, jakieś zagadki literackie, i w ten sposób zadbamy o Twój dalszy rozwój.
Rozwijaj się chwilowo bez nas!
Ale czekamy.
Uściski!
MM
Serdecznie dziękujemy za wszystkie miłe słowa! Pozdrawiamy Panią Małgosię i czytelników :)
Wiem, Słowacki, ale co zrobić, wersja ESD mi się utrwaliła na amen.
Glony? Chesterko, skoro bywają jakieś glony jadalne, to może być. Wrażliwszym zamienimy na szczaw lub szpinak (lubię, wszystko lubię).
Czarny humor, Chesterko, oczywiście pozwala złapać równowagę psychiczną.
Jakże inaczej można by przetrwać bez większego szwanku to wszystko, „czym nas chłoszcze i znieważa czas”. (Hamlet).
Sama się tym ratuję, a także – doceniam.
Aha, jeszcze jedno: to Iwana Mazepę zamurowano (ale potem wydobyto żywego). Patrz: Słowacki.
Dobrywieczorku, uśmiecham się do Ciebie, do dziewczynki z koralikami w warkoczykach, i do wszystkich w ogóle w Twoim otoczeniu.
Chłodnik (z glonów) a la Ofelia. Przepraszam osoby wrażliwe za mój czarny humor.
Pyszna rodzinna anegdotka, Pani Malgorzato:)))))))
Jak to miło „posłuchać” waszych rozmów :-) W Polsce wiosna nadchodzi, a u nas pod równikiem słońce ciągle przypala, zanim przeskoczy na półkulę północną. Moje rzodkiewki kiełkują i może na Wielkanoc je będziemy chrupać.
A książkę kucharską chętnie bym nabyła, jeśli wyjdzie z fazy marzeń :-)
Pozdrawiam serdecznie DUA i cały Lud Księgi.
Czernina? Może być. Lubię podroby, bywam wampirem.
Och, ja bym może nawet i zjadła ( prawie wszystko jestem w stanie zjeść), ale nie po skojarzeniu z Makbetem. Nie i nie.
Tobie słabo, Wójcie, a niektórzy to jedzą. To jest dopiero niepojęte.
Czernina! Starosto, co za makabra, słabo mi.
SowoP, dziękuję za zgodę!
„Lot nad kukułczym gniazdem” powiada Pani? Oby to nie był zły omen, nie chcialłabym, żeby którekolwiek z podawanych na stół dań spotkal ten los.
DUA, jeśli Pani uważa, że te moje wywody są warte ujrzenia światła dziennego, to proszę bardzo. Moja rodzina zazwyczaj kwituje te moje rewelacje nieuważnym „mhmm” lub pobłażliwym uśmiechem, więc przywykłam już do myśli, że tylko ja lubię wiedzieć rzeczy niepotrzebne :)
Mazepa? Aua. „Mam uczucie, jakby Mazepa tam siedział”.
W pewnym eleganckim lokalu nazwano kiedyś pewien deser „Balladyna”. Jogurt, gęsty sos malinowy, granola. Była też wersja wiśniowa (wiśnie, Iduś, wiśnie).
Ach, biedna ta zamurowana – uschła z rozpaczy, ale jakaż słodycz zachowała.
Przypomniałam sobie – waham się, czy to przytoczyć, ale co tam!- jak w naszej zbzikowanej rodzinie snuliśmy marzenia o utworzeniu na Jeżycach Starego Kina. Godzinami o tym gadaliśmy, jakie to filmy byśmy sprowadzali etc. Dzieci nasze brały oczywiście żywy udział w rozmowie, wreszcie zeszło na kwestie przyziemne: mała knajpka w kąciku kina. I dalejże wymyślać dania filmowe!Zrobiła się istna powódź szalonych pomysłów, cała nasza szóstka prześcigała się w filmowych potrawach (wszystko notowałam, tak były śmieszne), lecz wtem odezwał się najmłodszy , na ogół milczek i introwertyk, dorzucając coś jeszcze do menu i powodując ogólne konwulsje śmiechu:
– Jajecznica „Lot nad kukułczym gniazdem”!
Takie zajęcie Falstaffa wcale mnie nie martwi, Arete. Zupa piwna zostaje.
Chesterko, ach, pomysł przedni, dzięki!
Nie muszą być tylko dramaty Szekspira.
Weźmy na przykład Mazepę.
Powiedzmy, babka piaskowa „Mazepa”: oblana gładko szarym lukrem, jak tynkiem. Rozbijamy ją – a tam zamurowane nadzienie, np. z suszonych daktyli.
Co do zupy makbetowej: ależ nie buraki. Czernina.
Falstaff? Zajęty. Któryś z dawniejszych uczonych nazwał tym imieniem jednostkę przepływu jednego litra na sekundę. Tylko nie mam teraz szans na dokładne przejrzenie antologii w poszukiwaniu jego nazwiska. Któryś fizyk (ale nie Feynman).
Dzień dobry! Widzę, że pomysł na nowa ksiażkę kulinarna stanowczo w rozkwicie. Tytuł: „Kuchenne dramaty”?
Deser Beatrycze i Benedykta: sałatka z samiuśkich kwaśnych cytrusów z dodatkiem kiwi. Uwielbiam „Wiele hałasu o nic”, skoro mamy tam Emmę Thompson i Kennetha Branagha.
Z domkami budników już dałam radę.
Dzień dobry!
Sowo Przemądrzała, czy wolno mi (pro publico bono) opublikować (nomen omen) Twoją wiadomość prywatną? Jest tak ciekawa, a ilustracja tak jest ładna, że szkoda by było nie podzielić się tym z Ludem.
Proszę, zgódź się!
W nocy rozmyślałam sobie o daniach szekspirowskich.
„Otello” został już do szczętu zużyty i zbanalizowany przez cukierników (dużo czekolady). Ale deser „Jak wam się podoba” wymyślało się bardzo miło. Marcepan, dużo figlasków z karmelu, wiśnie.
Albo: zupa piwna, zwana w dawnej Polsce gamratką, podawana z kostkami twarogu. Można by ją robić na bazie mocnego piwa angielskiego, dodając np. ser cheddar. Nazywałaby się : zupa Falstaffa.
Zupa makbetowa chyba na bazie buraków?
Czy raczej – gęstego przecieru pomidorowego?
A Poskromiona Złośnica mogłaby być , za pozwoleniem, pieczoną gęsią?
Sałatka Romea i Julii – owoce słodkie i cierpkie podlane tajemnym wywarem z ziół?
Zofio (wiad. pryw.) dziękuję za miłe słowa o „Wnuczce” – a co do „Feblika”- nie, nie zgadłaś.
(Mam sporo uciechy, kiedy czytam Wasze podpowiedzi!)
Dobry Wieczór! Bardzo lubię sobie tutaj zajrzeć chociaż nie mam za dużo czasu na pisanie. Nadrabiam więc zaległości i życzę wiele, wiele radości rodzinom Helenki i Skrzacika ! Jestem też Wiktoria ale na drugie. To takie zdumiewające ze rodzą sie dziewczynki :))) U nas jakoś chłopięco a moja znajoma oczekuje za parę dni czwartego Syna!!
Zupa hamletowa całkiem ciekawa. pozadrawiam
Mamo Isi, zamiast tak bezwiednie opadać na tę kanapę, może by tak całe menu opracować? Zupa makbetowa, sałatka a la juliaromea, danie główne, czyli złośnica poskromiona i tak dalej… : )
A tak w ogóle to witajcie! Miło tak sobie pobyć wśród Was, wreszcie nadrobić zaległości. Znów chwyciłam za notesik z zapisywanymi tytułami do przeczytania na kiedyś i co chwila, to zamknę, to otworzę, bo kolejne propozycje się pojawiają warte zapamiętania (tak sądzę przynajmniej, choć na razie nie ma czasu na poszukiwania, trochę rzeczy do przejrzenia na półce czeka, a tyle by się jeszcze chciało…!).
Zmykam już, choć jednym okiem jeszcze tu zerkam. Uśmiecham się cieplutko (choć przemarznięta nadal jeszcze jestem) i promiennie do wszystkich, a zwłaszcza do Skrzaciątka o imieniu Wiktoria i całej Rodzinki. Obyście i Wy promieniowali – ciepłem, przejrzystą jasnością, dobrocią i… Miłością.
Otóż to.
Pani Małgorzato, Pietuszki to była Moskwa, ale żeby aż w zupie?
