Listopad

pfafrowicz

Autorem tego wyjątkowo pięknego obrazka jest wybitny polski ilustrator, Piotr Fąfrowicz.

Obrazek jest mój! – hura! – mój na zawsze, mój ci jest! Wraz z wieloma innymi, równie pięknymi, kupiłam go od artysty parę lat temu.

Można na niego patrzeć i patrzeć, i wciąż odkrywać nowe cuda, które za nas zobaczył i odtworzył artysta, i podziwiać jego mistrzostwo i jego wspaniałą technikę.

Zwróćcie uwagę na światło: jest łapane przez wirujące liście, które pokazują tego światła zasięg.

Popatrzcie, jak namalowane jest tło: mrok gromadzący się w dolnej części, tam gdzie blask księżyca nie dociera, osiągnął artysta rozpylając delikatnie czarną farbę na papierze, którego właściwą barwę widzicie w górnej części arkusza.

Drzewa: każde zupełnie inne, innego kształtu i innej barwy. Światło księżyca wydobywa je z półmroku, rysuje kształty ich pni i gałęzi.

I oczka ptaków też łapią światło.

I prawda, że widać ruch tych listeczków, ich powolne spadanie?

I prawda, że widać mglistość jesienną i jesienny smutek? I jesienną samotność?

A mimo to: „żeby jesień cudna była” życzył mi wtedy własnoręcznie pan Piotr.

A ja mu życzę tego samego teraz.

No i wszystkim Wam! – ze szczególnym uwzględnieniem księżycowej SowyP.

Uściski od

MM

 

Po spotkaniu

feblik-p

 

Wróciłam! – oto teraz, zmęczona i wzruszona, siedzę za stołem, założonym prezentami, listami i kwiatami, a wdzięczność mnie przepełnia!

Co za spotkanie! Ile miłych twarzy! Jakie kochane istoty przyjechały, nawet z bardzo daleka (Białystok! Kielce! Lublin! Gdynia! Krosno! Katowice! Zakopane!!!). Ileż to serdeczności trzeba mieć w sobie, żeby stać przez kilka godzin w takiej długiej kolejce, po długiej podróży, a przedtem jeszcze piec ciasteczka owsiane i sezamkowe, a nawet domowy chleb! Przyjechała też nalewka owocowa, konfitury, śliczne rękawiczki czerwone własnej roboty (tak! będę je nosić!), książki, rysunki, zakładki, oraz – uwaga! – piernikowe ilustracje!

Jedną z nich widzicie powyżej. Autorką jest KC Chesterka (fantastyczna, radosna  kobitka z dołeczkami w policzkach, mama Kapucynki, która też ma dołeczki i też w policzkach!). A tu  dzieło Łucji z Narnii, młodszej córki Chesterki:

 

wnuczka-p

 

Prawda, że obie bardzo podobne?! (Aga ma nawet garbaty nosek, a korale Doroty – białe błyski!). A to ci dopiero!  A Kapucynka też  idzie w ślady  swojej mamy i oto, co upiekła:

 

nilsson-p

 

Tak, to pan Nilsson, oczywiście. Jak żywy!

I to mi nasuwa myśl, że trzeba będzie chyba zrobić,  jak zwykle w styczniu, Galerię Piernika. Co Wy na to? Piekąc na Święta, pamiętajcie o Galerii i dajcie z siebie wszystko! Macie tyle talentów!

Ale, wracając jeszcze do dzisiejszego spotkania w Empiku: kiedy się skończyło, zabrałam zamiejscowych gości na spóźniony obiad do pobliskiej knajpki i tam, ledwie usiedliśmy, zaczęliśmy jednocześnie mówić o tym, jak krzepiące było spotkanie na małej przestrzeni empikowego salonu WYŁĄCZNIE sympatycznych, życzliwych ludzi, i to w takiej liczbie!

Cóż, zwykle się ich nie widzi. Nie pokazują  ich media. Ludzie cisi żyją i pracują, uczą się i działają gdzieś na uboczu, w tle, przyćmieni przez agresywnych, krzykliwych, aroganckich ważniaków.

Ale są!

I to jest najważniejsze – dla nas – i dla świata.

Dziękuję za wspaniały dzień – wszystkim, którzy zechcieli mnie odwiedzić. A był to dzień przyćmiony wiadomymi wydarzeniami, ludzkimi tragediami, niezawinionym cierpieniem. Nawet zdawało mi się, że  nie wypada organizować teraz  takich spotkań. Ale się myliłam.

Dobrze było spotkać się z tym, co wielki francuski pisarz, Albert Camus, autor „Dżumy” i „Obcego”, określił jako „ludzkie ciepło”.

I za nie właśnie Wam dziękuję!

Wasza

bardzo wdzięczna

MM