Jessie Willcox Smith

jessie-willcox-smith-the-seven-ages-of-childhood

 

Minął nam Dzień Matki, Kochane Czytelniczki i Drodzy Czytelnicy, nienależycie uczczony, niestety,  bowiem – z powodu wybryku empiku – musiałam utrzymać moje chucherkowe dementi aż do skutku.

Aż przykro!

Ale dementi swój skutek odniosło, wybryk jest już przeszłością, toteż chętnie o sprawie zapomnę, oglądając razem z Wami to, co w sprawie matek (i dzieci!) miała do powiedzenia znakomita malarka i ilustratorka amerykańska, Jessie Willcox Smith (1863-1935). Oto ona:

 

jessie

Portrety dzieci i ich matek stanowią szczególnie dużą część jej wielkiego dorobku twórczego, tak jakby w tych właśnie istotach, w ich wzajemnych uczuciach, w ich niesłychanie mocnym zespoleniu, dopatrywała się pani Willcox Smith, wciąż na nowo,  jakiejś pięknej i frapującej tajemnicy.

 

Jessie_Willcox_Smith_-_The_Newborn_16x20_ognadc__92893.1486481624

 

Cóż za piękne i celne portrety! Co za biegłość! Jaki miły i wdzięczny styl!

Spójrzcie sami, oto mała, staroświecka galeria – w sam raz na czas tuż po Dniu Matki i tuż przed Dniem Dziecka. Z najlepszymi życzeniami dla jednych i drugich!

Niech ta tajemnicza więź, tak znakomicie uchwycona przez malarkę, towarzyszy Wam niezmiennie, teraz i zawsze!

Niech nam żyją Matki i Dzieci!

 

b6c00b316069cd4b247f63a44476ad98

 

 

 

Z serii „Mother’s Day”:

 

d4a3a98684a426bd00376075f909f831

 

unnamed

 

in the

 

fairy

 

8427060721_0b0ce60a48_b

 

 

Dementuję gwałtownie!

Szosta klepka_okladka.indd

 

UWAGA!!! WAŻNE!!!

 

Dzięki informacji od  KC Karoliny dowiedziałam się, że Empik od piątku proponuje klientom przedsprzedaż mojej nieistniejącej jeszcze powieści „Chucherko”. Wyznaczono nawet – tak! – cenę za egzemplarz oraz – to jest najlepsze! – datę premiery! Tę datę, której nie znam jeszcze ja sama, a której wydawnictwo ze mną, tym samym, nie uzgodniło.

 

chucherko_zrzut_empik_1

 

Proszę więc  Czytelników o zachowanie rozwagi i ostrożności!  „Chucherka” jeszcze NIE MA – i nie umiem powiedzieć, kiedy BĘDZIE.

Biedne „Chucherko” musi  po prostu spokojnie poczekać, aż wymyślę je na nowo. Jego akcja  toczyć się miała bowiem właśnie w roku 2020! Zamierzałam pisać tę powieść „na bieżąco” (jak to często mam w zwyczaju), czyli tak, by jej czas pokrywał się z czasem kalendarzowym. Ale nagle nastał okres pandemii i okazało się, że właściwie nic z tego, co już napisałam w „Chucherku”, nie przystaje do nowej rzeczywistości, w której istnieje zakaz bliskich kontaktów i swobodnego przemieszczania się. Niepodobna też pisać o tym żartobliwie, czy zarażać bohaterów wiadomym wirusem; nie miałabym zresztą na to najmniejszej ochoty. Co więcej, czytelnicy, jak sądzę, mieliby jeszcze mniejszą ochotę, by po taką powieść sięgnąć!

Mogę więc tylko zaapelować do Czytelników, by i oni spokojnie poczekali. Zawsze wzdragam się i opieram przed podaniem ostatecznego terminu ukończenia powieści, wiedząc dobrze, jak trudny to proces i jak wiele może być spraw i niespodzianych wydarzeń, które wtargną w rytm mojej pracy. Nie podam więc terminu i tym razem. „Chucherko” będzie, kiedy już na pewno BĘDZIE!

