Niedziela Palmowa

wielkanoc2015

 

„Otóż Wierzbna, otóż Kwietna zawitała nam niedziela” – jak napisał Władysław Syrokomla.

Zanim sobie od rana sporządzę coś takiego na żywo, namalowałam Wam palmę z zielonych trawek, listków, fiołków, małych szafirowych cebulic i innego ziela. Wszystko to już rośnie w ogrodzie, fiołki zakwitły, a każdy dzień przynosi nowy przyrost zielonego życia.

Wielkanoc blisko!

Kochana Czytelniczka PatrycjaF, nasza mądra czternastolatka, zamierza upiec na Święta babkę i poprosiła o przepis. Już się robi! Mam taki, niezawodny! W rodzinnej księdze z wklejanymi i wpisywanymi przez lata przepisami, wyraźnie zużytej i pożółkłej, ze śladami ciast, czekolady i lukrów, figuruje on pod nazwą: BABKA WIELKANOCNA BARDZO DOBRA.

Natomiast w moim „Łasuchu literackim” znajdziecie ją na stronie 25, jako

„Babkę wielkanocną Mamy Żakowej”:

(„Babka wielkanocna musi być babką drożdżową, rzecz to pewna. Żadne inne ciasto nie komponuje tak cudownie swej woni z dźwiękiem dzwonów, wzywających na rezurekcję, z zapachem świeżo wyprasowanego obrusa, wyszorowanych podłóg, pierwszych żonkili i ostrego, wiosennego powietrza.”)

 

Oto przepis:

7 dkg masła roztopić w rondelku, odstawić do przestygnięcia.

Lekko podgrzać ćwierć litra mleka.

3 dkg świeżych drożdży rozetrzeć w miseczce z łyżeczką cukru, dodać je do letniego mleka, rozmieszać, po czym lekko posypać po wierzchu mąką (1 łyżka). To jest zaczyn. Naczynie,w  którym się znajduje, należy postawić w ciepłym miejscu i przykryć czystą ściereczką  na 10 minut.

W tym czasie utrzeć 1 całe jajko i 2 żółtka z 15 dkg cukru. Przygotować rodzynki, migdały, skórkę pomarańczową smażoną w cukrze.

Kiedy rozczyn podwoi swoją objętość, łączymy go z utartymi jajkami i cukrem, wsypujemy powoli, mieszając, 50 dkg przesianej mąki tortowej, dodajemy posiekane bakalie i przestudzone masło. Trochę otartej skórki cytrynowej, nieco waniliowego zapachu – i można ubijać. Kopystką. Albo mikserem. Mikser (na wolnych obrotach) zrobi to doskonale i wcale się przy tym nie zmęczy. Kiedy ciasto jest gładkie i lśniące, odstaje od kopystki (lub mieszadła), a spod jego powierzchni wydobywają się pęcherzyki powietrza, można już więcej nie ubijać.

Naczynie z ciastem przykrywamy czystą ściereczką, po czym stawiamy je w ciepłym miejscu na godzinę lub dłużej. Kiedy urośnie tak, że jest go dwa razy więcej, delikatnie przekładamy je do formy babkowej, wysmarowanej masłem. I niech znów odpoczywa oraz rośnie. Ale już bez przykrycia.

Teraz trzeba nagrzać piekarnik, żeby babka od razu znalazła się w cieple. Potrzebna jest temperatura 180-200 stopni, a piec należy tak długo, aż ciasto wyrośnie, jest przyjemnie rumiane i odstaje od brzegów formy, zaś patyczek, wetknięty w ciasto, jest po wyjęciu całkiem suchy.

I tyle!

Wyjmujemy babkę dopiero wtedy, gdy forma z nią jest już zupełnie przestudzona.

Lukrujemy ją nazajutrz (cukier puder, trochę śmietany tortowej, sok z pół cytryny – utrzeć energicznie na gęstą, lśniącą masę) i posypujemy po wierzchu drobinami skórki pomarańczowej, a w otwór zwany kominkiem wtykamy trochę bukszpanu i oczywiście chorągiewkę!

Co za widok, Patrycjo, mówię Ci!

Bierz się śmiało do dzieła, nic się nie bój, najwyżej ptaszki zjedzą coś dobrego. A ty upieczesz babkę nr 2.

Powodzenia!

