Antykwariat przy Podmurnej

antykw

 

Oczywiście – w Toruniu.

 

Właściciel antykwariatu wyglądał trochę tak, jak na tej mojej ilustracji do „Tygrysa i Róży”: czuprynę miał siwą i gęstą, czarne, przenikliwe oczy i surowy wyraz twarzy. Kitelek był granatowy, magazynierski.

Siedział sobie pan antykwariusz za wąskim stołem w malutkim pokoiku, wydzielonym z wielkiej powierzchni starego, zimnego  spichrza. Ogrzewał się elektrycznym grzejniczkiem. Wokół, na regałach, stały co cenniejsze książki, albumy i inne cymelia, a na stole piętrzyły się stosy tego, co właśnie przeglądał.

 

Wnętrze antykwariatu wyglądało tak oto (zdjęcie jest dziełem Dariusza Gackowskiego, pocztówkę wydało w roku 2009 jego EMPORIUM, a kupiła mi ją, w małej księgarni przy ul. Podmurnej,  KC Irenka, w roku 2012):

 

antykwariat

 

Widać fragment belkowania pod sufitem. Te ogromne belki kładziono pewnie jeszcze w czasach gotyku!

Na powierzchni całego pierwszego piętra tego spichrza stały przeróżne szafy na książki oraz tłoczyły się regały różnego pochodzenia, a czasopisma („Młody technik” też, a jakże!) zalegały półeczki i ławeczki oraz uginające się podłogi.

Można tam było buszować godzinami i zawsze, zawsze znalazło się coś ciekawego! To było prawdziwie zaczarowane miejsce.

Spichlerz – jak wie każdy, kto był w Toruniu – mieści się naprzeciwko ruin zamku krzyżackiego. U wejścia do antykwariatu zamocowane były wtedy prowizoryczne drzwi ze sztabą, obite z wewnętrznej strony białym kuchennym laminatem. Otwierano je na dzień tak, że ten laminat widniał od strony ulicy. I kiedy podczas kolejnej naszej wizyty w Toruniu poszłam tam z Emilką i najmłodszym – Bolkiem, ujrzeliśmy nasmarowane na laminacie napisy flamastrowe: „Tu był Tygrysek!!!” oraz: „Ja też tu byłam”. „Seneki nie mają!” – i tak dalej.

Ależ mieliśmy uciechę!

Panu antykwariuszowi nie przyznałam się, że to z mojej winy ma posmarowane drzwi. Trochę się go bałam. Jak zwykle cichutko buszowaliśmy wśród regałów. To wtedy właśnie, uszczęśliwiona, wyciągnęłam z ciemnego kąta książkę Thackeraya, której nigdy nie czytałam: „Dzieje Pendennisa”. Niestety, dopiero w domu przekonałam się, że nabyłam jedynie tom drugi. Pierwszego po prostu nie było!

Pan antykwariusz umarł i nasz czarodziejski antykwariat został zlikwidowany. Podobno mieszkańcy Torunia protestowali, ale prawda jest taka, że te gotyckie stropy mogły nie wytrzymać. Tam była olbrzymia masa książek!

Przeniesiono potem księgozbiór do nowego lokalu, który mieścił się w kamienicy przy ulicy Łaziennej. Ale – sama się dziwię! – nigdy go nie odwiedziłam.

Cieszę się, że strzeliło mi do głowy, żeby opisać ten czarodziejski, dawny, utracony.

Scripta manent, a miejsca opisane – też.

Uściski!

MM

 

 

I już po maturze!

matura1

 

A tyle było strachu, nerwów, nocy zarwanych z racji totalnego przerażenia, tyle wkuwania do rana, hektolitrów mocnej kawy, tyle nagłych chwil załamania, warczenia na rodzinę, słowem, tego wszystkiego, co każdy kiedyś musi przejść, właściwie na próżno.

Wystarczyło tylko się systematycznie uczyć. No, ale komu by się chciało. Nikomu.

Zdawanie matury (zawsze tak uważałam) jest przeciwne naturze.

Jest się młodą, rześką, radosną istotą, przystosowaną przez szczodrą naturę do tarzania się w zielonej trawie, do wędrowania po lasach i górach, pływania, tańców, skakania przez ognisko, włażenia na drzewa et cetera – to po to dostajemy te mocne nogi i chwytne ręce, wspaniałe płuca, młode mięśnie i niezawodny krwiobieg, a młode serce nasze słabnie tylko wtedy, gdy trafi je z nagła strzała Amora. Do tego szaleją w nas młode hormony! A tu każe się nam siedzieć godzinami bez ruchu i słowa, przyswajać olbrzymie obszary wiedzy niekoniecznie najbardziej nam potrzebnej czy choćby – interesującej.  Tego natura dla nas nie przewidziała. Stąd problemy.

No, ale skoro trzeba, to trzeba. Yyy.

Jakaż jednak nagroda nas czeka!

Jakie nieskażone poczucie wolności, ekstaza i upojenie!

Doskonale to pamiętam! (To było tak niedawno…).

W porywie radości spaliłam w wielkim ognisku podręczniki i zeszyty, które, jak sądziłam (i miałam rację!) nie przydadzą mi się już nigdy w życiu. Te, które miały się przydać, zachowałam (nigdy się nie przydały…).

I już byłam wolna na zawsze.

Czego i Wam życzę najgoręcej, kochani Maturzyści, którzy tu zaglądacie, zaglądaliście lub dopiero zajrzycie, po tych wszystkich trudach.

Hej, jeszcze tego nie wiecie, ale zatęsknicie za swoimi nauczycielami, słowo daję!

I – pewnie mi nie uwierzycie w tej chwili – za jakiś czas (no, może nieprędko) niespodziewanie poczujecie wobec nich rzewną czułość.

Cóż, oni także odwalili kawał dobrej roboty.

Popatrzcie na naszą Babcię Gąskę!

 

Radosnego lotu w przyszłość życzy Wam –

MM