Ach, ach, zostałam się niespodzianie matką rodzoną zupy hamletowej! (bo matką chrzestną jest Syrenka). Chyba z wrażenia omgleję i osunę się na kanapę, która to kanapa dotychczas służyła mi do siedzenia i miecia za złe;).
Odnośnie Jeremiego Przybory – została wydana jego korespondencja z Agnieszką Osiecką.
Pilne pytanie do poznaniaków: jak może brzmieć po niemiecku nazwa „domki budnicze”?
Tam również:
„Ofelia:
– To pięknie by było, kochany książęciu…
Lecz cóż się przytrafia biednemu dziewczęciu?
Wszak oto odczuwam poniekąd obawę,
że zaraz zwariuję alboteż niebawem.”
Lub też:
„Duch Króla:
Bo muszę wyjawić, nim kury zapieją,
straszliwe cierpienia, co w duchu szaleją.
Twój ojczym i stryjo, a brat mój – ropucha –
gdym kimał, trucizny mi nalał do ucha.”
I tak dalej. Zna się te słuchowiska na pamięć od dziecka. Ma się pożółkły egzemplarzyk „Teatrzyku”, wydany przez PIW w roku 1957.
Godne polecenia.
Marchewkę powiadasz, chrupie?
Pietuszki w istocie niezdrowe.
Dzięki za przepis. Gotuję ją tak samo. To będzie hamletowa od dziś.
Oczywiście, trzeba, jak Mama Isi, nieco dłużej potrzymać kalafior, łapiąc się przy tym za czoło i dodając, za Jeremim Przyborą:
„- Bić albo nie bić w bezczelne to ryło?
Raz, ale dokładnie – najlepiej by było!”
(„Teatrzyk Eterek”- „W matni”).
Aniu G, to trzecie.
Nie ma to (jeszcze) nic wspólnego ze Skrzacikiem, ale kawał popołudnia spędziłam nad kartkowaniem „Feynmana wykładów z fizyki”. PWN 2014.
Ach, znów się rumienię. Kalafiorowa po prostu – skojarzyłam z wpisem mamy Isi z 03.03. A przepis, no cóż: ziemniaczki, marchewkę, pietuszkę (korzeń), selera i pora posiekać, kalafior podzielić na różyczki i siup do wywaru rosołowego (z kostki, lub lepiej z kości). Dodaję czasem ziele angielskie i liść laurowy, jeśli wyjdzie zbyt postne zabielam śmietaną. Najlepiej smakuje posypana świeżym koperkiem, ale Syreniątko nie lubi zielonego, więc trudno. Lubi za to podchrupywać marchewkę, dlatego zawsze strugam więcej.
Oho, a hamletowa to jaka? Ciekawość mnie zżera.
Uprasza się o przepis.
Lubimy tu publikować recepty na potrawy literackie (patrz: Księga Gości w archiwum, oraz dawne wpisy).
He, he Syrence bliżej do Rawy niźli do Wisły. Ale dziękuję DUA za komplement :) Pozdrawiam znad kartoflanych obierków, właśnie gotuję zupę hamletową.
„Syrenko, syrenko!…znany w świecie twój nadwiślański wdzięk…” (piosenka z lat licealnych).
Tę Twoją melodię miał zwyczaj nucić mój teść.:)
Babciu Gąsko, skarbie , a to dobra wiadomość, dzięki za konstruktywny wpisik.
Uprzejmie donoszę, że w księgarni internetowej bonito pl. „Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek” kosztuje obecnie 4,60. Jeśli ktoś nie czytał, nie ma skąd pożyczyć, a lubi dobre, miłe, sympatyczne powieści /do wanny, autobusu i tp. jak znalazł/ niech pędzi i zobaczy. Drużyna lubiła.
Wszystkich całuję- Wasza b.g
Wójcie- gąsiątko zupełnie zwykłe jeśli chodzi o męskość- „Lawendowa..” będzie nasza!
Uszy do góry, grabie w dłoń, złe nastroje goń goń, goń :p
No nic na to nie poradzę, ale ta parafraza sama się wpycha na klawiaturę.
Miła Ewelino,
bardzo dziękuję za pamięć i sympatyczne zaproszenie. Muszę jednak odmówić: unikam obecnie publicznych występów (z powodu żałoby).
Życzę udanych Dni Książki (jak to miło, że je organizujecie!) i łączę wiele serdecznych pozdrowień
Małgorzata Musierowicz
Szanowna Pani Małgorzato,
jako studenci Wydziału Neofilologii UAM, którzy są zafascynowani Pani dziełami, opisującymi nasze piękne miasto, chcielibyśmy zapytać czy byłaby Pani zainteresowana wzięciem udziału w organizowanym przez nas Dniu Książki na naszym wydziale. W razie gdyby spodobał się Pani nasz pomysł, prosimy o możliwość kontaktu z Panią. Bylibyśmy wdzięczni za jakąś formę kontaktu oraz goszczenie Pani na naszym wydziale.
Pozdrawiam serdecznie
Ewelina Panek
Członek Rady Samorządu Studentów Wydziału Neofilologii UAM
samorzadneo@gmail.com
Do Sondelanci.
To nie grypa, to nie grypa, z grypą bym leżała i zdrowiała w samotności( plus zarażona rodzina oczywiście). To wirus tzw. przeziębienia- paskudna nocna gorączka jeden dzień, kichanie, katar i kaszel. Przyjemne to nie jest, ale groźne też nie. Oczywiście lepiej byłoby siedzieć w domu, ale marne to usprawiedliwienie dla tzw. kolejki. Ale gdyby dopadła mnie grypa, to publicznie mówię, że będę siedzieć w domu!
Mamo Isi, a do stowarzyszenie weteranów z czystym sumieniem się zapisuję. Grypę lata temu jako pracownik publicznej służby zdrowia przechodziłam 4 x, odkąd są szczepienia, jest lepiej( tylko raz i lekko).
Moje kwitnące przebiśniegi pod śniegiem, a pomysł z Aslanem bardzo przyjemny. Czy to nazwa oficjalna, lokalna czy inicjatywa własna znajomej ?
Lubię takie zetknięcia na linii ogrodnictwa i literatury ;))
Helleborus niger w Polsce zakwita w grudniu, w okresie świąt Bożego Narodzenia, stąd też na zachodzie Europy i w Polsce posiada inną nazwę – „róży Bożego Narodzenia”, jednakże w przypadku mrozu i śniegu roślina opóźnia swoje kwitnienie do pierwszych odwilży – w lutym bądź w marcu. Może dlatego jest zwana „uśmiechem Aslana”?
Baaardzo, bardzo spokojnie, kochana Kris.
Uściski dla wirusików.
Dobranoc!
Witam Kochani, nadrabiam wlasnie lekture wpisow, bo i mnie (oraz cala Trojeczke) dopadl wirus, na szczescie juz jest lepiej. A tu takie wiesci wspaniale! Kochany Starosto, gratuluje imponujacego nakladu!
Na „Feblika” – spokojnie (ale bardzo) czekam!
Ciesze sie tez na nowa ksiazke Emilki i na debiut Wojta (gratuluje).
Buonanotte!
Ciekawostka dla ogrodniczek. Pewna znajoma znajomych nazwała ciemiernik (Helleborus niger) „uśmiechem Aslana”. Zapewne będziecie wiedzieć, o co chodzi, ja nie wiem. Ale pomysł przyjemny.
Dobry wieczór. Nie udało mi się wygoglować „Lawendowej czarownicy”. Pewnie dlatego, że Wiewiórki są znane z ukrywania swoich skarbów.
No jak to, Mamo Isi? Ksiezyc w pelni slynie z tego, ze pobudza nature na rozne sposoby (jak zaobserwowalam, zawsze nastepuje gwaltowna zmiana pogody) i naraza ludzkie istoty na bezsennosc, podenerwowanie i zmienne nastroje. (Mysle, ze grabie moga tutaj sporo pomoc.)
Ja to obserwuje od lat, bo znam takiego jednego lunatyka.
Cześć, Ann.
Ciekawa rzecz, zawsze są owocne.
To jest kobieta-dynamit!
Dzień dobry! Rano ulewa, w południe burza śnieżna, teraz świeci słońce, w butach chlapie i bulkoce. Dawno nie widziałam tak zawadiackiego początku marca. Jak to dobrze, że Pani Wydawczyni była i tak owocne to były odwiedziny:-) Pozdrowienia dla DUA i Miłych Księgowych. Ps. Z ostatniej chwili – znowu czarne chmury. Chyba zabawa od początku.