 

I gotowe!

okladka7-mala

 

W takiej wersji okładka już została przesłana do wydawnictwa.

Ho-ho, czyżby to było aż 15 szczegółów, różniących kolejne wersje?

Chyba mniej.

Ciekawa jestem, kto je wyłapie. Wójt Scoiattolo czyli Wiewiórka jest na dobrej drodze, jak widzę pod wpisem”Oczko do korekty”.

No, a ja teraz jadę na zasłużoną wycieczkę rowerową. Jest piękna pogoda i ptaki śpiewają jak szalone. Czy już Wam mówiłam, że na polach spotykam skowronki?

Jadę, zobaczę, co tam u nich słychać.

 

Oczko do korekty

dzwonek-nowy-maly

 

Przyszła tu w niedzielę wieczorem – ożywiona po pobycie na targach Książki w Poznaniu – autorka „Srebrnego dzwoneczka”, a że jest przede wszystkim moją młodszą córką (proszę zajrzeć na emilia.kieres.net), podzieliła się natychmiast swoją dobrą nowiną. Mianowicie, ta właśnie jej debiutancka książka rozeszła się w bardzo porządnym nakładzie; dzieci ją lubią, bo jest miła i ciekawa, a mamusie chwalą, bo porusza ważny problem dziecięcych obaw przed pójściem po raz pierwszy do szkoły.

Wydawczyni zaś podjęła szybką decyzję o kolejnym nakładzie „Srebrnego dzwoneczka”!

Ponieważ tym razem zmieni się format, postanowiłyśmy, że autorka ilustracji do tej książki (czyli ja) namaluje projekt nowej okładki.

Dobrze, że wszystko, czego potrzeba, mam w zasięgu ręki, na stole lub regale. Ciach!

Oto nowa Marysia w wianku z chabrów, i wszystko byłoby dobrze, tylko oczko oczku nierówne. To po prawej stronie nie ma odrobiny cienia pod powieką.

Się poprawi jutro.

Ale na razie pokazuję obrazek Wam, bo to zawsze ciekawe, jak się twórca zmaga,  dyszy i sapie, a z nosa pot mu rzęsisty kapie.

Po korekcie i wykończeniu okładki też Wam wszystko zademonstruję.

(Chabry zadowalające).

Coś się ruszyło

tulipki

Karel Čapek – „Rok ogrodnika”.

Marzec ogrodnika.

„Jeśli mamy zgodnie z prawdą i stosownie do prastarych doświadczeń przedstawić marzec ogrodnika, musimy przede wszystkim pieczołowicie rozróżnić dwie sprawy: a) co ogrodnik czynić powinien i pragnie, b) co rzeczywiście czyni, nie mogąc robić więcej.
a) A więc namiętnie i usilnie pragnie, to rozumie się samo przez się: zdjąć choinę i odkryć kwiatki, ryć, kruszyć, kopać, przerywać, spulchniać, wyrównywać, podlewać, rozmnażać, podcinać gałązki, preparować, przesadzać, podwiązywać, kropić, gnoić, pleć, wysiewać, czyścić, ciąć, odpędzać wróble i kosy, wąchać ziemię, wygrzebywać z niej palcem kiełki, radować się kwitnącymi przebiśniegami, ocierać pot z czoła, rozprostowywać plecy, jeść jak wilk i pić jak smok, kłaść się do łóżka z łopatą i wstawać ze skowronkiem, wielbić słońce i niebieską rosę, obmacywać twarde pąki, wyhodować sobie pierwsze mozoły i pęcherze i w ogóle szeroko, wiosennie i bujnie po ogrodniczemu żyć.
b) Zamiast tego klnie, że gleba jest nadal jeszcze albo znowu zmarznięta, rzuca się w domu jak lew w klatce, gdy ogród znajdzie się pod śniegiem, wysiaduje pod piecem z katarem, musi chodzić do dentysty, zwala mu się nieoczekiwanie na głowę ciotka, prawnuk, stryj i diabli wiedzą kto jeszcze, w ogóle traci dzień po dniu, prześladowany wszelkimi możliwymi i niemożliwymi dopustami bożymi, klęskami, sprawami i przeciwnościami losu, które dziwnym trafem gromadzą się właśnie w marcu; bo trzeba wam wiedzieć, że ‘marzec jest najbardziej pracowitym miesiącem w ogrodzie, który winien się przygotować na nadejście wiosny’.
(…)
Dla nas, ogrodników, ogromnie ważne są ludowe przepowiednie; my jeszcze wierzymy w to, że ‘święty Maciej lody łamie’, jeśli on sam tego nie uczyni, oczekujemy, że sprawi to św. Józef, niebiański lodołamacz, wiemy, że ‘w marcu jak w garncu’ i wierzymy w trzech zimnych Ogrodników i w to, że ‘ jeśli się rozsierdzi Serwacy, wszystko zmrozi, przeinaczy’, i w inne takie przepowiednie, z których wynika w sposób niezbity, że ludzie od pradawnych czasów mają smutne doświadczenia z pogodą. (…) Krótko i węzłowato, ludowe przepowiednie wieszczą nam w większości sprawy niemiłe i pochmurne. A zatem trzeba wam wiedzieć, że sam fakt istnienia ogrodników, którzy mimo tych złych doświadczeń z pogodą rokrocznie witają entuzjastycznie wiosnę, jest świadectwem bezmiernego i cudownego optymizmu rodzaju ludzkiego.
(…)
Gdy stanie zegarek, rozkłada się go na elementy pierwsze i następnie odnosi do zegarmistrza; gdy nagle zatrzymuje się auto, podnosi się maskę, zaczyna się tam pchać palce, po czym wzywa się montera. Ze wszystkim na świecie można coś zrobić, wszystkim można pokierować i wszystko można zreformować, ale z pogodą nic nie da się zrobić. Żadna gorliwość ani wielkie gesty, ani nowatorstwo, dociekliwość ani bluźnierstwa nie pomogą; pąk się otworzy i kiełek wzejdzie, gdy wypełni się jego czas i prawo. Tu z pokorą sobie uświadamiasz bezsilność człowieka; zrozumiesz, że cierpliwość jest matką mądrości.
Poza tym nic innego nie da się zrobić.”
Iskry, Warszawa 1986
Przełożyła z jęz. czeskiego Halina Janaszek-Ivaničková

