…właśnie kwitną, Mamo Isi, cztery rodzaje jabłoni ozdobnych w czterech odcieniach różu.
Pięknie się komponują ze złotym klonem
i z kaliną angielską, wonną
i z kremową magnolią
A tu na pierwszym planie pyszni się różowa japońska wiśnia piłkowana Kanzan.
Dalej ciągnie się długa esowata rabata, na której coraz mniej jest miejsca na byliny, bo krzaki ozdobne postanowiły się rozpanoszyć. Niebieskie kwiatki, zdobiące krawędź rabaty, to brunera – kiedy przekwitnie, będzie nadal dekoracyjna: ma śliczne biało-zielone liście. Białe podłużne bicze to urocza tawuła wiosenna, ślicznie pachnąca. Widać też niekwitnące jeszcze dwie róże („Graham Thomas” przy żardninierze i dalej – pękaty krzak „Claire Matin”). Kwitnie fioletowo bez, a duża lipa za nim właśnie okrywa się listeczkami w moim ulubionym odcieniu zieleni.
I coś Wam powiem: to wszystko – wszyściutko! – co tu widzicie, cały ten gąszcz, przed dwudziestu laty posadziłam na pustawej, łysawej, spalonej słońcem, piaszczystej działce – sama, osobiście, tymi oto rączkami, które może nie są małe, „lecz do pracy doskonałe”. Rączki, i owszem, mam po tych akcjach sfatygowane, kręgosłupik też, ale stwierdzam stanowczo: warto było bezlitośnie fatygować te elementy organizmu. Ogród odpłaca po stokroć włożone weń trudy – i teraz mogę sobie w nim spoczywać bez ruchu, wyłącznie napawając wzrok, węch i poczucie piękna. Od czasu do czasu, co prawda, wyrywam się z błogiej kontemplacji, podnoszę się i pilnie wyszarpuję z ziemi dostrzeżone właśnie chwaścisko (Mala herba cito crescit), ale potem znów się wyciągam na leżaku i nawiedza mnie myśl następująca (nie moja, tylko chińska starożytna): Najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku.
I jeszcze wyrywa mi się okrzyk: – Hej, ha, faktycznie praca się opłaca!
Po czym wracam do korekty „McDusi” (potrzebnej do tego nowego, pięknego, zbiorowego wydania) i nachodzą mnie bardzo podobne refleksje, wraz z identycznym uczuciem satysfakcji.
Wokół mnie wielki, bujny ogród, który na pewno mnie przeżyje i będzie cieszyć innych. Przede mną – wydanie zbiorowe „Jeżycjady”, o której mogę powiedzieć – z nadzieją – to samo, co o ogrodzie. Przy mnie – liczna rodzina z wciąż nowymi odnóżkami. Piękne widoki!
Zaczyna się od pierwszego kroku, pamiętajcie!
A potem już samo się dzieje.
Coś wspaniałego!
Odwagi!
Uściski od
MM