Biere sie, biere za te grabie, choć zamieć na dworze i dujawica. Czuję się w związku z tym, jak ta sierotka posłana po poziomki w grudniu;( No, ale skoro Starosta kazał, sługa musi;)))
Aniu.g. – wzajemne braterskie pozdrowienie; możemy założyć Stworzyszenie Grypowych Weteranów. SGW – no, nie wiem, nie bardzo ten skrót, jeszcze się komu z SGPISem skojarzy. Trza by nazwę inną, ale ideę zachować. W końcu co się nam będzie wspólnie przetrwana grypa marnować?
Celestyno – pojęcia nie miałam, że pełnię można oskarżyć o takie niecne wpływy! A to ci dopiero!
Beatko – mamo Zuzi i Jasia – to grabić, czy nie grabić? Jedni to radzą, drudzy wręcz odwrotnie… przecie się nie rozerwę;)
Sondelani – święta racja, wzięłam gorącą kąpiel czytając sobie „Wnuczkę” i od razu pomogło.
Melduję i u mnie nagły atak zimy. Ale tak jak Starosta uważam, że to końcóweczka. Zezłoszczona baba z tej zimy: nie miała okazji się w tym roku wykrzyczeć porządnie, to jeszcze na odchodnym warknie głośno i pójdzie sobie, zobaczycie. Zobaczymy! U nas śnieg pada wręcz poziomo. Musiałam pozabierać moje skrzynki z tulipanami z balkonu, bo już nieźle sobie podrosły i śnieg wraz z minusową temperaturą nie jest mile widzianym zjawiskiem. Patrzę sobie na te kiełki, które wyglądają trochę jak nasz Skrzacik ze zdjęcia i jakoś łatwiej mi się myśli o wiośnie ( zielono, zielono!).
Pozdrawiam wszystkich kaszlących i prychających, oraz w dołkach pogrypowych.
Na książki Adminki czekam już tak samo niecierpliwie, jak na Starostowe. Ciekawe co też tam za pomysły Emileczka zapisała w tych swoich ładnych zeszycikach.
Ha! Nie ma dziś literówek, tralala :-)
Dzien dobry,
AniuG, a o 12,30 pojdziesz zarazac pacjentow? Zgroza! L4 i marsz do lozka! Bo w koncu i bez grabi skonczysz z zapaleniem pluc. A ogrodkiem sie nie przejmuj, zwlaszcza, ze masz i malutki, parapetowy, ktoremu snieg nie straszny. A dla poprawy nastroju zajrzyj na sam poczatek „Lata lesnych ludzi” – jak tam hufce wiosenne zwyciezaly:).
Wieje strasznie! Ale moze to wlasnie zime ostatecznie wywiewa… :).
Dzień dobry. DUA pisze, Emilka będzie pisać, Wiewiórka napisała… Hurra, a ja będę czytać :D
Sondelenciu, widok ogródka pod śniegiem przybił mnie ogromnie. Nadal sypie! Kaszlę, kicham, smarczę się, ale bez gorączki. Aura za oknem nie pomaga, a grabienie ( lub raczej szuflowanie śniegu) skończyłoby się zapaleniem płuc. Pomidorki koktajlowe wysiane w mini szklarence na parapecie, w kolejce czekają nasionka od Kasi Bellingham. Ale jak tu myśleć o wiośnie, gdy za oknem całkiem biało. Mamo Isi, przesyłam siostrzane pozdrowienia okraszone kaszelkiem.
Drepczę do kuchni z herbatkę z malinami. Mogę sobie pochorować do 12.30.
Pa.
Przebóg!
Nie widzę powodu.:)
Dziękuję za namiar na film o wspaniałej kobiecie.
Eviku, to już ostatnie podrygi zimy. U nas chłód, wieje silny wiatr, wycieczka rowerowa byłaby szaleństwem. Szkoda.
Ale przecież wiemy, że to już niedługo, prawda?
P. S Cieszę się, cieszę na myśl o Febliku, a za wcześniejsze wypowiedzi przepraszam :)
Dzień dobry! Pani Małgosiu i Kochane Księgowe serdecznie polecam film o dr. Wandzie Błeńskiej na stronie Filmoteki UAM.
Miłego dnia życzę.
Dzień dobry :-)
Pada śnieg…
Gratuluję Staroście rekordu! I się nie dziwię :)
Dziwię się natomiast, że napisałam tę ” Lawendową Czarownicę” i sama nie mogę w to uwierzyć. Alem chyba faktycznie napisała, skoro jest w katalogu :)
Babciu gąsko, ja myślę, że ona jest taka bardziej dla każdego, ale może Gąsiątko uzna, że za bardzo dziewczyńska jak na jego gust? To zależy czy on jest bardzo męskim mężczyzną, czy takim bardziej normalnym.
Aha, dziękuję za gratulacje, ale jestem skrępowana, bo to jeszcze chyba za wcześnie. Ale dziękuję!
Oj, Duśko, Pani wydawczyni i ja (oraz Emilka) gramy , że tak powiem, na jednej nucie. Chodzi o to, że każda z nas trzech wie doskonale, że praca jest najlepsza na wszystko, absolutnie. Wiewiórka też tak uważa (wiem, bośmy kiedyś o tym mówiły).
Mamo Isi, bierz no się za grabie! Słowo daję, że to najlepsza kuracja.
A ziemia! Jakże ona wchłania wszystkie nasze złe emocje, smutki, troski i chandry!
(To musi być atawizm).
Beatko, mamo Zuzi i Jasia, historyjka z cytatem podoba mi się bardzo. To przykład erudycji!- już w tym wieku. Gratulacje!
Aha, a książka Wójta dopiero zaczyna się szykować do druku, dlatego nie ma o niej informacji nigdzie poza katalogiem Akapitu. Pani wydawczyni mówi, że może zdążą z Czarownicą na maj. Albo czerwiec.
Zuziu, mały Moliku Książkowy, patrzę i patrzę, i nigdzie nie mogę się dopatrzyć żadnego nietaktu. Dziękuję za życzenia i ściskam Cię czule!
Dobry wieczór DUA, coś mi się wydaje, że dzisiaj sporo KC i DC ciepło myśli o tajemniczej Pani Wydawczyni, która tak skutecznie motywuje:). Ale, oczywiście, no pressure Starosto!;). Ciekawe też, co tam planuje Emilia Kiereś… .
Wójcie, serdeczne gratulacje debiutu książkowego! Internet na razie milczy w tej sprawie, ale pewnie już niedługo… .
Na koniec serdeczne uściski dla rodziców pięknego Skrzacika! Celebrujcie każdą chwilę z tym uroczym stworzeniem! Te maluszki tak szybko rosną…, chlip, chlip… .
A właśnie nakład , jak na te czasy jest imponujący. Gratulacje Pani Małgosiu! Jesteśmy w rodzinie pod wrażeniem tego wyniku.
Mamo Isi, na takie „depresyjne pogrypie” najbardziej polecam ruch na świeżym powietrzu, w każdej formie. Może być i grabienie liści z przylaszczek, ale chyba lepiej zacząć od łagodniejszej wersji ruchu:) i spoglądania na niebo….
Beata
Kasiu 251114 tym czekaniem coś mi przypomniałaś. Małej Zuzi, czyli już naście lat temu, czytaliśmy codziennie książki z serii Muminki, nawet po kilka razy jeden tom. Jak można się domyślić , znała je niemal na pamięć, ale najciekawsze było to, że potrafiła (tak często mają dzieci, którym się dużo czyta) zastosować do danej sytuacji życiowej odpowiedni fragment. Kiedyś czekając na ukochanego tatusia, który wracał z dłuższej podróży zacytowała:” teraz moja tęsknota zmieniła się w oczekiwanie” Cóż Kochana Dua, teraz nasza tęsknota za Feblikiem, zmieniła się w oczekiwanie……
Pozdrawiam z uśmiechem.
Beata
PS. Przepraszam za pewne nietakty w ostatniej wiadomości…
Mamo Isi, a czy to aby nie z pelnia ksiezyca zwiazany ten nastroj?
Bo na mnie dziala. Wezmy pelnie za rogi, czytajmy mile ksiazki, i jakos to bedzie:)
Pani Małgorzato, Hamlet mięczak? Przenigdy! Tylko za dużo czytał Szekspira.