Muszę pomyśleć, jak wybrnąć z tej losowej łamigłówki, potrzebuję czasu i spokoju do pisania.

A kiedy już wymyślę wszystko, kiedy wszystko napiszę, kiedy „Chucherko” nareszcie będzie gotowe – to właśnie tutaj – nigdzie indziej, tylko tutaj! – na mojej stronie autorskiej, w dziale „Aktualności”, pojawi się pierwsza o tym wiadomość.

Pamiętajcie o tym!

 

Wasza –

Małgorzata Musierowicz

Na różowo

IMG_20200517_135642

fot. MM (bez różowy)

 

 

 

Leopold Staff

OGRÓD PRZEDZIWNY

 

W przedziwnym mieszkam ogrodzie,

Gdzie żyją kwiaty i dzieci

I gdzie po słońca zachodzie

Uśmiech nam z oczu świeci.

 

Wodotrysk bije tu dziwny,

Co śpiewa jak śmiech i łkanie;

Krzew nad nim rośnie oliwny

Cichy jak pojednanie.

 

Różom, co cały rok wiernie

Kwitną i słodycz ślą woni,

Obwiązujemy lnem ciernie,

By nie raniły nam dłoni.

 

Żywim rój ptaków, co budzi

Ze snu nas z rannym powiewem,

Ucząc nas iść między ludzi

Z dobrą nowiną i śpiewem.

 

I mamy ule bartnicze,

Co każą w pszczół nam iść ślady

I zbierać jeno słodycze

Z kwiatów, co kryją i jady.

 

I pielęgnujem murawę,

Plewiąc z niej chwasty i osty,

By każdy, patrząc na trawę,

Duszą, jak trawa, był prosty.

 

IMG_20200514_151722

fot. MM (tenże bez różowy)

 

 

IMG_20200522_155951

fot. MM (róża Louise Odier – zakwitła jako pierwsza!)

 

Bolesław Leśmian

 

RÓŻA

Czym purpurowe maki
Na ciemną rzucał drogę?
Sen miałem, ale — jaki? —
Przypomnieć już nie mogę.

Twojeż to były usta?
Mojeż to były dłonie?
Głąb  sadu mego — pusta,
We wrotach — księżyc płonie.

Dni się za dniami dłużą,
Noce — w jeziorach witam…
Kiedy ty kwitniesz, różo?
— »Ja nigdy nie zakwitam«…

— »Ja nigdy nie zakwitam«…
Twójże to głos, o, różo?
Słowo po słowie chwytam,
Dni się za dniami dłużą…

 

IMG_20200522_160101

fot. MM

 

Jarosław Iwaszkiewicz

 

STARY OGRÓD

Te drzewa oliwkowe rozpięte jak harfy.
Liście akantu gęste jak liście łopucha.
Cienie, choć niewysokie. Ni żywego ducha.
Czerwone kwiaty wiszą, szarfy Heleny ze Sparty.

Gęsto w tym starym ogrodzie. Czy to tu pamięci
rozmaite te cienie zgęściły zapachy,
i czy to tylko lat ponikłe strachy
wirują: i w mej głowie tak wszystko się kręci?

Stary ogród się staje młodziutkim ogrodem
i chodzą po nim dawni malarze, poeci,
i marzą coś, i piszą, i śmieją jak dzieci,
ogarnięci na zawsze niepamięci lodem.

A pamięć i niepamięć w starym wirydarzu
to dwa liście, dwa kwiaty, dwa pnie oliwkowe,
to dwa wieńce splecione w sam raz na mą głowę,
to płatki spadające na ręce, na twarze.

