Już październik

zachod_czerwony_mgla1_maly

                           (ilustracja do książki Emilii Kiereś „Miedziany listek”  – mal. Małgorzata Musierowicz)

 

 

Kazimierz Wierzyński

WIÓRY

 

Wióry lecą po niebie, postrzępiona jesień,

Wino więdnie na drutach i powój zanika,

Po ukośnej łodydze jeszcze w górę pnie się

Czerniejącą patyną zegar słonecznika.

 

Rdzewieje połysk ziemi, pożółkniały klony,

Pająk zapadł w badyle i nitki rozkrzewia,

Jeden tylko się komin płomieni natchniony

Śród jedlin granatowych: złoty słup modrzewia.

 

Najtkliwsza zjawo leśna! Żal mi twego światła,

Żal iskier, co popiołem ci z włosów opadną!

Porywisty wiatr nagle warkocze pogmatwa,

W milczącą zimę razem pójdziemy, jak na dno.

 

Stanę wtedy przy tobie, rozsypię pospołu

Igły, którymi szyłem pajęcze bogactwo.

Patrzę na czarny zegar, czuję woń popiołu,

Wióry lecą po niebie: obłoki i ptactwo.

 

( z tomu „Róża wiatrów”, Nowy Jork, 1942)

 

 

 

193 przemyślenia nt. „Już październik

  1. O, jaki miły wpis!
    Nawet nie wiedziałam, że to dziś taki światowy dzień! Dziękuję, Anno P. z wychowankami!
    Mam nadzieję, że maksyma Gabrysi się sprawdza.
    Ode mnie przyjmijcie po prostu serdeczne uściski!

  2. Kochana Autorko! Dzisiaj, w Światowym Dniu Życzliwości i Pozdrowień, chciałabym wyrazić ogromną wdzięczność za wszystkie słowa bohaterów Pani wspaniałych książek, którymi żyjemy już od bardzo wielu lat. Wyjątkowo aktualna pozostaje w tym momencie refleksja Gabrysi Borejkówny: „Całe dobro- pomyślała- jakie nas otacza, to właśnie suma pojedynczych odpowiedzi na radosne sygnały dobrych ludzi. Ale te sygnały wysyła każdy z nas. Dobre sygnały. I złe. A im więcej wysyłamy tych dobrych, tym większe szanse, że ludzie odpowiedzą nam tym samym.” Przesyłamy gorące podziękowania i pozdrowienia.

  3. Właśnie Nutria mi uświadomiła, że mój komentarz co do ,,Miłość – jest wcześniej niż Życie” brzmi, jakbym uważała poetkę za niedoświadczoną amatorkę. A chodziło mi raczej o to, ż ja jestem niedoświadczoną amatorką poezji. Przepraszam, jeśli kogoś wprowadziłam w błąd.

  4. Och, ależ było dzisiaj mgliście! Przepięknie.
    Gdy szłyśmy rano do szkoły, mgła była tak gęsta, że na odległość stu metrów (jak na moje, beznadziejne w szacowaniu odległości, oko) nie było widać praktycznie nic – tylko gęsta, mleczna kotara osłaniająca pojedynczych ludzi (czytaj: nas) od świata.
    Przebijało się przez nią tylko jeszcze bielsze, jaśniutkie, idealnie okrągłe ciało niebieskie, które (niesłusznie) z Molikiem początkowo okrzyknęłyśmy księżycem, a które ostatecznie okazało się słońcem.

  5. O, tak! Chętnie zobaczę zdjęcie Ateny!
    Nota bene dzień u nas gorący i słoneczny. Wręcz letni. Ale odkryłam, że chcę już prawdziwej jesieni, idealnej na sweterki pod cienką kurteczką, złotej mimo swej chmurności. Na szczęście poranek podarował mi mgłę – jedno z najbardziej czarujących zjawisk pogodowych. Świat wyglądał jak Magiczna Kraina. Aż się zachwyciłam.

    ,,Nad przestrzenią leniwych łąk
    blaskiem słońca nawleczone obłoki
    Niżej pagóry kąpią się we mgle…”

    Ktoś wie, z czego to cytat?

  6. Chesterko, czy ten film o Astrid nadaje się dla 13-latki ?
    Ja też uwielbiam jesień ale w tym roku u nas drzewa jeszcze w większości zielone. Dopiero niedawno pojawiły się pierwsze kolory. Ale mogę na razie cieszyć się pięknymi obrazkami DUA …
    Za to niebo od dwóch dni gwiaździste przewspaniale i mgła rano cudna. Co prawda troszkę mi przesycha sałata ale jednak wolę taką pogodę od pluchy jesiennej.

