Jowiszowe przecieki

 

dabrowskiego_brama

zdjęcia: Emilia Kiereś

 

Przecieki oczekiwane są zwłaszcza przez naszą KC Anette, toteż, zważywszy na jej zasługi, spieszę dziś z pierwszym, delikatnym.

Książka „Na Jowisza! Uzupełniam Jeżycjadę” właśnie idzie do drukarni, więc może jeszcze nie pora na bardziej szczegółowe wieści. Ale tę bramę można chyba Wam pokazać, zwłaszcza że oba zdjęcia powinny występować w zestawie, lecz do książki się zmieściło tylko jedno. W ogóle, wiele haseł (i ilustracji) się nie zmieściło, a to z powodu ogromu materiału. Z planowanych 500 haseł (alfabetycznie ułożonych) ostało się najpierw 250, a potem, w miarę koniecznych eliminacji, już tylko 135 – a i tak książka wychodzi bardzo grubiutka!

Brama widoczna powyżej znajduje się przy ulicy Dąbrowskiego, na poznańskich Jeżycach oczywiście. Moja córka, a zarazem współautorka książki, obeszła z aparatem całą dzielnicę i zrobiła mnóstwo pięknych zdjęć najróżniejszym jeżycjadowym miejscom oraz zakamarkom. I jakież śliczne detale powynajdywała dzięki teleobiektywowi!

Mnóstwo miałyśmy roboty – ja z pisaniem i malowaniem, Emilka z doborem i obróbką ilustracji – ale była to praca bardzo miła, konstruktywna i satysfakcjonująca. Razem też wniknęłyśmy na dłużej w nasze rodzinne archiwa – ogromne! – i przeżyłyśmy równie ogromne wzruszenia.

Osobiście nie lubię ujawniać takich wzruszeń, ale myślę, że do książki i tak sporo ich  się przedostało. Dobrze, że wydawnictwo Egmont zaproponowało mi jej napisanie – musiałam zajrzeć w przeszłość (czego na ogół nie robię, bo jestem mocno „doprzodowa”) i to okazało się bardzo cennym doświadczeniem.

I dobrym!

Uściski dla wszystkich!

MM

Nie przebił śniegu

00003IMG_00003_BURST20200217122636

fot.: MM, dziś w samo południe!

 

„Wiedzcie jednak, że kwitną już przebiśniegi i oczar rozkwita żółtymi gwiazdkami, i ciemierniki mają już tłuste pąki, a gdy porządnie się przyjrzycie (musicie przy tym zataić dech), znajdziecie pąki i kiełki prawie na wszystkim – tysięcznym, cieniutkim pulsem bije życie w ziemi.

My, ogrodnicy, już się nie damy, już wypuszczamy nowe pędy.”

 

„Mówi się, że na wiosnę cała natura się zieleni, a nie jest to całkiem prawdziwe, ponieważ także się czerwieni brunatnymi i różowymi pąkami. Są pąki ciemnopurpurowe, zdrętwiałe i zarumienione; inne brązowe i lepkie jak smoła, inne są białawe jak sierść na brzuchu króliczki, ale są także fioletowe i jasne albo ciemne jak stara skóra. Z niektórych wystają rogate skrawki, inne są podobne do palców albo języków, a jeszcze inne do brodawek. Niektóre mięsiście pęcznieją, zarośnięte puchem i przysadziste jak szczenięta, inne są zbite w twardy i cienki grot; jeszcze inne otwierają się rozczapierzonymi, kruchymi ogonkami. Powiadam wam, pąki są równie dziwne i rozmaite jak liście albo kwiaty. Odkrywaniu różnic miedzy nimi nigdy nie ma końca. Ale musicie wybrać sobie mały kawałek ziemi, by je znaleźć.  Gdybym poszedł piechotą aż do Beneszowa, widziałbym mniejszy kawałek wiosny niż gdy siedzę sobie w kucki w ogródku. Człowiek musi się zatrzymać, by zobaczyć te otwarte usta i ukradkowe spojrzenia, delikatne palce i prezentowaną broń, kruchość niemowlęcia i buntowniczy rozmach woli życia; to właśnie słychać cichutko huczący, nieskończony marsz pąków.”