A „Lawendowa czarownica”brzmi bardzo zachecajaco. Wiwat, nasz Wiewojt Kochany!
Mamo Isi, biedny kalafior… :):)
Witam.
Życzę wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Pisarza! Niekończących się pomysłów, radości z życia i wiernej rzeszy nowych i starych czytelników.
Mam nadzieję, że skrzacik wyrośnie na wiernego czytelnika. Zuzia
Wiem, ze zimuja, Starosto. Ale Mama Isi za gaskami zatesknila z glebiny Zulaw… A tak lataja, ze przeoczyc je trudno, zwlaszcza, ze geganie je wyprzedza i kieruje wzrok w odpowiednia strone. Przyznam sie, ze zurawi jeszcze nie widzialam, ale Sondelanek doniosl po codziennej wycieczce rowerowej, ze juz sa. Widzial je osobiscie :).
Eviku, lubię zaćmienia Słońca! Dziękuję za wiadomość:)
Sondelani, święta racja – zacznę w duchu obmyślać, co tam zacznę w ogrodzie dłubać, jak tylko się ociepli. Trzeba zagrabić liście z przylaszczek, żeby im potem kwiatuszków nie poobrywać.
Ach, Starosto, tych żurawi zazdroszczę:)
Gratulacje nakladu, cie say, ze dobre ksiazki trafiaja do tylu domow.
Wojciku, juz sie nie moge doczekac.
Trzy ksiazki „sie” pisza. Tralalala
Dzień dobry ,jak DUA zaczyna pisać to ja już zaczynam czekać (pisałam już kiedyś jak lubię to czekanie?)
No dobrze, stawiam uszka, trudno, świetnie.
Natomiast podczas robienia obiadu wziąwszy w dłoń kalafior zaczęłam dywagować, co lepiej wobec zasadzek zawistnego losu zadysponowac – kalafiorową czy kartoflankę… I wyszło mi że kalafiorową, bo szybciej ją się robi. I było po kalafiorze i monologu. Nieco tylko głupio się czułam, siekając kalafior, bo jednak wystąpił w innej roli…
Mamo Isi, możesz też zaćmienie Słońca zobaczyć.
Najbliższe – 20 marca ;)
Jeszcze raz pozdrawiam!
Gęsi to tu zimują, proszę Sondelańci.
Ale żurawie nie!
A już są.
Dobry wieczor,
Mamo Isi, uszki do gorki! Zycie jest…panie, tego…piekne!Li i jedynie!
A gesi tak lataja, ze jeszcze niejeden klucz zobaczysz :).
Polecam cos z Jezycjady ku pokrzepieniu serc. Albo wiosenne plany ogrodkowe – mnie sie od razu nie tylko cieplo, ale wrecz goraco zrobilo na sercu.
Mamo Isi, nawet nie przyrównuj się do Hamleta. To był mięczak.
Jeśli Ty pozwolisz sobie na hamletyzowanie – cóż będzie z tym światem?
Zażyj podwójną dawkę witamin z solami mineralnymi i postaw uszka do góry!
Muszę upolować Wiewiórkową książkę! Gratulacje, Wójciku:)
Przez tę grypę nie widziałam ani jednego klucza gęsi;(
I w dodatku mam pogrypową depresję co najmniej głębokości Żuław. Swego czasu Hamlet też musiał być świeżo po grypie, jak recytował ten depresyjny monolog…
Gąsiątko A jest wspaniałym czytelnikiem!
Pani E.Kiereś bardzo sobie ceni jego zdanie.
Natomiast co do Lawendowej Cz.- mam tylko ogólne pojęcie, znam dzieło w pierwszym zarysie. Niech się sam Wójt wypowie (o ile tu w ogóle zajrzy po dniu ciężkiej pracy).
Gąsiątko st. pyta czy „Lawendowa” jest bardzo dziewczyńska, czy taka dla każdego. Ostatnio podarował koleżance „Rzekę” i cieszy się, że ona się cieszy.;-)
Wójcie, po raz wtóry gratuluję! Bardzo się cieszę i czekam na premierę! :)
Na razie „Czarownica” jest w katalogu, który zawiera zapowiedzi na rok 2015.
Ładna okładka.:)
Wiewiór ładnie pisze, jest dowcipny i ma wdzięk. Książka podoba się Wydawczyni! A ja się cieszę, bo takich Wiewiórek nam trzeba.
Paulinko, wiosna na pewno będzie, spokojnie.
Serdecznie gratuluję tak olbrzymiego nakładu! Za każdym razem uśmiecham się, gdy przechodząc przy księgarni „na tapecie” są same Dorotki w tych pięknych koralach, a wewnątrz, na kilku półkach jest tak samo :). No i wykrakałam… nawet bociany swoim przylotem nie pomogły: do Śląska wrócił śnieg. Śnieżne pozdrowienia dla adminek i czytelników :)
Dzien dobry, dzien dobry!
To tez:) (pozdrawiam pania Wydawczynie!) Ale przeciez te kilka dodrukow to zaleta samej ksiazki:)
U nas dzisiaj pieknie i wiosennie.
Ta „Lawendowa czarownica” bardzo smacznie i aromatycznie brzmi. Ciekawe, co tam Wiewiorka naszykowala:) Ale cos nie moge jej dostrzec w zapowiedziach na stronie wydawnictwa…
No bo to jest po prostu znakomity wydawca, ta moja Wydawczyni!
Naprawdę, duża radość.
Autorkę Emilię Kiereś też postawiono przed kolejnym zadaniem. Praca wre.
Dzień dobry, Celestyno!
Dowiaduję się także, że w tym roku wyjdzie w „Akapicie” debiut naszego Wójta Scoiattolo, „Lawendowa czarownica”.
Świetnie!(Już jest w wiosennym katalogu).
„– Z wielką radością informujemy, że pobiliśmy rekord. „Wnuczka do orzechów” Małgorzaty Musierowicz osiągnęła nakład 90 tys. egzemplarzy”
My tez sie bardzo cieszymy!!!
Co widzę! Nicos we w własnej osobie!
Witaj, promienna istoto!
A ja dopiero tu zajrzałam, bom gościła moją Wydawczynię.
Przykręcono mi śrubę i kazano się zabrać do pisania „Feblika”, bo księgarze już czekają!
No, to jest powód, prawda? ;)
Dobra, to zaczynam.
Mooooooooh!!! :) Piękne dzieciątko! Piękne! :) tyle już się dzieje w tej mądrej główce, że aż czoło nie wytrzymuje presji i marszczy się całkiem „inteligencko” ;)
To pewnie dlatego, że zbyt rzadko zaglądasz, Rysiu!
Zaglądaj, zaglądaj!
No i tym skrzacikiem przypomniał mi się wierszyk pani Janiny Porazińskiej „Pod kominem”, tam właśnie pojawia się pewien tyci skrzat. Dzień dobry! Zaglądam tu, zaglądam i… nie mogę się przyzwyczaić. :(
Dzień dobry! A mnie dziś przyśnił się ten Skrzacik.udało mi się zapamiętać, że zadziwił mnie swa witalnościa i siła. To był bardzo miły sen. Pewnie się zapatrzyłam…
Kochany Rozmarynie, jak Ty wszystko dobrze rozumiesz!
Dziękuję za wiadomość prywatną. Tak, właśnie takie dobre sygnały pomagają. Bóg zapłać!
Zabawa z ziemią – ładne określenie. Niby praca, nawet ciężka, ale ile daje satysfakcji, kiedy widzi się, że dzięki naszej pracy coś rośnie. I ładnie wygląda. Albo daje się zjeść – własne, bez chemii, prosto z drzewa/krzaka/ziemi…, no z ziemi to umyte, żeby piasek nie chrzęścił w ząbkach.
Nam Dziadek, zanim nauczyłyśmy się czytać, czytał gazetę sportową „Tempo”. Nawet nie wiem, czy jeszcze istnieje… Słuchanie, jak ktoś czyta jest bardzo miłe nawet wtedy, kiedy literki się już zna.
Pierwszy dzień pracy za mną. Wszyscy pacjenci przeżyli. Trafiła mi się nawet oferta matrymonialna.
Miła Pani Małgosiu!
Dziękuję za odpowiedź. Cieszę się, że to nie wirusy. To pewnie w dużej mierze przez ten wiersz Herberta, on (ZH) miał zawsze pod górkę:). Rozumiem, takie są wymogi strony.
Tak, to sztuka powiedzieć dużo w niewielu słowach.