  7. Moliku, to naprawdę bardzo miłe.:)

    Nicos, witamy Cię po długiej nieobecności, radosna istoto! Przyjemnie, że wpadłaś.
    A Atena rzeczywiście znów przysłała piękne zdjęcie z Savannah, chyba zaraz je pokażę, bo znów się zrobiła długaśna lista komentarzy.

  8. Dzień dobry! Zapowiada się kolejny piękny, słoneczny poranek. Idealny na pośpieszny spacerek do szkoły. ,,Natka, spóźnimy się!” Ale jakoś codziennie znajduję czas na wejście na Wyspę. Od razu chce się żyć!

  9. Zawsze ten Wierzyński człowieka wzruszy.
    Niesamowite.
    Człowiek ten, czyli ja, nie może się wtedy oprzeć i czegoś napisać. Człowiek się wstydzi, bo ma tendencje do nagłego znikania na całe lata. Pocieszające jest to, że w zgiełku życia tu na stronie prawie nic się nie zmienia.

    Wierzyński dalej pisze o liściach i drzewach ubierając jesień w słowa piękniejsze od wiosny, Atena wysyła zdjęcia z Ameryki a MM dzielnie dalej pracuje, publikuje, maluje…

    Wysyłam wam wszystkim ciepłe uściski i dobre myśli !!!

    Dziękuję za wiersz :))))

  10. Nutrio, Galeria Lunofila stale tu jest obecna i wciąż się wzbogaca o nowe dzieła sztuki. Zapraszam do oglądania poprzednich wpisów, pełno w nich księżyca.

  11. Nie nadążam za Wami. Jesień jest tak pracowita i pełna wydarzeń, że tylko chłonę piękne obrazki i cudowne wiersze zamieszczane tutaj.
    Tyle dobrych myśli wzbudzają.
    Opowieść Cascioliny o głosie pochodzącym z serca- cudna. Oby również docierał do wielu serc.
    Pogoda jest tak łaskawa, że żadne zgnilizny nie przeszkadzają cieszyć się zabarwionym jesienią światem.
    Przesyłam Wam gorące pozdrowienia wraz z bukietem róż, nadal kwitnących w ogrodzie.

  12. Dziękuję! Rzeczywiście, znalazłam go na tamtej stronie. Ale faktycznie długi. Będę musiała wygospodarować dla niego trochę czasu. Po pierwszym „zwróceniu się” najbardziej przemawia do mnie czwarta strofa… Czasami czuję to samo… Że chyba zbyt mało Go znam, że jest zbyt daleki i nieosiągalny… że wciąż za mało Go kocham…
    Cascolino, ależ to piękne! Chyba tylko dziecko mogło na to wpaść!
    Ach, ach, Galeria Lunofila? Brzmi wspaniale! Kiedy możemy się jej spodziewać?

  13. Dodam jeszcze, że sama bardzo lubię Rachel Ruysch. Jej obrazy – tajemnicze, klimatyczne a jednak pełne skrytej w kwiatach kobiecości, polotu i wdzięku.

  14. Piero Guccione… Z polskich stron piszących o nim znalazłam tylko Wikipedię, a muszę przyznać, że nie za bardzo jej ufam. Głównie włoskie i trochę angielskich. Ale zobaczyłam jego obrazy. Toż to nie tylko morze! Podobają mi się mimo wszystko.

    A co do ,,Miłość – jest wcześniej niż Życie”. Genialny, moim skromnym zdaniem niedoświadczonej amatorki poezji. Tak krótki, a jednak zawiera się w nim całe sedno. I tłumaczenie świetne. Oczywiście.

    Dzień dobry!

  15. Zastanawiałam się kiedyś, czy da się namalować morze bez dodatkowych elementów tak, by nie było nudne. Widzę, że pan Guccione próbował. Ładne studium kolorów. Podobają mi się jego obrazy.
    Czy będzie jeszcze kiedyś Galeria Lunofila?

  16. Casciolino, jeszcze w sierpniu siadł mi komputer i odtąd nie mam dostępu do mojego starego adresu e -mailowego, więc albo dzwoń, albo napisz do Isi, kiedy u nas będziesz, proszę.

  17. Odszedł dzisiaj do wieczności włoski malarz, Piero Guccione.
    Dużo u niego morza, błękitu, księżyca, spokoju…

  18. W Łodzi!
    To Admineczka ma szanse zobaczyć, będzie jechała.
    A ja może ruszę w daleką drogę do Apollo?
    A może gdzieś w sieci będzie.

  19. Grają w kinie Charlie, w Łodzi, Kochana Autorko. Zapraszamy :)
    (Też już się zainteresowałam tym filmem)

    Dobrego dnia dla Wszystkich!