 

 

IMG_20200522_155301

fot. MM (kolkwicja z daleka)

 

 

IMG_20200520_130759

fot. MM (kolkwicja z bliska)

 

 

IMG_20200517_140922

fot. MM (nieznany chwaścik)

 

 

 

IMG_20200522_160156

fot. MM (wajgela krzewuszka)

 

 

IMG_20200522_155839

fot. MM (orliki)

 

 

 

 

 

 

 

 

Ponurość berberysu

IMG_20200510_160549

 

Ogden Nash (1902-1971)

DZISIAJ ŻADNYCH WIZYT U LEKARZA, DZIĘKUJĘ BARDZO

 

Euforia to, jak rozumiem, poczucie, że się ma świetne samopoczucie;
       jeśli tak, to jestem dziś w stanie euforycznym lub nawet euforialnym,
Czuję się zwinny jak grecki bóg, a apetyt mam o rozmiarze gargantuiczno- birbantualnym;
Tak, dziś potrafiłbym nawet wyjść bez kaloszy na dwór
I wykonać wspaniałomyślny gest, na przykład komuś o nijakiej osobowości odstąpić cały moich zalet i wad wór.
Dziś mam dzień eufemeryczny i zupełny ze mnie skowronek,
Jak on, będę dzwonić w niebie i wiać w te pędy, zanim ktoś otworzy drzwi na mój dzwonek.
Będę dybać na karibu na Karaibach,
Bałamucić w pół minuty marabuty na redutach, libacjach i bibach,
Spiszę pamiętnik namiętnych –
Ech, młodość, jej euforie i eufurie! –  niepojętych chętek i chęt mych,
Które zresztą w moich wczesnych latach przeradzały się w jednego typu zbytki:
Można mnie było znaleźć nie tyle w buduarach, ile w barach,
         zwłaszcza serwujących podwójne hamburgery i podwójne frytki.
Ktoś chce się opić barszczem na Montmartrze?
Ja mu dostartrzę.
Ktoś chce pływać bezpłatnie na tratwie po Łotwie?
Ja to załotwię.
Mogę grać fugi w rytm boogie-woogie na organach a nawet organkach,
Wygłaszać po portugalsku pogodne pogadanki o pagodach, pagonach, poganach albo pogankach,
Wzuwać lub zrzucać obuwie bez pomocy rąk, zwłaszcza że w zakresie obuwia jestem wierny  mokasynom,
I jeśli nie wyjaśnić, to przynajmniej instynktownie wyczuć, na czym polega różnica między    antybiotykiem,  antypatykiem i antytoksyną.
Ludzkości, nie przypisuj mi pychy, nie gań mnie za ten wzlot mistyczny czy eufemistyczny,
Naszedł mnie dziś po prostu nastrój euforystyczny.
 *
*
(przełożył Stanisław Barańczak)

 

 

IMG_20200510_160809

 

Ogden Nash

NO DOCTORS TODAY, THANK YOU

They tell me that euphoria is the feeling of feeling wonderful,
well, today I feel euphorian,
Today I have the agility of a Greek god and the appetitite of a
Victorian.
Yes, today I may even go forth without my galoshes,
Today I am a swashbuckler, would anybody like me to buckle
any swashes?
This is my euphorian day,
I will ring welkins and before anybody answers I will run away.
I will tame me a caribou
And bedeck it with marabou.
I will pen me my memoirs.
Ah youth, youth! What euphorian days them was!
I wasn’t much of a hand for the boudoirs,
I was generally to be found where the food was.
Does anybody want any flotsam?
I’ve gotsam.
Does anybody want any jetsam?
I can getsam.
I can play chopsticks on the Wurlitzer,
I can speak Portuguese like a Berlitzer.
I can don or doff my shoes without tying or untying the laces because
I am wearing moccasins,
And I practically know the difference between serums and antitoccasins.
Kind people, don’t think me purse-proud, don’t set me down as
vainglorious,
I’m just a little euphorious.

 

 

 

 

 

 

Na biało

IMG_20200514_144642

fot. MM

 

 

Bronisława Ostrowska

BIAŁA GODZINA

 

Zszarzały klombów płomienne rabaty,

zgasł żar nasturcji i szkarletów krew –

I nagle widać tylko białe kwiaty

Pod ścianą mrocznych drzew.

 

Gwiazdy zabłysły w gałęziach topoli.

W białych tytoniach krążą szare ćmy –

Pamięć nie boli i życie nie boli …

Srebrne są kwiaty i gwiazdy i łzy.