 

(Karel Čapek, Rok Ogrodnika, Iskry Warszawa 1986. Przekład: Halina Janaszek-Ivaničková)

Walentynki!

wsch

 Edmund Dulac (1882-1953) – ilustracja do „Rubajjatów” Omara Chajjama

 

Kochane Czytelniczki i Drodzy Czytelnicy!

Z okazji Święta Zakochanych, z dystansu spowodowanego wiekiem, lecz zarazem – z wielką życzliwością dla wszystkich tych, którym rozwaga jest jeszcze obca, pozwalam sobie przedstawić garść mądrości, w formie aforyzmów i złotych myśli na interesujący nas dzisiaj (i zawsze) temat.

To się Wam z pewnością przyda, zwłaszcza że, jak sami zobaczycie, niejeden mędrzec miał w tej sprawie coś do powiedzenia!

Czytajcie – i korzystajcie!

 

 

Dante Alighieri:

Mało kocha ten, kto potrafi wyrazić słowami, jak bardzo kocha.

 

Antoine de Saint-Exupéry:

Kochać się to nie znaczy patrzyć na siebie nawzajem, lecz – spoglądać razem w tym samym kierunku.

 

Kallimach:

Miłość zawsze goni to, co umyka, a to, co łatwe, wzgardliwie omija.

 

Selma Lagerlöf:

Lepiej smucić się i kochać, niż żyć wesoło bez miłości.

 

Lew Tołstoj:

Prawdziwie kochasz wtedy, kiedy nie wiesz dlaczego.

 

Lucjusz Anneusz Seneka:

Kochać to znaczy zapomnieć o sobie.

 

François de La Rochefoucauld:

Nie ma maski, która by mogla długo ukrywać miłość tam, gdzie ona jest, ani też udać ją tam, gdzie jej nie ma.

 

Paul Tillich:

Pierwszym obowiązkiem miłości jest – słuchać.

 

Kahlil Gibran:

Miłość, która nie odradza się stale, stale umiera.

 

Demokryt:

Kto nikogo nie kocha, sam niczyjej nie zazna miłości.

 

Charles Chaplin:

Tylko niekochani nienawidzą.

 

George Bernard Shaw:

Miłością idealną jest tylko miłość listowna.

 

Simone Weil:

Miłość – czuć w całym sobie istnienie drugiej istoty.

 

Jean Anouilh:

Miłość – kolejny problem, którego Marks nie rozwiązał.

 

***

 

Udanych Walentynek życzy Wam

Wasza –

MM

Mistrzostwo!

 

xsw3

mal. Xavier Swolf (ur. 1942)

 

Słyszę, że lubicie malować akwarelą, Kochane Czytelniczki, więc w pełni rozumiejąc to przywiązanie (jest to i moja ulubiona technika) spieszę podzielić się z Wami najcenniejszym okazem z mojej starannie dobranej i wciąż wzbogacanej Internetowej Kolekcji. Powyższe dzieło  jest, jak uważam, skończoną doskonałością, pod każdym względem. Proszę oglądać i się zachwycać, zwracając przy tym uwagę na oszałamiającą technikę, jaką dysponuje ten współczesny malarz belgijski.

W internecie znaleźć można filmy, na których demonstruje on wszystkie swoje mistrzowskie sztuczki oraz kruczki i zapewniam Was, że wiele można się od pana Swolfa nauczyć. Subtelny kolor, nienaganna kompozycja, wyjątkowa precyzja i niezwykły dar widzenia, pewność ręki i oka, zupełna wirtuozeria wykonania! – wszystko to jest olśniewające i na najwyższym poziomie! Proszę popatrzeć, jak wspaniale namalowana jest woda! Te kamyczki na płytkim dnie przy samym brzegu – wiem, jak on to robi: zanurza płaski pędzel w  farbie, po czym przyciska go kciukiem i palcem wskazującym, pryskając kolorem na wybrane miejsce. A te drobniutkie brązowe zmarszczki na wodzie, przy samym brzegu, powstały przez śmiałe, lekkie przesunięcie szerokim, płaskim pędzlem po wysychającym już tle.