  20. Niestety, póki co w kinach. Dziś podobno w Kinie Apollo w Poznaniu. W Gdańsku, w Żaku do 11.10.18. Reżyser : Pernille Fisher Christensen.

  21. Zachwycająca!
    Ten chłopiec był Włochem, czy tak?
    Tym bardziej zrozumiałe.

    Nini, powiem Ci, że też mnie to ubodło.
    Zresztą, nie tylko to. W całym wierszu jest sporo kontrowersyjnych stwierdzeń. Lecz jest na swój sposób piękny.

  22. Wczoraj miałam okazję opowiadać przedszkolakom o moim zawodzie. Zapytałam ich: jak myślicie, skąd się bierze głos?
    Zgłosił się czteroletni chłopiec i powiedział z przekonaniem: z serca.

    Czy to nie zachwycająca odpowiedź?

  23. Nutrio, cały ten długi (33 zwrotki) wiersz znajdziesz w sieci, w archiwum czasopisma dominikańskiego „W drodze”.- R 19, (1991), nr 10.
    Wklep tylko w googla : „John Berryman, Jedenaście zwróceń się do Pana Boga” i już trafisz na bc.dominikanie.
    Ja tu wkleję tylko to pierwsze z jedenastu „zwróceń się”.

    John Berryman

    JEDENAŚCIE ZWRÓCEŃ SIĘ DO PANA BOGA

    I.

    Władco i mistrzu piękna, cyzelatorze śnieżnych płatków,
    niezrównany wymyślaczu rzeczy,
    wyposażycielu Ziemi, tak przepysznej i innej niż nudny Księżyc,
    dzięki Ci za to wszystko, za ten podarunek.

    Ułożyłem modlitwę poranną do Ciebie:
    Mieści się w niej z dużą dokładnością wszystko, co najistotniejsze.
    „Bądź wola Twoja” – tak to się zaczyna.
    Siedziałem nad tym, z przerwami, dwa dni. Nie żeby miało być gładkie.

    Tyle razy przybywałeś mi na ratunek
    w tych moich latach nie do przebycia, czasami nie do życia.
    Moim genialnym przyjaciołom pozwoliłeś na samozagładę,
    a ja wciąż tu jestem, mocno uszkodzony, ale na chodzie.

    Niepoznawalny, tak jak o mnie nic nie wiedzą moje świnki morskie:
    jakże bym mógł Cię „kochać”?
    Nie, pozwalam sobie tylko na wdzięczność i podziw,
    ale za to z pełną ufnością i absolutnie.

    Nie mam pojęcia, czy czeka nas ponownie życie.
    Nie wygląda to prawdopodobnie
    tak z naukowego, jak z filozoficznego punktu widzenia,
    ale jasne, że dla ciebie wszystko jest możliwe,

    i wierzę tak niewzruszenie w to, że Piotr i Paweł widzieli oznaki Zmartwychwstania,
    jak w to, że siedzę w tym oto granatowym fotelu.
    Tyle że mógł to być przypadek specjalny
    dla ustanowienia ich wiary, od której miało się zacząć.

    Cokolwiek może się stać Twoim końcem, przyjmij mój podziw.
    Obym mógł aż do śmierci stać wiecznie na baczność,
    czekając na najmniejszą drobinę pouczenia czy oświecenia.
    Czuję nawet pewność, że znów mi dopomożesz, Mistrzu wnikliwości i piękna.

    (przekład: Stanisław Barańczak)

  24. Tak, tak, październik, i to pełną parą!!! Wczoraj byliśmy w parku na spacerze, całą rodziną, cudownie było! Wszystko (łącznie ze ścieżkami) obsypane pięknymi, żółciutkimi liśćmi. Zebrałam sobie bukiet i teraz mi pachnie w pokoju.
    Obrazek śliczny, jak zwykle. Piękny, zamglony odcień czerwieni. Misternie namalowane drzewo na pierwszym planie. Wspaniałe słońce. Mgła. Te rzeczy. Pani to ma talent!
    Wiersz piękny. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się mieć taki… uroczysty charakter.
    Ciekawa jestem, cóż to za nowa książka szanownej Adminki, ta czarodziejska i tajemnicza???
    Ach, doprawdy, nawet Agathę Cristie można poczytać po angielsku! I Molik nic mi nie powiedział! No, ładne rzeczy!
    O, za nami już ostatnie strofy ,,Pochwały drzew”! Czy mogę wobec tego nieśmiało poprosić o przytoczenie tu ,,Jedenastu zwróceń się do Pana Boga”? Były tu wspomniane jakiś czas temu, chyba przy okazji ulubionych wierszy, ale nigdzie nie mogę ich znaleźć…
    Miałam spore zaległości. Ale już je nadrobiłam. Ach, jak tu miło!!!