 

Dzień Kobiet jest co dzień

hanu

 

I tak ma być.

Dobrze jest być kobietą!

Młodziutką, dorosłą i całkiem dorosłą.

Dobrze jest być kochaną, a jeszcze lepiej jest – kochać.

Wszystkim  Czytelniczkom, oczywiście niezależnie od wieku,

przesyłam zielone i wiosenne życzenia: rozkwitajcie!

 

– MM

 

PS To śliczne zdjęcie jest dziełem naszej KC Marple.

 

Od Sowy Przemądrzałej

musurgia-birds2

Kochane Czytelniczki i Drodzy Czytelnicy, oto wiadomość prywatna, przesłana (w kawałkach) , wraz ze stosowną ilustracją, przez KC Sowę Przemądrzałą, która jest muzykologiem:

 

DUA, chciałam się podzielić pewną ciekawostką-zagwozdką ornitologiczno-muzyczną.

Jak wiadomo, śpiew ptaków jest jednym z powszechniejszych motywów muzycznych, chociaż zazwyczaj traktowanych przez kompozytorów dość konwencjonalnie (tryle i inne ozdobniki). Czasami jednak pojawia się próba bardziej wiernego oddania ptasiego śpiewu w zapisie muzycznym.
Znakomitym przykładem jest tu francuski kompozytor Olivier Messiaen, ale pionierem w tej dziedzinie wydaje się niemiecki jezuita i teoretyk muzyki Athanasius Kircher, który w traktacie „Musurgia universalis” (1650) podjął się transkrypcji śpiewu słowika, w sposób zaskakująco metodyczny i naukowy (oczywiście na miarę swoich czasów).
Ilustracja pochodząca z tego traktatu jest bardzo ładna. Oprócz zapisu śpiewu słowika znajdują się na niej również głosy innych ptaków – koguta, kury (świetna!), kurczaków, kukułki, przepiórki i mówiącej po grecku papugi.

Jednak bardziej niż sam słowik zaintrygowała mnie na tej ilustracji kukułka, gdyż przyjęło się najczęściej oddawać jej głos za pomocą opadającej tercji małej (tak też jest u Kirchera), a jakoś kukułka, która pojawia się czasem w moim ogrodzie uparła się kukać w tercji wielkiej.