Pozdrawiam wszystkich na tej żywotnej stronce. Co rusz tu nowe życie – uśmiechy dla rodzinek Helenki i Wiktorii – Skrzacika.
Beata
Beato, mamo Zuzi i Jasia (wiad.pryw.), Twój komputer jest w porządku, a ja na ogół nie przegapiam Waszych wpisów. Po prostu komentarz (przeczytałam go z zainteresowaniem!) był znacznie, znacznie za długi jak na naszą Księgę Gości. Od początku istnienia tej strony KG nam lubi pękać w szwach od tej obfitości, stąd ciągłe poszerzanie możliwości odbiorczych. Ale też dlatego formularz jest ustawiony na odbiór tekstów zwięzłych i niedługich.
Swoją drogą, to niezłe ćwiczenie stylistyczne: powiedzieć dużo w kilku słowach!
Pozdrawiam najserdeczniej.
O tak, szybkiego tempa nie można nam było odmówić :). Wcale nie tęskniłam za komarami, ale wiosna chyba rzeczywiście się zbliża – u nas już dobre kilka dni bez śniegu, lodu, mrozu a częste opady deszczu umilają mi w przerwach pomiędzy nimi śpiewające ptaki. Najbardziej jednak cieszy mnie, że dnia tak ładnie przybyło :).
Piękny, piękny Maluszek! Uwielbiam takie małe istotki, docierają wprost na dno serca. Niech rośnie zdrowo i powiększa potencjał dobra na świecie! Gratulacje dla szczęśliwej Rodziny Skrzacika :-)
Och, ona nigdy nie jest zmącona, Justysiu!
No, może tylko wtedy, gdy się trafia na pędraka, i to pod ulubioną różą!
Ale trafiam z rzadka: udało mi się z nimi wygrać!
Nie uwierzycie: na oknie siedzi dorodny komar …! Prekursor, a może niedojda?
Tak czy inaczej, zimy już nie będzie.
Paulinko, ale tempo miałyśmy zawrotne, co?
Pozdrawiam!
Mnie również grało się bardzo miło, jednak z racji późnej pory mój organizm zaczął się buntować i poprosił żebym przestała się kompromitować podstawowymi wyrazami i utonęła w objęciach Morfeusza. Mam nadzieję, że nie było to nasze ostatnie spotkanie, pozdrawiam ciepło :).
Dzień Dobry, o ogródkowaniu mowa…
Hi, hi, ja też mam nawyk odkrawania trawnika i poszerzania rabat co roku. Na początku nikt nie zauważał. Gdy jednak ostatniego lata dzieci rozłożyły sobie namiot, to spostrzegły, że za mało jest miejsca wokół, no i wszystko się wydało.
Moją goraczkę ogrodniczą narazie chłodzi 40cm warstwa śniegu, która ani myśli topnieć w niesprzyjająco mroźnych warunkach.
Pozdrawiam wiosennie wszystkie „zielone kciuki” i życzę niezmąconej radości grzebania w ziemi.
Wiktorio, witaj skrzaciku w zielonej czapeczce!
Gratuluję Twoim rodzicom oraz babci i dziadkowi. Rozwijaj się i rośnij zdrowo ku radości najbliższych i niech otaczajacy Cię świat będzie dla Ciebie dobry i miły.
Nigdy nie było K, Paulino. Było i jest E z modyfikacjami.
Ładnie pograłyśmy! Po tej długiej serii od razu Cię poznałam.
Odniosłam wrażenie, że K zamieniło się na E :). Jeśli jest to prawda, to było mi bardzo miło :).
Sondelani, co do nasion, zawsze mam nadzieję, że ten rok czy dwa nasiona jeszcze wytrzymają, ale po otwarciu torebki przy dostępie tlenu czas żywotności bardzo się kurczy. Można zrobić próbę żywotności na wilgotnej wacie, ale ja po prostu gdzieś je wysiewam, a one zazwyczaj nie wschodzą.
Sowo P. Interesująca jest jabłoń ‚Dolgo’ kwiaty białe pojedyncze, owoce czerwone nadają się na przetwory. Odporna na choroby liści. I jeszcze ‚John Downi’ – kwiaty podobne do poprzedniej odmiany, owoce żółte z rumieńcami (im więcej słońca, tym bardziej czerwienieją) około 3 cm średnicy, też dobre na przetwory.
Mimo zacinania się, tajemniczych zaginięć kont, uciekających przeciwników i małej ilości czasu AM jest bardzo dobrą rozrywką – będzie idealna na dziś, na teraz. Zmykam w literkowym świecie, dobranoc Pani i wszystkim to czytającym :).
AniuG, nerwice stanowczo odradzam! Przynajmniej, dopoki nie skonczysz z zaziebieniem. Co za duzo, to niezdrowo ;).
A jezeli chodzi o wysiewanie, to sprawdz date waznosci nasionek na torebeczce, a potem dodaj roczek lub dwa – wcale nie musisz wysiewac wszystkiego od razu.
Ale wiem, jak to jest z nadmiarem sadzonek. W zeszlym roku walczylam z poziomkami i w koncu nie mialam miejsca na nic innego. Ale teraz bede stanowcza i konsekwentna! SFG uczy dyscypliny, jak to juz nadmienilam. Wiec bede tez zdyscyplinowana! Na jesieni doniose Wam, jak mi poszlo… :)
Och, jak miło! Halino, niestety, nie moja to córcia.
To wnuczka naszej Beatki z Wrocławia, wiernej czytelniczki.
Cieszymy się nią tu wspólnie, tyle już radości przyniosła!
Najszczersze gratulacje z okazji urodzin córci,pozdrawiam.
Nerwica ogrodnicza! Cierpię na nią od 2 tygodni. Już bym kopała, siała, sadziła. Zawsze za dużo wysiewam nasion i potem rozpaczliwie rozdaję rozsadę krewnym i przyjaciołom. W zeszłym roku przeżyłam nawał tytoniu ozdobnego, w tym roku wysieję tytoń leśny- bylinę biało kwitnącą i lubiącą cień. Potrzebuję 2-3 sadzonki, a nasion dostałam torebeczkę. Znów będzie za dużo. I jeszcze wieczornik damski i malwy i zamarzyły mi się pomidorki koktajlowe…Mam za mały ogródek!
Wycierając nos i pokasłując oddalam się mrucząc: malwy, pomidorki, maciejka, dalie…
Apsik!
Ola ma ładne jabłuszka, spore, czerwone. Mam ją, jak poznaję ze zdjęć w Googlu.
Liście zielone, zgadza się.
Wydaje mi się, że ciemne liście nie przeszkadzałyby mi aż tak. Są też odmiany, którym liście przebarwiają się na czerwono. Chwilowo mój nr 1 to polska odmiana Ola, o ciemnoróżowych kwiatach, ale nie wiem jakich liściach (zielonych). Wybór komplikuje mi też przeróżny wygląd owoców, nie zawsze zgodny z preferencjami dotyczącymi kwiatów ;) A przyznam, że interesuje mnie również możliwość wykorzystania jabłuszek do celów ozdobno-kulinarnych.
Witam z ogrodniczym pozdrowieniem.
Alez dzisiaj wialo! Ale za to bialo-czerwona piekniej lopotala dla Niezlomnych.
DUA, to wlasnie o to grzebanie w ziemi chodzi :). Mnie tam moze nic nie wyrosnac, ale co za radosc upaprac sie po lokcie. Ciagle szukam idealnych rekawiczek do pracy w ogrodzie i za kazdym razem laduja one w smietniku, a ja golymi lapkami sieje, wsadzam te zielone malenstwa, piele. Nawet nie dajace sie domyc paznokcie mnie nie martwia ;).
Mily Kroliku, to nie tylko o podwyzszone grzadki chodzi. Najwazniejsza jest mieszanina, ktora w nie wsypujemy, a takze sposob siania i sadzenia w kwadratach, na ktore grzadke dzielimy. Ja tez entuzjastycznie przesadzam z iloscia nasion, sadzonek itp, ale SFG uczy dyscypliny. I o ile mniej jest ciezkiej pracy po dobrym przygotowaniu poczatkowym!
Na razie mam gotowe ramy do dwoch grzadek. Sondelanek pieknie sie postaral! Jak sie jeszcze troche ociepli, sprawdze, co tez dokonalo sie przez zime w mojej stercie kompostowej. I zaczne mieszac czarne zloto…
A na razie cd Silmarilliona. Dobrze jest sie zaglebic w te mitologie :). Dobranoc.