  25. Wracam właśnie z filmu MŁODOŚĆ ASTRID o autorce Pippi, oczywiście. Film jest przepiękny! Rzadko dziś można zobaczyć kino, które tak prawdziwie i poruszająco mówi o sercu kobiety. Mam nadzieję, jeszcze uda się Wam znaleźć go w kinach studyjnych. Konieczny ekwipunek – paczka chusteczek. Uwaga, film nie jest sentymentalny, a Alba August jako Astrid, zachwyca.

  26. Dziękuję w imieniu Mamy i własnym, kochany Starosto. Z całego serca.
    Przecudna ta japońska karta z rozkwitającym krzewem magnolii i ptaszkiem.

  27. Och, bardzo jestem wszystkim wdzięczna za tak liczną i życzliwą odezwę!
    Tak, pani Małgosiu, już się nie boję. Księgowy Plasterek przyrósł do serca :) – dziękuję!

  28. Mamo Isi (wiad.pryw.) – najgorsze, że Miss Silver dzierga wciąż tak samo! Wiem, wiem, że to takie właśnie nudne i zawsze takie samo zajęcie, ale dla autorki wyzwaniem powinno być odmienianie go na wszelkie możliwe sposoby.
    No, ale rozumiem z drugiej strony, że Patrycja Wentworth skupiała się przede wszystkim na intrydze i tu, przyznaję chętnie, wszystko wg reguł, nic się nie powtarza, akcja mknie żwawo, intryga wymyślna, niekiedy nawet dech w piersiach zaprze. Słowem, miły relaksik czytelniczy.

    Pozdrawiam Mamę, niechże się dzielnie trzyma.

  29. Myślę, że warto wziąć pod uwagę istniejące różnice kulinarne. Oczywiście, zdarzają się osoby bardzo ciekawe naszej kuchni, które z apetytem zjedzą bigos na śniadanie, ale jednak niektórym, co wrażliwszym żołądkowcom, nasze tłuste frykasy stają w gardle, a nawet powodują niestrawność. Dla Francuzów dobrze jest zaopatrzyć się na śniadanie w dżem, słodką babkę, ciastka, kakao, mleko i płatki śniadaniowe, a do picia przygotować wodę mineralną (niegazowaną) i sok pomarańczowy. Nie cały świat nałogowo pije herbatę. :)
    Pamiętam też, że bardzo miłym zwyczajem było przygotowywanie drobnych „polskich” upominków dla naszych gospodarzy lub przyjeżdżających gości. Obcokrajowcy z reguły lubią polskie słodycze. Szczególnie pączki! A co poza tym? Uśmiech na twarzy i słownik na podorędziu.

  30. Natalio, w czasach licealnych zdarzyło mi się wielokrotnie wziąć udział w takich wyjazdach (nie zawsze wymianach), do różnych krajów. Ponieważ mało kto z nas miał już wtedy Internet, te podróże były dla nas prawdziwym oknem na świat. Wtedy za granicę jeszcze nie jeździło się tak często jak dziś, dla wielu z nas była to pierwsza okazja zobaczenia zachodniego świata. Czekaliśmy na nie cały rok i do dziś te wyjazdy pozostają moimi najpiękniejszymi szkolnymi wspomnieniami. Oczywiście słabo znaliśmy języki – zaledwie podstawy niemieckiego i angielskiego, a bywało, że nasi gospodarze podobnie (zdarzały się też rodziny bez dzieci w naszym wieku), mimo to byliśmy tak ciekawi ich świata, a oni naszego, że stawaliśmy na głowie, by się porozumieć. Chłonęliśmy tamtejszy świat jak gąbki, a im więcej różnic dostrzegaliśmy, tym bardziej nas to bawiło (pamiętam, jak Belgowie z dumą postawili nam do obiadu majonez, myśląc, że w Polsce nawet nie słyszeliśmy o takim specjale). Myślę, że nasi zagraniczni goście przybywający do Polski z rewizytą czuli podobnie. Z kilkoma z tych rodzin przez wiele lat potem korespondowałam.

