Fot: AM
Właśnie dostałam (od Wiernego Czytelnika) ten oto widok na wczorajszy zachód słońca nad Bałtykiem, więc czym prędzej, zanim zdjęcie straci aktualność, spieszę nim się podzielić z Wami, Kochane Czytelniczki i Drodzy Czytelnicy.
Miałam zamiar zrobić drugi wrześniowy wpis o CZYMŚ INNYM, ale ponieważ docierają do mnie wieści, że rzecz się nieco przeciąga (na październik, Joanno S…), zajmijmy się dzisiaj, jak na stoików przystało, tematem oderwanym, a mianowicie Pięknem.
Z majestatem i absolutnie niewzruszonym spokojem przepełnia ono ten świat, samo siebie tworząc i wciąż odnawiając, i wcale nie zważając na to, ile szpetoty, a nawet grozy i potworności potrafimy – my, ludzki gatunek – na ów świat sprowadzić. Ta przewaga, ta stałość i siła, ta wszechobecność potężnego Piękna jest zdumiewająca, a zarazem dziwnie krzepiąca. Buduje bowiem wrażenie (więcej: przekonanie!), że Piękno jest przejawem wiecznej Tajemniczej Energii, która sama bazuje na nieskazitelnej harmonii, niepojętym uroku, na idealnych proporcjach wszystkiego, na doskonałości i mocy. I sama w sobie, a także sama dla siebie – jest Miarą.
Dawniej (dużo dawniej…), gdy ludzie mieli o wiele więcej czasu (i ochoty…) na kontemplowanie świata i podziwianie jego urody, owo poczucie Miary, a tym samym umiejętność tworzenia Piękna – na swój, ludzki, a więc mniej doskonały sposób – były chyba (w przeciwieństwie do naszych czasów) udziałem każdego, nie tylko artysty. Żeby to stwierdzić, wystarczy przyjrzeć się dawnym przedmiotom użytkowym – narzędziom, meblom, budynkom, ubiorom – tak bez namysłu i od ręki tworzonym dla potrzeb codzienności, i tak niezawodnie funkcjonalnym, wyważonym, tak doskonale estetycznym, ot, choćby jak ten mały zacheuszek, którego zdjęcie nadesłał z Santiago de Compostela nasz zachwycony DC Jakub:
Fot: Jakub
Zacheuszek, jak zapewne wiecie, to ozdobny znak, będący dowodem poświęcenia kościoła. Takie znaki umieszczane są w miejscach, które biskup namaści podczas konsekracji świątyni; domyślam się więc, że prześliczny zacheuszek z Santiago de Compostela (ukazujący w czterech polach koła – w które wkomponowany jest krzyż – słońce i księżyc oraz alfę i omegę) wymyślony został najpewniej nie przez projektanta tej wspaniałej katedry, tylko przez prostego wykonawcę, kamieniarza. Tak mi się przynajmniej zdaje, kiedy porównuję naiwną prostotę zacheuszka z tym potężnym, wyszukanym, arcydziełem architektury:
fot: Jakub
Zupełnie możliwe, że się mylę! – ale taka jest siła wyobraźni, że kiedy tylko dostanie sygnał do pracy, już nie można jej powstrzymać. Moja wyprodukowała właśnie żywy portret tego kamieniarza; to prosty wieśniak hiszpański, o czarnych oczach, ogorzałych policzkach i dużych, spracowanych rękach, w które wiecznie wżerał się kamienny pył, więc też sprawiały wrażenie brudnych i niezdarnych – ale potrafiły, jakże pieczołowicie, wykuć najmisterniejsze wzory. Przez całe lata i on, i jego ojciec, a nawet dziadek (obaj też trudniący się tym rzemiosłem) pracowali przy kolejnych etapach budowy Katedry. Kiedy wreszcie została ukończona i poświęcona (w roku 1211), zapewne długo po śmierci projektanta, ojciec też już dawno nie żył, a syn zbliżał się do sześćdziesiątki. Praktyka obcowania z Pięknem uczyniła z niego mistrza, więc też jemu powierzono wykonanie zacheuszków. Wiadomym było, że zrobi to doskonale. I zrobił – po swojemu, ale tak jak trzeba. (In the elder days of Art,/Builders wrought with greatest care /Each minute and unseen part; /For the Gods see everywhere. – Longfellow)
A kiedy nasz kamieniarz wracał po pracy do domu, siadał w ogrodzie i odpoczywał, słuchając ptaków (może to były synogarlice?). I – z właściwym sobie poczuciem Miary oraz Piękna i Funkcjonalności – wymyślił i zbudował dla nich specjalny dom – gościniec (DC Jakub nazywa to hotelem!) – ot, taki jak te dwa:
fot: Jakub
I od tej pory aż do dziś jego użyteczny projekt jest powielany w całej wiosce, a nawet w jej okolicach!
Mogło tak być? A pewnie!
Czy świat był w tamtych czasach wolny od wojen, od zła, przemocy, kłamstwa i zbrodni?
Ależ nie. Nigdy nie był!
Ale przetrwał – także dzięki Pięknu i jego pracownikom.
Krzepiące! – Prawda?
Dziękuję obu Drogim Czytelnikom za zdjęcia – i za pożywkę dla wyobraźni!
MM