 

IMG_20200514_145158

fot. MM

 

 

Bronisława Ostrowska (1881-1928)

SZCZĘŚCIE

 

Nie więźcie mnie, nie więźcie,

Nie powstrzymujcie mnie!

Ja muszę gonić szczęście,

Co szlakiem wiosny mknie.

 

Tak szybko, szybko pierzcha,

Tak wciąż ucieka z rąk!

Gdzie chwycę – tam już zmierzcha,

Już w nowy skwita pąk…

 

Nie przekwitł mi sasanek

Ukryty jeszcze w śnieg –

A juz kaczeńców wianek

Na modrym stawie legł…

 

Wczoraj mi błysł rozkwitły

Biały wiśniowy sad –

A dziś puch bzu błękitny

Na moje oczy padł…

 

Nie więźcie mnie! Nie więźcie!

Nie powstrzymujcie mnie!

Może dogonię – szczęście –

Co kwitnie w białym bzie.

 

 

IMG_20200514_144009

fot. MM

 

 

Beata Obertyńska (1898-1980)

MAJ

 

Tarnina biała wybuchła pod lasem,

Kłębi się, puszy i pieni,

W biel jej kolącą zanurza się czasem

Wiatr, co na przełaj przepycha się lasem,

W lepkiej, najmłodszej zieleni!

           Jak młody wyżeł, chudy, zziajany,

                 Wpada znienacka w wał kwietnej piany,

                       Dech traci i milknie pod lasem …

Rozkołysana pędem jego biegu

Tarnina pręty odgina sprężyście,

Kwiat sypiąc biały na trawę i liście …

Wiosenny, niedorzeczny sen o ciepłym śniegu…

 

IMG_20200514_151024

fot. MM

 

 

Kazimierz Wierzyński (1894-1969)

KIEDY SIĘ TWOJEJ ROZEŚMIANEJ BIELI

 

Kiedy się twojej roześmianej bieli

Kwiaty na wietrze, jak motyle, chwieją

I gdy na tobie słońce się pościeli,

Jakżeś mi droga, wiśniowa alejo!

 

Twój piasek płonie jak rozlane złoto,

A proste ścieżki są jak wierne ręce,

Co chcą prowadzić kogoś jeno po to,

By je stopami całował w podzięce.

 

IMG_20200514_150019

Japońskie irysy

ohara Koson

Ohara Koson (1877 – 1945)

 

*

 

Ten dzień deszczowy

nagle za furtką przeszły

kwiaty irysu

 

Shintoku (ze zbioru Hitotsubashi, 1686)

przekład: Agnieszka Żulawska-Umeda

 

iris-flowers-ohara-koson

Ohara Koson

 

*

 

Po śnie

Jak rzeczywisty

        Jest irys

 

Sushiki (1669-1725)

przekład: Czesław Miłosz

 

 

ohara Koson irysy

Ohara Koson

 

*

 

Kwitnące irysy

U moich stóp –

Sandały sznurowane niebiesko.

 

Basho (1644-1694)

przekład: Czesław Miłosz

 

 

kawarazaki-shodo-iris-japanese_1_5a633f2308e666db85df86d0764dd2a0

Kawarazaki Shodo (1889-1973)

 

Dzień Bibliotekarzy

IMG_20200506_163357

 

Najmilsze wiosenne kwiatki – dla Was, Przyjaciele książek, czytelników  i pisarzy!

Nie zapominamy o Was nawet wtedy, gdy biblioteki są zamknięte.  Tak wiele Wam zawdzięczamy!

Na dowód – mały kawałek mojej książki „Na Jowisza” – fragment hasła „Biblioteka Raczyńskich”:

 