  31. Natalio,
    podzielam zdanie naszej DUA, że dziewczyna z Francji może się czuć dużo bardziej niepewnie niż Ty. Kulinarne nawyki Francuzów nieco odbiegają od naszych zwyczajów. Śniadania to rzeczywiście zwykle „tartine” (grzanka z chleba”) z dżemem, albo tylko z masłem, niejednokrotnie maczana w kawie lub czekoladzie (podawanej w miseczce czyli „bol”). W południe jedzą „dejeuner” inaczej lunch czyli pierwszy obiad; ok. 16.30. po szkole dzieci i młodzież szkolna dostają „gouter” czyli podwieczorek (bardzo często jest to kawałek bagietki przekrojony wzdłuż i posmarowany kremem czekoladowym albo posmarowany masłem i wypełniony szynką), a najważniejszym posiłkiem w rodzinach jest zwykle „diner” czyli wieczorny obiad (najczęściej na ciepło).
    Piszę o tym wszystkim tak szczegółowo, bo łatwiej zrozumieć gościa z obcego kraju i jego niepokoje, gdy znamy różnice kulturowe. Mój pierwszy pobyt w rodzinie francuskiej wspominam bardzo dobrze, bo ludzie byli dla mnie przemili (miałam 17 lat), ale moje nawyki domowe przysparzały mi trochę kłopotów. Byłam głodna między „dejeuner” a „diner”, a nie miałam śmiałości prosić o coś dodatkowego do jedzenia między posiłkami. Gdy spytałam wieczorem, czy mogę się napić herbaty (lubię ją od najmłodszych lat), moi gospodarze zdziwili się, że chcę pić herbatę wieczorem, bo przecież „po tym napoju ma się trudności ze snem”. Ja uczyłam się od nich, a oni ode mnie.
    Życzę otwartości i tolerancji w tej nowej znajomości i oby, jak w moim przypadku, Wasza znajomość przerodziła się w przyjaźń (moja przyjaźń z rodziną francuską trwa już 47 lat!). Nota bene, tamten mój pierwszy pobyt wśród Francuzów zaważył na moim wyborze studiów. Jestem romanistką i bardzo kocham kulturę francuską, a wpływ na to mieli na pewno ludzie, u których wtedy mieszkałam.
    Bonne chance, Natalio!

  32. Bożenko, Akunina uwielbiam(Fandorin!), ale tym razem czytam trylogię Leonida Józefowicza. Trzecia część, „Książę wiatru”, najlepsza.
    Czytałam również” Antykwariusza” polecanego przez Alka, dobre ale jak dla mnie za brutalne.
    Wracam do.pracy.

  33. Ojej, i znowu wyszlo, ze nie umiem przekazac mysli, albo jakies nieumiejetne skroty stosuje.
    Jasne, Sowo, ze chodzi o przenoszenie, po to „nosidelko” ma uchwyty. Ale jesli ktos czesto nie przenosi tart (w mojej trzyosobowej rodzinie, tarta zawsze zostaje na drugi dzien) to moze taka torbe z powodzeniem stosowac jako pojemnik do przechowania stacjonarnego, podobnie jak te plastikowe pojemniki na ciasta z pokrywa z raczka.

    Za czesto nie piknikujemy, ale poniewaz regularnie posyla sie dziecko do szkoly z tarta (sprzedaz wypiekow w celu dofinansowania wycieczki), bo najszybsza w wykonaniu i lubiana na slono i slodko, takie nosidelko zdecydowanie byloby przydatne. Corka nie lubi niesc przed soba „jakiejs, za przeproszeniem, reklamowki”.

    Milego dnia wszystkim! U nas pazdziernik piekny. Tak sie zasugerowalam kolorami zachwycajacej akwarelki Pani Malgorzaty, ze zestawy ubraniowe zaczelam w takichze barwac ostatnio komponowac. Sila obrazu!

  34. Bardzo ładnie Wiewiórka i Isia odpowiedziały Natalii.
    Natalio, chyba już się nie boisz, co?
    Ja dodam, że dziewczynka z Francji będzie bardziej niepewna i stremowana niż Ty – przecież to ona przyjeżdża na teren nieznany, do kraju, którego mowy nie zna w ogóle. Skieruj swoje myśli i uwagę na to, jak ona się czuje, zobaczysz, jak to Ci pomoże!
    To jest zresztą moja stara i skuteczna rada na kłopotliwe okoliczności: zapomnieć o sobie.
    Nasze Ego to sprawca większości kłopotów.