Jaka ta woda jest prawdziwa, jaka żywa, piękna i różnorodna, jak świeci i polśniewa, jak odbija i jak zasłania!

I spójrzcie, jakim spokojem, jakim majestatem tchnie ten obrazek.

Mogę na niego patrzeć bez końca, nigdy mi się nie znudzi.

Mistrzostwo!

 

Henry Wadsworth Longfellow

THE BUILDERS

 

All are architects of Fate,
Working in these walls of Time;
Some with massive deeds and great,
Some with ornaments of rhyme.

Nothing useless is, or low;
Each thing in its place is best;
And what seems but idle show
Strengthens and supports the rest.

For the structure that we raise,
Time is with materials filled;
Our to-days and yesterdays
Are the blocks with which we build.

Truly shape and fashion these;
Leave no yawning gaps between;
Think not, because no man sees,
Such things will remain unseen.

In the elder days of Art,
Builders wrought with greatest care
Each minute and unseen part;
For the Gods see everywhere.

Let us do our work as well,
Both the unseen and the seen;
Make the house, where Gods may dwell,
Beautiful, entire, and clean.

Else our lives are incomplete,
Standing in these walls of Time,
Broken stairways, where the feet
Stumble as they seek to climb.

Build to-day, then, strong and sure,
With a firm and ample base;
And ascending and secure
Shall to-morrow find its place.

Thus alone can we attain
To those turrets, where the eye
Sees the world as one vast plain,
And one boundless reach of sky.

 

 


							

Dobrego wyboru!

Tree_of_Life_-_William_Morris

Tree of Life – William Morris (1834-1896)

 

Robert Frost (1874-1963)

DROGA NIE WYBRANA

 

Dwie drogi w żółtym lesie szły w dwie różne strony:
Żałując, że się nie da jechać dwiema naraz
I być jednym podróżnym, stałem, zapatrzony
W głąb pierwszej z dróg, aż po jej zakręt oddalony,
Gdzie widok niknął w gęstych krzakach i konarach;

Potem ruszyłem drugą z nich, nie mniej ciekawą,
Może wartą wyboru z tej jednej przyczyny,
Że, rzadziej używana, zarastała trawą;
A jednak mogłem skręcić tak w lewo, jak w prawo:
Tu i tam takie same były koleiny,

Pełne liści, na których w tej porannej porze
Nie znaczyły się jeszcze śladów czarne smugi.
Och, wiedziałem: choć pierwszą na później odłożę,
Drogi nas w inne drogi prowadzą – i może
Nie zjawię się w tym samym miejscu po raz drugi.

Po wielu latach, z twarzą przez zmarszczki zoraną,
Opowiem to, z westchnieniem i mglistym morałem:
Zdarzyło mi się niegdyś ujrzeć w lesie rano
Dwie drogi: pojechałem tą mniej uczęszczaną –
Reszta wzięła się z tego, że to ją wybrałem.

 

(przełożył Stanisław Barańczak)

 

*

 

Robert Frost

THE ROAD NOT TAKEN

 

Two roads diverged in a yellow wood,
And sorry I could not travel both
And be one traveler, long I stood
And looked down one as far as I could
To where it bent in the undergrowth;
 *
Then took the other, as just as fair,
And having perhaps the better claim,
Because it was grassy and wanted wear;
Though as for that the passing there
Had worn them really about the same,
 *
And both that morning equally lay
In leaves no step had trodden black.
Oh, I kept the first for another day!
Yet knowing how way leads on to way,
I doubted if I should ever come back.
 *
I shall be telling this with a sigh
Somewhere ages and ages hence:
Two roads diverged in a wood, and I—
I took the one less traveled by,
And that has made all the difference.
 *
*