 Oniemiałam z zachwytu natychmiast
po pierwszym wejściu do tej biblioteki. Zdawało mi się,
że od wszystkich książek naraz bije ciepły blask. W mnogości
ciasno wyładowanych regałów było coś nieopisanie kuszącego,
magnetycznego, a zrazem – kojącego i napawającego
pewnością oraz poczuciem bezpieczeństwa. Jakby się człowiek
znalazł w fortecy!
Książki były schludnie i z szacunkiem obłożone w czysty,
szary, szorstki papier pakowy, każda miała na grzbiecie
jaśniejszą nalepkę z symbolami i numerkami wypisanymi
ręcznie, ładnie – piórem i granatowym atramentem.
Wyglądały tajemniczo i zarazem apetycznie.
Początkowo byłam onieśmielona tym cudownym
nadmiarem, nie wiedziałam, co mam wziąć do pierwszego
czytania, ale miła pani bibliotekarka zaraz mi pomogła,
wypytała, zatroszczyła się i usadziła przy stoliku ze stosem
książek do spróbowania. I przepadłam!
Odtąd spędzałam tam wszystkie wolne popołudnia.
Musiałam dotrzeć na Armii Czerwonej sama,
mijając zbombardowane domy, których wciąż jeszcze
nie odbudowano, i puste miejsca, z których już uprzątnięto
gruzy. Bywało mi trochę straszno, ale raczej z powodu
ciemności, która tak szybko zapadała.
Na szczęście moja czytelnia znajdowała się niedaleko
od ulicy Kościuszki, za drugim narożnikiem. Światło i ciepło,
błoga słodka cisza i powitalny uśmiech pani bibliotekarki – to
czekało na mnie na końcu ciemnej przeprawy. Wkraczałam tam –
i roztapiałam się ze szczęścia.
Większość tego księgozbioru pochodziła jeszcze sprzed wojny –
książki różniły się od tych, które można było dostać w księgarniach
lub wypożyczyć w szkolnej biblioteczce. Były rozkosznie zużyte,
przyjemnie pożółkłe, grube, aksamitnie miękkie w dotyku i mile
pachnące czymś nieznanym. Kiedy się je czytało, miało się wrażenie
obcowania ze światem dziwnie stałym, pewnym, z czymś, na czym –
czułam to! – można się zawsze oprzeć.
A rzadko miewałam to wrażenie w rzeczywistości.
Książki okazały się niezawodnym przejściem do lepszego świata.
Popadłam w nałóg uciekania tam przy każdej okazji i bardzo szybko
literatura stała się dla mnie przestrzenią prawdziwej wolności.
Po jakimś czasie zaczęłam zabierać tam ze sobą braciszka,
bo żal mi było, że cieszę się czymś bez niego. I tak staliśmy się
oboje wiernymi gośćmi czytelni dla dzieci. A wychodząc przed
jej zamknięciem, wypożyczaliśmy sobie jeszcze po dwie książki
do domu. Po dwie dlatego, że więcej nie wolno było.

 

Tamtej  niezapomnianej pani bibliotekarce i wszystkim innym bibliotekarzom, których dane mi było spotkać – wielkie podziękowanie!

MM

Za zielone, żółte i fioletowe!

IMG_20200506_161649

   fot. MM

 

 

Gerard Manley Hopkins (1844-1889)
PSTRE PIĘKNO

 

Za wszystko, co pstrokate, chwała niech będzie Panu –
     Za niebo wielobarwne jak łaciate cielę;
          Za grzbiety pstrągów, różem nakrapiane w cętki;

Za skrzydła zięb; żar szkarłatny rozłupanych kasztanów;
     Za ziemię w działkach, w kawałkach – za ugór i za zieleń;
          I za rzemiosło wszelkie, jego narzędzia i sprzęty.

Wszystkiemu, co nadmierne, osobliwe, sprzeczne,
     Rzeczom pstrym i pierzchliwym (któż wie, jak to się dzieje?),
           Wartkim i wolnym, słodkim i słonym, mocnym i miękkim,
On wciąż początek daje, Ten, czyje piękno jest wieczne:
                           Jemu niech będą dzięki.

(przekład: Stanisław Barańczak)

 

 

IMG_20200506_130156

    fot. MM

 

 

Gerard Manley Hopkins

PIED BEAUTY

 

Glory be to God for dappled things—
For skies of couple-colour as a brinded cow;
For rose-moles all in stipple upon trout that swim;
Fresh-firecoal chestnut-falls; finches’ wings;
Landscape plotted and pieced—fold, fallow, and plough;
And all trades, their gear and tackle and trim.