  35. Dziękuję, Madziu, chyba zakupię i będę na nią kusząco patrzyła, a po maturze… Będzie co robić! :))

  36. Dobry wieczór,
    Natalio – brałam udział w takiej wymianie. Do mnie przyjechała francuska licealistka, a po jakimś czasie, gdy całą klasą jechaliśmy do Francji, do Calais, to ja mieszkałam u niej. A może było odwrotnie? Najpierw ja jechałam do niej? Przepraszam, niedokładnie pamiętam. Istotne w tym jest to, że wspominam ten czas bardzo miło, a zawsze należałam do osób raczej nieśmiałych. Też najpierw ze sobą korespondowałyśmy mailowo. Najtrudniejsze było nabranie swobody w mówieniu. W szkole bardzo dba się o poprawność. Tu trzeba było trochę mniej zwracać na to uwagę, a za to mówić i właśnie nie bać się tego, że robi się błędy. Bardzo pomocna jest ta druga osoba, która okazuje się życzliwa, bardzo stara się rozumieć i podpowiada, a nawet dyskretnie poprawia, ale wszystko z uśmiechem i w swobodnej, koleżeńskiej atmosferze. To jest świetne doświadczenie, że można się porozumieć z osobą mówiącą w innym języku i tylu ciekawych rzeczy się dowiedzieć! Z ciekawostek – pamiętam, jak byłam zaskoczona, gdy podano mi w jej domu herbatę z miseczki, zamiast z kubka. I gdy okazano zdziwienie, bo na pytanie, co zwykle jadam na śniadanie, odpowiedziałam, że kanapkę z serem i szynką (akurat takie wtedy jadałam), a oni mieli wszystko na słodko. Życzę Ci samych pięknych doświadczeń! Żebyś mogła ten czas naprawdę miło wspominać.

  37. Natalio, gościliśmy taką panienkę u nas w domu, a potem jedna z wiewiórek mieszkała u niej we Francji. Było bardzo miło, nie denerwuj się, oni też chcą wypaść jak najlepiej. Zresztą szkoła z pewnością zapewni gościom zajęcie od rana do późnego popołudnia, tak że będziesz tylko musiała zadbać o ranki przed wyjściem i wieczory. Nasza panienka nie jadła prawie śniadań, a jeśli już, to wyłącznie na słodko. Kolacje za to owszem i chętnie. Z polskiej kuchni najbardziej smakowały jej placki ziemniaczane:) Tak samo jak jej kolegom i koleżankom. Na pewno się dogadacie!

  38. Ach, Natalio, niestety, moje wszechstronne doświadczenie nie obejmuje wymiany międzyszkolnej. W czasach, gdy chodziłam do szkoły, coś takiego w ogóle nie mogło mieć miejsca, a Zachód Europy nazywano zgniłym i chroniono nas przed nim najstaranniej. Dorosłych obywateli też, zresztą.

    Generalnie rzecz biorąc, nie powinnaś mieć tremy przed zawieraniem nowych znajomości. Bądź przyjazna, gościnna i szczera, a wszystko ułoży się jak najlepiej.

  39. Dzień dobry!
    Jeśli chodzi o nosidełka do tart, bardzo fajnie się sprawdzają do noszenia np. sernika na zimno w tortownicy albo sałatki w okrągłym pojemniku z pokrywką. Mam dwa takie nosidełka – jedno wielokolorowe, drugie białe w niebieskie listki, z wyhaftowanym „buon appetito”, ślicznie uszyte przez moją włoską przyjaciółkę Silvanę, zawodową krawcową (lat obecnie 86). Dostałam je od niej ładnych parę lat temu. Nie tak dawno spotkałyśmy się u naszych wspólnych znajomych na obiedzie, na który Silvana przyniosła ciasto w plastikowym pojemniku pożyczonym od synowej. Przypomniałam jej o tych pięknych nosidełkach. A ona na to, że uszyła ich niezliczoną ilość, ale sama nie ma ani jednego, bo wszystkie rozdała. Jakie to znaczące, prawda? :-)

  40. Dobry wieczór wszystkim!
    Właśnie stoję w obliczu („Czy zakochanie ma oblicze? I czy można w nim stać?” :)) sytuacji nowej, z pewnością ciekawej, lecz również trochę dla mnie stresującej, i chciałabym skorzystać ze wszechstronnego doświadczenia DUA i Księgowych oraz poprosić o radę.
    Otóż już we wtorek zaczyna się międzyszkolna wymiana, w której biorę udział, i przyjeżdża do mnie Francuzka, rok młodsza ode mnie (14 lat). Pisałam z nią już, dzięki dobrodziejstwom nowoczesnych technologii, jestem jednak trochę zestresowana.
    Czy ktoś brał może udział w podobnej wymianie i chce podzielić się ze mną radą i doświadczeniem? Z góry bardzo dziękuję za wszelką pomoc.
    PS Sowo P., bardzo dziękuję za przypomnienie świetnej sceny z Joanną Borejko w roli głównej oraz drugiej, z kolorami ziemi i „wizytowym” strojem Gabrysi :) Chyba przypomnę sobie niedługo „Kwiat kalafiora”.