Hi hi, ja też. Dlatego co roku powiększam areały, obcinając po kawałku trawnika.
Zawsze kupuję za dużo maciejki!!!
Sowo, te z ozdobnych jabłoni, które mają kwiaty ciemnoczerwone, miewają też ciemne liście. I powiem Ci, że wyglądają w ogrodzie trochę ponuro.
Ale srebrzyste liście przy ciemnych kwiatach to jest to.
A najbardziej lubię ciemnoróżowe kwiaty przy srebrzystych liściach,.
Mam kilka rajskich jabłoni, ale zapomniałam, jak się która nazywa, rosną już 10 lat.
Rosną obok siebie i w maju to jest ogromna różowa chmura nad żywopłotem!
A na jesieni – mnóstwo małych jabłuszek dla ptactwa. Przylatują do nich nawet kwiczoły!
Oczywiście DUA. Co roku wiosną cierpię na nerwicę ogrodniczą i kupuję dużo za dużo nasion. Plany mam ogromne, potem realizuje niewielką ich część, ale dopiero wysoka grządka (trudno właściwie powiedzieć dlaczego) wprawiła mnie w takie pozytywne emocje. Człowiek czuje, że bierze udział w dziele stworzenia.
Przyznaję, są fantastyczne! Jeszcze trochę i będzie można się zacząć bawić :) Pozdrawiam wieczorową porą.
Zabawy z ziemią to jest to. Gdyby nie maleństwo, już stałabym na widłach. Marzy mi się rajska jabłonka, tylko jeszcze nie wiem, która odmiana, bo wszystkie są piękne.
Ale przyznajcie, tak czy inaczej, kwiatki czy warzywa, zabawy z ziemią są fantastyczne!
Dzień dobry Wszystkim,
Ile dobrych wiadomości.
Skrzacikowi serdeczne życzę dobrego, ciekawego życia. rodzinie – gratuluję.
Fanko Robrojka: Super. Wszystko przychodzi we właściwym czasie.
Sondelani: Ogródek w skrzynkach sprawdza się doskonale. To się nazywa podwyższone grządki (albo wysokie, albo wyniesione). Na Wawelu odtworzono taki właśnie ogród królowej Bony. W zeszłym roku mój mąż w ciągu dwóch dni wyplótł mi grządkę ze ściętych pędów wierzby i leszczyny (na dno warstwami pocięte drobne gałązki, na to zielone rozmaitości po pierwszym pieleniu, kompost i ziemia urodzajna. Trzeba co jakiś czas uzupełniać ziemię, bo we wnętrzu się „trawi” i osiada). Posiałam i posadziłam tam rozmaite warzywa – świetnie rosły. Grządka tak wpasowała się w „zamiejską” działkę, że zastanawiamy się, jak do tej pory bez niej żyliśmy. W tym roku dodamy drugą i oddzielimy pomidory oraz bazylie od reszty.
Pozdrowienia dla maluszka. Taki maluszek wie jak skupić na sobie całą uwagę :) Gratulacje dla jego Rodziców!
Wole po prostu miec spokojne sny. :) (Zazwyczaj czytam poznym wieczorem).
Ale „Kota” przeczytam, przed „Smokiem”, lub po, zalezy od nastroju! (I od mojego Meza, ktory wlasnie zaczal… Moze dam mu najpierw skonczyc.)
Ciekawe, czy Skrzacik juz w domku?
Paulino, tam grają ludzie z całego świata. Frekwencja jest olbrzymia, więc raz po raz AM pada. Ale zawsze jakoś się podreperują i udoskonalą.
Podczas jednej z takich awarii i moje konto zostało połknięte, wraz z całym punktowym dorobkiem! Ha! Takie wydarzenia tym bardziej skłaniają mnie ku stoicyzmowi.
Oczywiście, nadrobiłam straty.
Dzień dobry!
Przytulam wszystkich bibliotekarzy :-)
Miłego dnia wszystkim (nie tylko bibliotekarzom) życzę.
Ależ nie chcę Ci niczego narzucać, Kris.
„Przeklęte miasto” i ja czytałam przed laty, dla mnie też to był pierwszy Queen. I też bardzo mi się podobało.
A to jeszcze wcale nie jest najlepsza z powieści Queena!
Po polsku wyszła tylko ona. EQ zbyt wiele uwagi poświęcał istocie terroru i totalitaryzmu.
Myśl, że dalej Pani grywa napawa mnie optymizmem – może kiedyś znów uda nam się na siebie trafić, gratuluję rozbicia skali :). Raz założyłam tam konto ale w nieznanych okolicznościach zniknęło (nie dało się już na nie ponownie zalogować) i od tej pory nie zakładam, gram na losowym. Tak jak Pani mówi – czasem udaje mi się rozłożyć na łopatki jakiegoś gracza a raz jestem miażdżona przez każdego napotkanego przeciwnika. Dobrze, że odnalazłam tę stronę bo tyle mądrości ile Pani tu przekazuje nie spotkałam nigdzie indziej. Rzeczywiście osoby posługujące się innym alfabetem mają o wiele trudniej. To dopiero motywacja!
Drogi Starosto, moze w takim razie zaczekam na „Smoka” i od niego zaczne – zobacze jeszcze.
Bo to wlasciwie poczatki poznawania E. Q., „Przeklete miasto” czytalam bardzo dawno temu i pamietam tylko, ze mi sie podobalo. :)
(Pewnie, gdybym ponownie przeczytala, wszystko bym sobie powoli przypomniala – tak czesto bywa, gdy sie wraca do dawnych lektur, zwlaszcza kryminalow!).
Milej i pogodnej niedzieli zycze, u nas jest slonecznie, ale zimno.
Aha, migdalowce rzeczywiscie pieknie kwitna w Italii; nigdy nie swietowalam ich zakwitniecia, ale wiem, ze istnieje „fiera del mandorlo”, pewnie niejedna. Tutaj w ogole pelno jest tych „fier” (jarmarkow), sa dni kasztanow, truskawek, serow, win, roznych kwiatow – Wlosi po prostu chyba lubia swietowac na swiezym powietrzu (a klimat temu niewatpliwie sprzyja). :)
Patrycjo, Patrycjo, jak będziesz w moim wieku, też będziesz znała języki obce, naprawdę. Tylko teraz zacznij na dobre!
Gra Anagram Magic nie jest wymyślona po to, żebyś od razu wygrywała. Masz brnąć przez kolejne porażki – bo często trafiasz na lepszych od siebie!- i w ten sposób uczyć się (od tych lepszych!) i to miło, bo przez zabawę. Ale kiedy przegrasz, nic absolutnie się nie dzieje, tylko spada Ci słupek na skali koloru. Może Ci spaść do zera- i co z tego? To nie szkoła, porażki nic tu nie kosztują, ocen nie ma.
Odwagi! Śmiało naprzód! Sto razy przegrasz, ale nie szkodzi.
Za sto pierwszym wygrasz i odtąd będzie już coraz lepiej!
Nic się nie bój. Grałam tam z uczestnikami z Japonii, Egiptu i Grecji. Im trudniej!- ze względu na alfabet. A grają, i to jak!
Weszłam na Anagram Magic. Za trudne dla mnie. Mam za mały zasób słów. Podziwiam Panią. Znać tyle języków obcych..I to w stopniu bardzo dobrym!
Dzień dobry!
Witamy Basię Pelc! Hallo przy niedzieli!
Beatko, u nas też słońce i wiosna. Miło pomyśleć o skrzaciku, jak będzie się wygrzewał na pierwszych spacerkach.
Tak, Paulinko, zmieniłam nicka odkąd doszłam do końca skali. Teraz walczę od nowa. Te dziewięcioliterowe conundrums odgaduję często lepiej niż angielskojęzyczni gracze. Ale też czasem dostaję od nich w kość. Co jest przy tym naprawdę potrzebne, to zmysł logiki. W polskich anagramach byłoby to łatwe, w angielskich – czasem wypada nieoczekiwane sąsiedztwo liter. Wszystko razem- rzeczywiście bardzo kształcące.
Dziatwo, grajcie w Anagram Magic!
Dzień dobry wszystkim :). Najważniejsze, że nasza rozrywka ma funkcję edukacyjną, mnie najbardziej cieszy poznawanie tych dziewięcioliterowych cudeniek na końcu, bardzo potrafią zaskoczyć. Czy zmieniała Pani swoją nazwę? Nie widuję już K…
Skoro ciocia Wiewiórka czuwa, to można spać spokojnie.