All things counter, original, spare, strange;
Whatever is fickle, freckled (who knows how?)
With swift, slow; sweet, sour; adazzle, dim;
He fathers-forth whose beauty is past change:
Praise Him

 

IMG_20200505_132914

Fot. MM

Drzewa majowe

IMG_20200503_105714

fot. MM

 

Robert Frost

DRZEWO ZA OKNEM

 

Drzewo za oknem, drzewo zaokienne:

Dzieli nas szyba, kiedy noc nadchodzi,

Lecz niech zasłona nigdy nie odgrodzi

Ciebie ode mnie.

 

Głowo snów pełna, podźwignięta mgliście

Wzwyż, rozwichrzona prawie jak obłoki,

Nie zawsze głoszą jakiś sens głęboki

Szumne twe liście.

 

Jednak – widziałem cię w burzliwe noce;

A ty, jeżeliś widziało mnie we śnie,

Wiesz, że mną także targają boleśnie

Nieznane moce.

 

Dwie nasze głowy jednym chwytem zręcznym

Zetknęło z sobą pomysłowe Fatum:

Twoją – zajętą zewnętrznym klimatem,

Moją – wewnętrznym.

 

(przełożył Stanisław Barańczak)

 

 

IMG_20200503_105742

fot. MM

 

Robert Frost

TREE AT MY WINDOW

 

Tree at my window, window tree,
My sash is lowered when night comes on;
But let there never be curtain drawn
Between you and me.

Vague dream head lifted out of the ground,
And thing next most diffuse to cloud,
Not all your light tongues talking aloud
Could be profound.

But tree, I have seen you taken and tossed,
And if you have seen me when I slept,
You have seen me when I was taken and swept
And all but lost.

That day she put our heads together,
Fate had her imagination about her,
Your head so much concerned with outer,
Mine with inner, weather.

 

IMG_20200424_175755

fot. MM

 

Wiwat maj!

 

IMG_20200428_100209

Pięknego świętowania!

A czy znacie pełny tekst tego mazurka?

Oto on, w całej swej krasie:

 

Witaj majowa jutrzenko,
Świeć naszej polskiej krainie,
Uczcimy ciebie piosenką,
Która w całej Polsce słynie.

Witaj maj, piękny maj,
U Polaków błogi raj.

Witaj dniu trzeciego maja,
który wolność nam zwiastujesz.
Pierzchła już ciemiężców zgraja.
Polsko, dzisiaj tryumfujesz!

Witaj maj, piękny maj,
U Polaków błogi raj.

Nierząd braci naszych cisnął,
Gnuśność w ręku króla spała,
A wtem trzeci maj zabłysnął –
I nasza Polska powstała.

Witaj maj, piękny maj,
Wiwat wielki Kołłątaj!

Ale chytrości gadzina
Młot swój na nas gotowała,
Z piekła rodem Katarzyna
Moskalami nas zalała.

Chociaż kwitł piękny maj,
Rozszarpano biedny kraj.

Wtenczas Polak z łzą na oku
Smutkiem powlókł blade lice
Trzeciego maja co roku
Wspominał lubą rocznicę.

I wzdychał: Boże daj,
By zabłysnął trzeci maj!

Na ustroniu jest ruina,
W której Polak pamięć chował,
Tam za czasów Konstantyna
Szpieg na nasze łzy czatował.

I gdy wszedł trzeci maj
Kajdanami brzęczał kraj.

W piersiach rozpacz uwięziona
W listopadzie wstrząsła serce,
Wstaje Polska z grobów łona,
Pierzchają dumni morderce.

Błysnął znów trzeci maj
I już wolny błogi kraj!

Próżno, próżno, Mikołaju
Z paszcz ognistych w piersi godzisz,
Próżno rząd wolnego kraju
Nową przysięgą uwodzisz.

To nasz śpiew: wiwat maj!
Niech przepadnie Mikołaj!

O zorzo trzeciego maja!
My z twoimi promieniami
Przez armaty Mikołaja
Idziem w Litwę z bagnetami.

Wrogu, precz! Witaj maj
Polski i litewski kraj!

23 kwietnia 1831, Kałuszyn