Halo, halo!

ign

 

Kochane Czytelniczki i Drodzy Czytelnicy! Cześć i czołem po wakacjach!

Kochana Dziatwo Szkolna Wszystkich Szczebli! Dobrego pierwszego września! Dobrego szkolnego roku!

Zaczynam, oczywiście, od razu trzymać moje kciuki mentalne za wszystkich uczniów i uczennice, za to, żeby nowy rok szkolny nie był Wam przykry, żebyście mieli w nim czas i na naukę, i na kulturę, i na przyrodę, i na zabawę! I na śmiech!
Dziękuję Wam za wszystkie listy z wakacji, za zdjęcia, pamiątki i prezenty (Beatuszko! Kwituję świeżo otrzymaną wzruszającą przesyłkę z Wilna, dziękuję bardzo!). Przepraszam, że nie odpisywałam na listy, nie odpowiadałam na propozycje etc. – to dlatego, że po prostu zrobiłam sobie, kategorycznie jak co roku, wakacje od internetu. Wyłączyłam go. Ciach! – i co?

I nic się nie stało.

A w dodatku wcale nie pojechałam w podróż naokoło świata, czego, jak widzę, niektórzy tutejsi goście się spodziewali!
Zaczęliśmy trasę od wizyty u miłych przyjaciół, aż tu nagle nadeszły takie upały, że natychmiast mi się radykalnie odechciało jakichkolwiek podróży, zaszyłam się w Chłodnym Pokoju przy Zasłoniętych Oknach i Dużym Wentylatorze, kąpałam się dziesięć razy dziennie, jadłam wyłącznie lody i… i… co? Co można robić w takiej przymusowej izolacji, kiedy nic człowiekowi nie przeszkadza, kiedy na zewnątrz jest 50 stopni gorąca, a przed sobą ma się laptop z chłodzącym mini wiatraczkiem, podarowanym przez Jelly? Co w takiej sytuacji może człowieka porwać i zająć?

Tak jest. Praca. Czyli – „Feblik”.
Napisałam go wreszcie! I ostatecznie tak będzie wyglądał:

 

 

feblik-rozkl-s

 

Panuje w nim – trudno się dziwić! – taki sam straszliwy upał, jak we „Wnuczce do orzechów”. Widać to też po Ignasiu: ale się opalił, co?! (Starannie mu dobrałam odcień opalenizny, co możecie prześledzić na pierwszym rysunku, na tych próbnych plamkach po prawej: róż pastelowy, ugier jasny, umbra palona).
Mogę Wam już zdradzić, że spotęgowałam sobie trudności, tak, jak lubię: bowiem im trudniej, tym ciekawiej, a im więcej łamigłówek, tym milej i weselej się pracuje.
Założyłam mianowicie, że „Feblik” będzie opowiadał o tym, co się zdarzyło pomiędzy sobotą 10 sierpnia a wtorkiem 13 sierpnia 2013 roku. Jeśli zajrzycie do „Wnuczki”, stwierdzicie, że wydarzeń z dwóch dni, pomiędzy ową sobotą a pamiętnym burzowym (i burzliwym) wtorkiem, po prostu tam nie ma!
W sobotę szczęśliwy Ignaś wyruszył z dolinki przez Kostrzyn do Poznania, a dalej – do Wrocławia. Co się z nim działo przez ten czas? A co się wtedy działo w wiejskiej kuchni u Pulpecji? A co – przy Roosevelta 5 w Poznaniu, gdzie przecież został Grzegorz Stryba? A co powiedziała (i jaką miała minę!) Ida, we wtorek po burzy, kiedy bryczka zaprzężona w Kobyłkę przywiozła nie tylko Dorotkę , ale i autora jej korali?
Miło było sobie to wymyślać! Sama śmiałam się przy tym. Pyszna zabawa, takie podglądanie czasu i układanie w nim kawałeczków puzzla. I naprawdę dobrze się pisało! (Niech żyją wentylatory i wiatraczki!)
Ech, lubię swoją pracę!

Mam nadzieję, że Was „Feblikiem” zaskoczę, ucieszę i rozbawię.

Książka jest „złapana” za łeb, hura! Potrzebuję jeszcze miesiąca: na „dodanie ciałka” (jak sobie nazywam obudowywanie szkieletu niektórych naszkicowanych dopiero scen), na wykończenie całości (przyjemne zajęcie), i na ilustracje. I właśnie ten miesiąc mam. Obiecałam mojej Wydawczyni, że oddam tekst i obrazki na początku października. I – będzie „Feblik” na św. Mikołaja!
No i to jest właśnie ta niespodzianka, którą tu Admineczka pod moją nieobecność zapowiedziała.
Dziękuję Wam za doping! Za to wymagające oczekiwanie! Za to, że mnie ono stale zmusza do pisania! Bardzo, bardzo za to dziękuję, bowiem – mówię to z największym przekonaniem – praca naprawdę jest najlepszym lekarstwem na wszystkie smutki.
Przesyłam Wam zbiorowego CAŁUSA !

Wasza
MM