„Otóż Wierzbna, otóż Kwietna zawitała nam niedziela” – jak napisał Władysław Syrokomla.
Zanim sobie od rana sporządzę coś takiego na żywo, namalowałam Wam palmę z zielonych trawek, listków, fiołków, małych szafirowych cebulic i innego ziela. Wszystko to już rośnie w ogrodzie, fiołki zakwitły, a każdy dzień przynosi nowy przyrost zielonego życia.
Wielkanoc blisko!
Kochana Czytelniczka PatrycjaF, nasza mądra czternastolatka, zamierza upiec na Święta babkę i poprosiła o przepis. Już się robi! Mam taki, niezawodny! W rodzinnej księdze z wklejanymi i wpisywanymi przez lata przepisami, wyraźnie zużytej i pożółkłej, ze śladami ciast, czekolady i lukrów, figuruje on pod nazwą: BABKA WIELKANOCNA BARDZO DOBRA.
Natomiast w moim „Łasuchu literackim” znajdziecie ją na stronie 25, jako
„Babkę wielkanocną Mamy Żakowej”:
(„Babka wielkanocna musi być babką drożdżową, rzecz to pewna. Żadne inne ciasto nie komponuje tak cudownie swej woni z dźwiękiem dzwonów, wzywających na rezurekcję, z zapachem świeżo wyprasowanego obrusa, wyszorowanych podłóg, pierwszych żonkili i ostrego, wiosennego powietrza.”)
Oto przepis:
7 dkg masła roztopić w rondelku, odstawić do przestygnięcia.
Lekko podgrzać ćwierć litra mleka.
3 dkg świeżych drożdży rozetrzeć w miseczce z łyżeczką cukru, dodać je do letniego mleka, rozmieszać, po czym lekko posypać po wierzchu mąką (1 łyżka). To jest zaczyn. Naczynie,w którym się znajduje, należy postawić w ciepłym miejscu i przykryć czystą ściereczką na 10 minut.
W tym czasie utrzeć 1 całe jajko i 2 żółtka z 15 dkg cukru. Przygotować rodzynki, migdały, skórkę pomarańczową smażoną w cukrze.
Kiedy rozczyn podwoi swoją objętość, łączymy go z utartymi jajkami i cukrem, wsypujemy powoli, mieszając, 50 dkg przesianej mąki tortowej, dodajemy posiekane bakalie i przestudzone masło. Trochę otartej skórki cytrynowej, nieco waniliowego zapachu – i można ubijać. Kopystką. Albo mikserem. Mikser (na wolnych obrotach) zrobi to doskonale i wcale się przy tym nie zmęczy. Kiedy ciasto jest gładkie i lśniące, odstaje od kopystki (lub mieszadła), a spod jego powierzchni wydobywają się pęcherzyki powietrza, można już więcej nie ubijać.
Naczynie z ciastem przykrywamy czystą ściereczką, po czym stawiamy je w ciepłym miejscu na godzinę lub dłużej. Kiedy urośnie tak, że jest go dwa razy więcej, delikatnie przekładamy je do formy babkowej, wysmarowanej masłem. I niech znów odpoczywa oraz rośnie. Ale już bez przykrycia.
Teraz trzeba nagrzać piekarnik, żeby babka od razu znalazła się w cieple. Potrzebna jest temperatura 180-200 stopni, a piec należy tak długo, aż ciasto wyrośnie, jest przyjemnie rumiane i odstaje od brzegów formy, zaś patyczek, wetknięty w ciasto, jest po wyjęciu całkiem suchy.
I tyle!
Wyjmujemy babkę dopiero wtedy, gdy forma z nią jest już zupełnie przestudzona.
Lukrujemy ją nazajutrz (cukier puder, trochę śmietany tortowej, sok z pół cytryny – utrzeć energicznie na gęstą, lśniącą masę) i posypujemy po wierzchu drobinami skórki pomarańczowej, a w otwór zwany kominkiem wtykamy trochę bukszpanu i oczywiście chorągiewkę!
Co za widok, Patrycjo, mówię Ci!
Bierz się śmiało do dzieła, nic się nie bój, najwyżej ptaszki zjedzą coś dobrego. A ty upieczesz babkę nr 2.
Powodzenia!