  41. Patrycjo! Biografia jest bardzo szczegółowa, obszerna (prawie 2000 stron), skrupulatnie sporządzona. Autor snuje opowieść dwutorowo – są rozdziały poświęcone twórczości i karierze literackiej oraz takie, w których biograf skupia się na życiu prywatnym. (Oczywiście te dwie sfery wciąż się przenikają). Dużo cytatów – wiersze, eseje, listy, wywiady.
    Czytam z zaciekawieniem – ale sporo o Herbercie wiedziałam już wcześniej, bo pisząc przed laty pracę magisterską o jego poezji, starałam się przeczytać wszystko, co się dało. To mi trochę ułatwia lekturę.
    (Teraz zresztą pojawiło się kilka nowych książek, chętnie sięgnę np. po „Wierność. Wspomnienia o Zbigniewie Herbercie” – bardzo lubię literaturę wspomnieniową, bardziej chyba niż biografistykę).
    Niemniej, uważam, że choć biograf jest drobiazgowy, to w sposób nienachalny, nie szuka na siłę sensacji. Oceniać jednak będę mogła dopiero po zakończeniu lektury, jeszcze kilkaset stron tomu drugiego przede mną. I sama nie wiem, co Ci poradzić – na pewno jeśli zdecydujesz się czytać, musisz zarezerwować sporo czasu. :)

  42. Torba na tarty mnie zachwyciła, jak zresztą wszystko, co jest związane z francuską elegancją, którą staram się ( z mizernym skutkiem) naśladować. Bo przecież to bardzo eleganckie przemieszczać tartę w takiej torbie, a nie w jakichś, za przeproszeniem, reklamówkach. W związku z tym wpisuję taką torbę na swoją listę prezentową. Dodam, że w przeciwieństwie do Sowy, często jestem zmuszona przetransportować jakąś tartę, lub inne ciasto.

    Madziu.Z bardzo się cieszę, że czekasz na Łaty:) Ciekawa jestem Twojego zdania. Dziękuję Ci za miłe słowa.

  43. Dzień dobry!
    Tak, tak, Bożenko, byłam bardzo dumna, kiedy się na to natknęłam. Pan Jan Gondowicz, autor tych wdzięcznych przypisów, erudyta i smakosz literatury, pamiętał!:)
    Dopowiedzenia owe to dzieło samo w sobie, niosą mnóstwo informacji i uciechy.

  44. Madziu Z., jeśli mogę, jak oceniasz (tę wydaną w bieżącym roku, prawda?) biografię Herberta? Już od czasów przedwakacyjnych intensywnie zastanawiam się nad kupnem i nie wiem, czy warto.

  45. To ja dorzucę jeszcze taki ładny obrazek z naszego spaceru z Helenką na kopiec. Szliśmy przez las i Helenka (3,5 roku) dotykała co jakiś czas mech, pień leżący na ziemi czy rosnące drzewo i pytała mnie „mamusiu, co to za dzewo?”. Głaskała gałązki modrzewia mówiąc, że są mięciutkie jak kotek, sprawdzała czym się różni w dotyku kora buka i brzozy :) Pierwszy raz widziałam u Helenki takie zainteresowanie, bardzo to było miłe towarzyszyć jej w takich odkryciach

  46. Miłej urodzinowej lektury, Sowo. Chociaż z Akuninem nigdy nic nie wiadomo.

    W Dopowiedzeniach do „Ex librisu” Anne Fadiman jest wspomniany polski przekład Beatrix Potter – Małgorzaty Musierowicz :)

  47. Magdo Z, czy to z „Ani..”? (Chodzi mi o ten cytat: „Jakże się cieszę, że żyję na świecie, gdzie istnieje październik! Jakież to byłoby okropne, gdyby po wrześniu zaraz następował listopad!”)

  48. Na zdjęciach haftów Chloe Giordano widać nie tylko stylowe akcesoria, są też (zwykle w tle) książki. Nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała dojrzeć, co też czyta taka artystyczna dusza. Zauważyłam sporo klasyki, ale również interesujące książki przyrodnicze. Na przykład, „Britain’s Tree Story. The history and legends of Britain’s Tree” Juliana Highta, wydaną przez National Trust, czyli tę samą organizację, której Beatrix Potter podarowała swoje włości. Ciekawie piszą o tej książce na stronie wydawnictwa. Zaraz musiałam spojrzeć, co też ciekawego jeszcze ma w ofercie National Trust. A tam, w ich księgarni, same interesujące rzeczy: o brytyjskiej przyrodzie, zabytkach, gastronomii (w tym smakowita książka kucharska z wątkami literackimi) oraz różne książki o Beatrix Potter. Dwie wydały mi się bardzo ciekawe: biografia pióra Sarah Gristwood i druga – „The Art of Beatrix Potter”, będąca albumem jej szkiców, rysunków i akwareli. Z ciężkim westchnieniem zamknęłam stronę, pocieszając się marnie myślą, że wszystkiego mieć i tak nie mogę.