Ciekawa byłam , skąd ta rozbieżność się wzięła – czy poszczególne kukułki różnią się skalą głosu, czy też są to różne gatunki – i tak rozpoczęłam internetowe śledztwo w tej sprawie.

Jak dotąd dotarłam jedynie do bardzo interesującego komentarza poczynionego przez tajemniczego pana Mitforda do pewnego listu Gilberta White’a of Selborne o śpiewie kukułek i sów (!), zawartego w „The Natural History of Selborne” (wyd. z 1878):

„The cuckoo begins early in the season with the interval of a minor third, the bird then proceeds to a major third, next to a fourth, then a fifth, after which his voice breaks without attaining a minor sixth”. (Kukułka zaczyna śpiewać na początku sezonu, w interwale tercji małej, następnie kukanie ptaka przechodzi w tercję wielką, dalej w kwartę, później w kwintę, po której jego głos załamuje się, nie dochodząc do seksty małej – przekład MM).

Ha! Bardzo to intrygująca teoria, ale niestety nie mam jak jej potwierdzić – kukułka jest u mnie rzadkim gościem, a ja w lesie też często nie bywam. Internet też na ten temat milczy. Sam G. White poczynił jedynie obserwację, że zarówno kukułki jak i sowy nie odzywają się zawsze na tym samym tonie (jak niektórzy sugerują), a w jego okolicy kukułki kukają wokół tonacji D-dur lub C-dur . A może DUA jest w stanie potwierdzić tę zadziwiającą właściwość kukułki co do rozszerzania skali głosu wraz z upływem wiosny?

Natomiast jeśli chodzi o definitywne zamilknięcie kukułki z początkiem lata, jak dobrze wiemy moment ten został określony precyzyjnie przez ks. Twardowskiego.

Okazuje się jednak, że istniał i inny poeta, który uwiecznił w swojej twórczości ten fakt. Był to John Heywood, który w 1587 roku opublikował zbiór epigramów, a wśród nich znajduje się ten oto:

„Of Use”

„Use maketh mastery: this hath been said alway;
But all is not alway, as all men do say,
In April the cuckoo can sing her song by rote
In June, out of tune, she cannot sing a note.
At first, cuckoo, cuckoo, sing still can she do,
At last, cuck, cuck, cuck- six cucks to one cu.”

„The Proverbs, Epigrams, and Miscellanies of John Heywood” ed. John S. Farmer, London 1906, s.294.

Koniec ciekawostki.

 

Wielkie dzięki, kochana Sowo Przemądrzała!

Nadzwyczaj to ciekawe.

Dziatwo, zapis nutowy  śpiewu słowika (Luscinia luscinia ) znajduje się oczywiście w górnej części tej pożółkłej kartki.

Nie, Sowo, nie wnikałam dotąd specjalnie w muzyczne niuanse kukułczych wołań , ale postanawiam to zrobić na wiosnę. ( Aha, pamiętajmy, że kuka pan kukułka, podczas gdy samice ” ochryple chichocą”- jak podaje przewodnik ilustrowany „Ptaki Europy”).  A profesor Jan Sokołowski w słynnym i wspaniałym dziele „Ptaki ziem polskich” pisze:

Głos kukułki jest tak powszechnie znany, że nie potrzeba go bliżej opisywać, a wystarczy zaznaczyć, że druga część „kuku” jest nieco niższa od pierwszej, i to o małą tercję. Kukanie ma w biologii ptaka znaczenie śpiewu i jest właściwością tylko samca. (…) Na widok nadlatującej samicy, samiec dodaje jeszcze jedną sylabę i woła „kuku-kuk”. Samica odzywa się o wiele rzadziej  zupełnie inaczej, a głos jej brzmi jak wysoki chichot „bribribribribri”.

Chichocząc ochryple, kończę z kukułkami, by przejść do małej niespodzianki, treść której zapewne jest doskonale znana Sowie Przemądrzałej, ale nie musi być jeszcze znana naszej Dziatwie. W grubym tomie „Listów” W. A. Mozarta jest taki zapis, uczyniony po majowym spacerze:

mozart

A więc, tak jak już kiedyś  pisała nasza Sowa P., wszystko jest muzyką, a ta jest  odbiciem harmonii sfer.

Czy będzie nadużyciem, gdy stwierdzę , że ptaki przybliżają nas do nieba nie tylko przez swój lot, lecz i przez śpiew?

Wiosenne uściski dla wszystkich

od

MM