
A tyle było strachu, nerwów, nocy zarwanych z racji totalnego przerażenia, tyle wkuwania do rana, hektolitrów mocnej kawy, tyle nagłych chwil załamania, warczenia na rodzinę, słowem, tego wszystkiego, co każdy kiedyś musi przejść, właściwie na próżno.
Wystarczyło tylko się systematycznie uczyć. No, ale komu by się chciało. Nikomu.
Zdawanie matury (zawsze tak uważałam) jest przeciwne naturze.
Jest się młodą, rześką, radosną istotą, przystosowaną przez szczodrą naturę do tarzania się w zielonej trawie, do wędrowania po lasach i górach, pływania, tańców, skakania przez ognisko, włażenia na drzewa et cetera – to po to dostajemy te mocne nogi i chwytne ręce, wspaniałe płuca, młode mięśnie i niezawodny krwiobieg, a młode serce nasze słabnie tylko wtedy, gdy trafi je z nagła strzała Amora. Do tego szaleją w nas młode hormony! A tu każe się nam siedzieć godzinami bez ruchu i słowa, przyswajać olbrzymie obszary wiedzy niekoniecznie najbardziej nam potrzebnej czy choćby – interesującej. Tego natura dla nas nie przewidziała. Stąd problemy.
No, ale skoro trzeba, to trzeba. Yyy.
Jakaż jednak nagroda nas czeka!
Jakie nieskażone poczucie wolności, ekstaza i upojenie!
Doskonale to pamiętam! (To było tak niedawno…).
W porywie radości spaliłam w wielkim ognisku podręczniki i zeszyty, które, jak sądziłam (i miałam rację!) nie przydadzą mi się już nigdy w życiu. Te, które miały się przydać, zachowałam (nigdy się nie przydały…).
I już byłam wolna na zawsze.
Czego i Wam życzę najgoręcej, kochani Maturzyści, którzy tu zaglądacie, zaglądaliście lub dopiero zajrzycie, po tych wszystkich trudach.
Hej, jeszcze tego nie wiecie, ale zatęsknicie za swoimi nauczycielami, słowo daję!
I – pewnie mi nie uwierzycie w tej chwili – za jakiś czas (no, może nieprędko) niespodziewanie poczujecie wobec nich rzewną czułość.
Cóż, oni także odwalili kawał dobrej roboty.
Popatrzcie na naszą Babcię Gąskę!
Radosnego lotu w przyszłość życzy Wam –
MM