(Chaty przy księżycu- mal. Jan Stanisławski)
Kazimierz Wierzyński
MOWA I ZIEMIA
Wyczesali ją z buków i brzóz,
Potem furman karpacki ją wiózł
A potem przyłożyli mi ją do ucha,
I poszliśmy razem, mowa i ja,
Szerokim gościńcem jasnego dnia
I zdawało się — świat nas wysłucha.
Igliwie i zieleń, smoła i chrust,
Powoje miłosne od stóp aż do ust
I wielojęzyczne listowie —
Wszystko zmówiło się w jeden szept,
Potoczył się wiernie za nami i szedł,
Aż ziemia zaczęła śpiewać w tej mowie.
Ogromne obszary wiosen i zim
I jesień z jałowcem w ogniu i dym
I ręce pracą pożarte do czarna,
Spocone konie z pianą u grzyw,
Pogoda i deszcze nagłe śród żniw
I w chłopskiej wialni lecące ziarna.
I poszliśmy razem, chleb ten i ja,
Na służbę wesołą dobijać się dnia
Kiedy otworzą nam drzwi do gospody.
I podzieliliśmy to co kto miał
I wtedym długo, szczęśliwie spał
U szynkarki zmęczonej i młodej.
Szynkarka nie była skąpa i zła,
Cyganka wróżyła: dojdziesz do dna
I tam swej prawdziwej dopatrzysz się doli,
Na harmonii w karczmie ktoś płakał i grał,
Zielony kogut na dachu piał
I drzwi się zamknęły za mną powoli.
Więc poszliśmy razem, przyszłość i ja,
Pytać proroków którego dnia
Prawdę nam o nas powiedzą.
Słota pluskała. Ze wszystkich stron
Poganiał nas kaszel jesiennych wron,
Żołnierze z nami szli wąską miedzą.
Ktoś w łupkach kości przekładał, ktoś padł,
Żołnierz czy przyszłość, czy cały świat,
I spostrzegliśmy nagle, że nie ma wyjścia,
Że furman już dawno przejechał i zwiózł
Co pozostało z buków i brzóz
Do ostatniego liścia.
Więc poszliśmy razem, zguba i ja,
Na ciemną służbę ciemnego dnia
I stało się jeszcze puściej,
I tylko jeden ocalał nam szept,
Idzie za nami jak dawniej szedł
I nigdy nas nie opuści.
Zbieramy w kniejach nasz dziki miód,
Zapachy dereni i chmielny słód
I napełniamy ule i dzbany:
O tej słodyczy, objętej snem,
Niedocieczonej, to jedno wiem,
Że jestem w niej zakochany.
Miłość niezmienna, zasiana w krew,
Opiłość senna, wezbrana w śpiew:
Za światem, za światem ktoś nas wysłucha —
I tak idziemy, mowa i ja,
Do ostatniego przed nami dnia
Z ziemią przyłożoną do ucha.
(z tomu Siedem podków, Nowy Jork 1954)