A wiesz Wiewióreczko, razem z wujaszkiem czytamy teraz wspólnie „Władcę pierścieni” i przy co trudniejszych elfickich nazwach wujaszek mnie poprawia. Dobrze mieć pomocnika.
Ciekawa jestem nowego wiersza Faneczki.
Miłej niedzieli, Kochani! Już marzec! Słońce świeci we Wrocławiu.
Tak, dziecku czytajmy od początku, a ono wtedy będzie czytać sobie samo już do końca :).
Buziaki dla pięknego skrzata i pani Małgosi x.
Aa! Piękna książka!
Ale ja lubię Twoje literówki, Wójciku. Są rozkoszne.
Kris, „Smok” milszy, wesoły, z zabawnym romansem, lepszy na pierwszy rzut. „Kot” dosyć straszny. Żebyś mi się nie zniechęciła!
Dobranoc!
Drzwi z kołatką czekają. Co też za tajemnica się w nich kryje? Bo że się kryje w nich właśnie, to pewne.
No, dziś się dowiem.
Wiktoria – mam nadzieję – jeszcze woli spać?
A bo, Starosto, czytam „Staroświecką historię” i te wszystkie imiona węgierskie rzuciły mi się na mózg. Zsuzsi – jak to w ogóle wypowiedzieć? Język mi się połamał i stąd ta cicocia.
Zapowiada sie wiec ciekawie, a kulisy pracy tworczej sa zawsze bardzo interesujace. W bibliotece mieli tylko te pozycje, ale zamowilam juz kolejna: „I denti del drago” („The Dragon’s Teeth”).
A wiec najpierw Kot, potem Smok….
Och! To mocny akcent na początek, Kris.
„Kota” napisali kuzynowie (Lee i Dannay) gdzieś tak połowie wspólnej drogi twórczej. Po raz pierwszy bohaterem akcji jest sam Nowy Jork – jako organizm społeczny, poddany zbiorowej grozie. Bardzo ciekawa próba, potem chętnie naśladowana przez filmowców.
Dużo ciekawych wiadomości o okresie tworzenia tej powieści znalazłam w „Listach” kuzynów- bardzo się spierali o najdrobniejsze szczegóły. Nie masz pojęcia, ile ciężkiej pracy wymagał ten kryminał! I jakiej inwencji!
Ale też dlatego Ellery Queen mieści się na najwyższej półce w tej dziedzinie.
Dobranoc!- cicociu Wiewiórko, śpij smacznie.:)))
Sliczny maly Krasnoludek! I jak blogo spi… Witaj w Ksiedze, Wiktorio!
P.S. DUA, mam juz pierwszego Ellery’ego po wlosku – po dzisiejszej wizycie w bibliotece. To „Il gatto dalle molte code” („Cat of Many Tails”) :)
Śpi sobie kochaniutki krasnalek w zielonej czapeczce i nawet nie wie, że tu o niej rozmawiamy. Wiecie co bym chciała teraz wiedzieć najbardziej na świecie? Co jej się śni!
Ciiii…nie budźmy jej.
Dobranooooc, cicocia wiewiórka czuwa.
PS. Beatko, zeskanuj te wpisy, będzie miał Skrzacik pamiątkę.
Skrzacik ma jeszcze mało włosów, ale nie, nie jest rudy.
Wujaszek w tym wieku miał taki rudawy połysk, ale to się zmieniło na blond.
Dobrej nocy, Ludu kochany.
Faneczko, gratulacje!
Zajrzałam. Bardzo ciekawy pomysł (dla pedantów działkowych).
Ale dla bałaganiarzy z dużym ogrodem, głównie kwiatowym – się nie nadaje.
Celestyno, masz racje! Wyglada na Malego Rudzielczyka! Jakiez to super geny tak sie poukladaly… Pewnie nasze, ksiegowe, boc wszyscy tu kochamy wiewioreczki ;).
FR, przeciez to musialo w koncu przyjsc. Czekalismy razem z Toba:). Jeszcze raz – gratulacje! I powodzenia!
DUA i Ludu, jesli mozna, to chcialabym polecic, moze nie calkiem nowy (chociaz polecany przez autora z wielkim entuzjazmem jako taki wlasnie) sposob ogrodkowania. Specjalnie dla posiadaczy malych arealow!
Nazywa sie to po angielsku Square Foot Gardening i jest opisane szczegolowo przez pana o nazwisku Mel Bartholomew.
Ja „przetrawiam” projekt drugi rok i dzis wlasnie nabylismy deski i inne niezbedne drobiazgi, zeby zaczac tej wiosny.
Ciekawam Waszych opinii.
Przy okazji wyprawy do Swarzedza – niebo bylo „cale w ptaki”! Wedruja te gesi na potege. Roztanczonymi kluczami.
A jakie rozgadane! :)
Dobre wiadomości, Faneczko! Cieszę się i gratuluję!
Iwono, dobry wieczór!- nie trzeba się rejestrować, wpisujesz tylko swój komentarz i czekasz, aż go zatwierdzimy. Czasem trzeba trochę na to poczekać, bo i ja, i Adminka, wpadamy tu tylko od czasu do czasu.
Ale staramy się – jak najczęściej.
Skrzacik zachwycający.
Jeśli UA pozwoli, pochwalę się Wam, najmilsi – dostałam wreszcie pracę. W swoim zawodzie. W swojej miejscowości. Na umowę, na cały etat. Do końca roku. Wreszcie coś zaczyna mi się układać. Dziękuję UA, Kochani, za wsparcie, bez Was ten czas bezrobocia byłby nie do przetrwania.
Dla Najmłodszych Księgowych napisałam wiersz. Tak bardzo się cieszę obecności Nowych Czytelników!
Witam serdecznie:) Jestem tu nowa i dopiero się wczytuję w Wasze (miłośniczki p. Musierowicz) komentarze. Stronkę dodaję do ulubionych i będę tu zaglądać z przyjemnością. Może to głupio zabrzmieć, ale nie wiem jak się zarejestrować do Księgi gości. Proszę o pomoc!
A Skrzacik zielony rzeczywiście piękniuchny. Gratulacje dla rodziców:)
Wiktoria śliczna jak każde dopiero co narodzone dziecko, ale jednocześnie wyjątkowo, niepowtarzalnie, indywidualnie zachwycająca i wzruszająca. Aż mi ciarki po karku przebiegły, gdy zobaczyłam to skrzacikowe stworzonko. Gratuluję rodzicom, dziadkom i wujowi Skrzacika!
Czy mnie wzrok myli, czy tez mala Wiktoria ma lekko miedziany puszek na glowce? :)
No, to się cieszę!
(to rogaliki Basi z „Łasucha literackiego”, proszę Ludu).
Patrycjo, wyrastasz na istną czarodziejkę! Kiedy ja miałam lat 14, nie umiałam piec rogalików drożdżowych.
Jesteś zuch!
Najpyszniejsze rogaliki jakie jadłam!!! Połowa z dżemem truskawkowym, połowa z mirabelkowym. Co prawda trochę je robiłam, ale warto było. Dziękuję za przepis!
Cudności Wnusia w kapturku koloru mchu.
Babci i Dziadkowi ślę solenne gratulacje. To panie dzieju poważna sprawa. Mój wujaszek, gdy został pradziadkiem, oświadczył, że z ciocią zyskali teraz szacowny tytuł „pradziadostwa”. ;))
Uściski dala Was wszystkich.
Hehehe, już widzę oczyma duszy wujaszka z wąsami, ale takiego jedenastoletniego.
Wujaszek ocenił wczoraj swoje zadowolenie z siostrzenicy na 8! (w skali od 1 do 10).
Całkiem zadowolony z niego wujaszek :-D
Dziękuję za wszystkie miłe sercu babci słowa.
A dzisiaj zobaczyłam oczka naszej wnusi, takie myślące, ciemnoniebieskie i mądre.
Precyzja wykończenia, oj tak! To cud!
Anetko, pewnie, że skorzystamy. Ach, oby jak najprędzej, już się doczekać nie mogę.
Piękny ten skrzacik, a raczej skrzatka ;)
Niech się zdrowo chowa!
PS. Bardzo lubię te nowe zdjęcia :)
No, to już teraz Jasiowi wąs przystoi.
Co to za wuj bez wąsa?
Ha, wujaszkiem! „Wuj to wuj” i ‚wuja słuchać będziesz”- właśnie to napisałam Beatce wczoraj. Jak i to, że już nie pamiętam, że dziecko może być takie małe;-). Słodki szkrab!
PatrycjoF, kochana! Dopiero teraz zajrzałam do wiad. pryw. 2 godziny na ciasto drożdżowe to zupełnie dosyć. Zresztą, to widać: musi podwoić swoją objętość.
Smacznych rogalików życzę!
Syrenko, to prawda.
Zdumiewa mnie też za każdym razem precyzja wykończenia!
A gratulacje należą się i młodym dziadkom, czyli Beatce i Adamowi!
Ha! To mały Jaś został wujaszkiem! He, he.
Jest coś anielskiego w twarzyczce takiego maleństwa :) Serdeczne gratulacje dla rodziców!
Gratuluję Wiktorki :)
Z pozdrowieniami,
J.
Malenki Skrzacik jest rozkoszny, pieknie pachnie napewno:). Uwielbiam trzymac takie malenstwa na rekach, wtedy wszystkie problem swiata pierzchna na boki.
Cudne rady Starosty, Beatuszko i Adamie korzystajcie :).
To pewnie żeśmy się duchowo spotkały podczas spaceru w samym środku boru, u brzega ruczaju;)
Prześliczny ten maleńki zwiastun wiosny w zielonym kapturku. I imię stosowne: Wiktoria!
Gratulacje dla Rodziców i całej, szczęśliwej Rodziny:) No i gratulacje dla Ludu Księgi takoż – zachwycajaca Księgowa nam doszła!
To byłyśmy w tym samym rezerwacie, Mamo Isi.
Tak, śmiech i kaszel – zabójcza mieszanka. Znam, znam.
Paulino, ja się już z AM nie rozstanę. Przepadam.
Też wróciłam z rezerwatu bukowego, bo sobie poczytuję „Wnuczkę”.
Tyle dobrego z choróbska, że sobie można podówczas siedzieć w Księdze, a i czytać do woli.
Ach, ta poezja tytułów kiedyś przez nią uświerknę, bo kiedy się śmieję, mam okropne napady kaszlu!;)
„Popularny dziennikarz, zginął podczas zjazdu na nartach – nieszczęśliwie zderzył się z tartakiem.”
Od razu widzę ten tragiczny wypadek oczyma duszy.
A to ci uroczy Skrzacik! Jak się patrzy na takie Maleństwo, człowiek bezwiednie się uśmiecha. Rośnij zdrowo, pięknie i mądrze kochana Wiktorio :)
Nie moge sie napatrzec na twarzyczke malenkiej Wiktorii:) Takie wszystko malenkie i kruche, te zacisniete, delikatne jak plateczki kwiatkow powieki, sliczne wyrzezbiony nosek i usteczka…Maly zwiastun wiosny i zwyciestwa. Zycze Rodzicom i Dziadkom szczescia i pociechy!
Pomimo tego, że w „Znajomych…” znalazłabym to samo co w „Hihopterze” miło byłoby mieć ich w kolekcji, która zajmuje u mnie najważniejszą półkę (Pani książki stoją na półce na wysokości oczu – żałuję jedynie, że niektóre grzbiety porosły numerki z serii Jeżycjady na tle jasnopomarańczowym a niektóre mają dawne wersje – ale to i tak moja najważniejsza i ulubiona kolekcja). Jako, że to ostatni semestr moich studiów i przymiarki do ukończenia pracy licencjackiej stają się coraz to poważniejsze czasu na leniuchowanie mam niewiele – jednak przyznam szczerze, że zaraziła mnie Pani Anagramem tak głęboko, że conajmniej raz w tygodniu funduję sobie seans tejże gry. Można tam czasem Panią zastać? :)
Za pozwoleniem, Pani Malgorzato, pozwole sobie przeniesc kawalek mojego wpisu spod „Galanthusa”, gdyz nalozyl sie nowy wpis skrzacikowy, a nawiazuje do wpisu Sowy P. o roslinach.
Jeszcze o mimozie. Na poczatku mojego pobytu w Szwajcarii wreszcie zobaczylam jak wyglada mimoza. Pewnego styczniowego dnia odbywala sie na ulicy sprzedaz galazek wprost z kartonow w ramach jakiejs akcji charytatywnej. Te zolte delikatne kuleczki sa przesliczne. Potem dowiedzialam, ze to coroczna akcja (Mimosa du Bonheur) tutejszego Czerwonego Krzyza, zbiorka pieniedzy dla najbiedniejszych dzieci.
Galazki sprowadzane sa z poludnia Francji, gdzie obficie pod koniec stycznia kwitna.
Dodam jeszcze, ze we Francji, na Lazurowym wybrzezu, odbywa sie co roku kilkudniowe Swieto Mimozy (Fête du mimosa) W tym roku zakonczylo sie przed kilkoma dniami.
A jeszcze w temacie kwietnych zwiastunów wiosny – po pewnej lekturze prasowej przypomniałam sobie, że w krajach śródziemnomorskich nadejście wiosny ogłaszają kwitnące drzewa migdałowe. Miałam okazję obserwować je kilka sezonów na Półwyspie Iberyjskim – potężne jak orzech, obsypane bladoróżowym kwieciem. Dodatkowy respekt budzi fakt, że człowiek uprawia je już kilka tysięcy lat! Podobno we Włoszech świętuje się hucznie początek ich kwitnienia. Ale to już może włoskie Księgowe opowiedzą coś o tym.
Zali wżdy, zaglądanie do księgi co 2-3 godziny jest niewystarczające! Zastanawiam się czy jest możliwe zainstalowanie jakiegoś systemu powiadomień o pojawiających się nowych wpisach. Co prawda wtedy prowadzenie normalnego życia pozaksięgowego stałoby się już całkiem niemożliwe. Może powinnam jednak zarządzić sobie Wielki Post od KG, bo przez te 6 lat stała się ona silniejszym uzależnieniem niż książki i herbata. Gorące uściski dla Skrzacika i jego Rodziny.
O, wróciłam z rezerwatu bukowego (zielona mgiełka na krzakach zwiastuje, że liście już niebawem!) i widzę, że tu już nowe wpisy!
Skrzacik rozkoszny, to fakt. Ma się ochotę ucałować ten pysio czyściutki!
Paulino, „Znajomi z zerówki” (NK) zawierają te same opowiadania, co „Hihopter”(AP) – w tym ostatnim masz po prostu o dwa utworki więcej.
Grasz jeszcze w Anagram Magic?
Wszystkich ściskam na dzień dobry!
PS. Słyszałam żurawie. Nie ma dla ich głosu trafniejszej nazwy niż polski „klangor”! C h y b a nie ma. Muszę to sprawdzić.
Starosto Kochany i Najmilszy!
Jakie piękne przesłanie! Dziękuję!
Ale mi się buzia śmieje. Lepiej czytać, niż wrzeszczeć wniebogłosy. O, To, to! :-D
Całuję i ściskam najmocniej!
Ojej, jaka milutka Księgowa, jaka śliczna. Aż się miło robi na duszy, widząc taki obrazek. Kochany Starosta zawsze „wrzuci” nam tu kawałek dobrego świata. Serdeczne gratulacje dla Rodziców. Oczywiście zgadzam się w stu procentach-trzeba czytać, czytać tej Makowej Panience.
Ale śliczny Skrzacik :). Przyszłam zameldować, że będziemy przerabiać na studiach Hihoptera (zamiennie byli jeszcze Znajomi z zerówki, gdyż mamy się podobno skupiać na opowiadaniach zawartych w obu pozycjach – tej pozycji nie mam jednak w zbiorze Pani książek a w pobliskich księgarniach rozkładali ręce gdy pytałam o możliwość zamówienia). Kiedy prowadząca zajęcia z kształcenia literackiego dzieci dyktowała kolejne pozycje do zapoznania się w myślach prosiłam, by usłyszeć Pani nazwisko – i tak po kilku minutach się stało. W tym semestrze cały nasz rocznik pedagogiczny zapozna się więc z fragmentem Pani twórczości – nie mogę się doczekać :). Przesyłam moc całusków dla nowej Księgowej :*!
Sliczny Skrzacik!!
Dziekuje za zdjecie:) Dopominalam sie i jest:)
Witamy serdecznie i uśmiechamy się wiosennie :) Pozdrawiamy Mamusię, Wiktorię i Kochaną Panią Małgosię.