  49. Bardzo dobry wybór, Bożenko.
    Dziękuję.

    Sowo, te rozwiązania lokalizowały się w newralgicznych punktach: w miejscach wszycia rękawów. Ratowałam się, wstawiając fantazyjne łatki.

  50. Winnam była napisać, że to dowód miłości OBU STRON :)

    I piękny fluid, bo myślałam o – miłości. I Państwu Musierowiczach :) Przeczytałam właśnie rozmowy DUA i Księgowych na temat ukochanych wierszy. Chyba tyle ukochanych wierszy, ile ukochanych chwil. Tyle ulubionych, ilu Mistrzów. Ale kiedy zadałam sobie pytanie: czy gdyby mi pozwolono pozostawić w swej pamięci tylko jeden, jedyny wiersz, czy umiałabym wybrać? Tak. Emily Dickinson, w genialnym tłumaczeniu Poety. Uniwersum w ledwie czterech wersach. Wiersz, dedykowany tu niegdyś urodzinowo Panu Musierowiczowi. Jeśli DUA pozwoli, powtórzę:

    Emily Dickinson
    Miłość – jest wcześniej niż Życie

    Miłość – jest wcześniej niż Życie –
    Trwa dłużej niż Śmierć – jest Stworzenia
    Pierwszym Aktem – głównym Aktorem
    Na scenie, jaką jest Ziemia –

    Tłum. Stanisław Barańczak

  51. Dostałam Akunina na urodziny.

    Bożenko, bo igielnik to jeden z tych przedmiotów, bez których można by się obyć, a jednak miło je mieć.

    Zaintrygowały mnie te fantastyczne rozwiązania w koszuli.

  52. Bożenko, dziękuję za miłe słowa.
    Igielnik – serduszko z czerwonej szmatki wykonywałyśmy, pamiętam, na zajęciach praktycznych w szkole. Moje serduszko było ohydne, uszyte krzywymi ściegami, z których bokiem wyłaziła wata. Porażka nie pierwsza i nie ostatnia w tej materii. Nie to, żebym się zrażała. Panu M., narzeczonemu, uszyłam kiedyś – i to na maszynie – oryginalną koszulę sportową z malinowego flauszu. Była nieco krzywa i pełna fantastycznych rozwiązań. Obdarowany nosił ją wiernie i ja to bardzo doceniałam. To było autentyczne poświęcenie.

  53. Sowo P., Babcia moja, która w zamierzchłych czasach uczyła mnie haftu, miała kilka igielników. Dla mnie uszyła (i ozdobiła haftem, a jakże) igielnik-serduszko.

    Piętaszku, i ja często słucham „Jesiennej zadumy” Harasymowicza w interpretacji Elżbiety Adamiak.

    Aniu.g, bardzom ciekawa, jakież to stylowe rosyjskie kryminały czytasz. Czy aby nie Borisa Akunina? Uwielbiam jego cykl o Fandorinie.

  54. Długa była moja nieobecność, a tu tyle piękna przybyło.

    Leśne obrazki śliczne. Ten pierwszy, rodzinny i pogodny, idealnie oddaje magiczny zawsze dla mnie moment przejścia z rozświetlonej przestrzeni w tajemny, wabiący mrok lasu. Drugi, migotliwy, pełen gasnącego żaru, rozsnuwa mrok już inny, pełen melancholii. To moje kolory, bo i ze mnie, jak z Sowy P., jesienna Waga.

    Wierzyński – Mistrz, jak zawsze.

  55. Celestyno, to nie pojemnik, to elegancka kopertowa torba, szyta z naturalnych materiałów. Na piknikowe wyprawy.

  56. Dzień dobry wszystkim!
    Dawno nic tutaj nie pisałam i mam Wam wiele rzeczy do opowiedzenia, ale teraz wpisuję się szybko, żeby odpowiedzieć Molowi.
    Molu, strona jest darmowa, sama odkryłam ją niedawno, gdyż (za radą i dobrym przykładem Księgowych oraz DUA) chciałabym zacząć czytać książki po angielsku. I znalazłam tam i Anię, i Agathę Christie. Do tej pory nie udało mi się zacząć, gdyż w szkole prawdziwa „harówka”. Ale wszystko przede mną.
    Teraz młodszy, sześcioletni brat wyciąga mnie na dwór, żeby zagrać z nim w piłkę. Kończę więc szybko, jesiennie i słonecznie pozdrawiając :).

  57. Absolutnie nie, Moliku. To są zupełnie darmowe e-booki. Jest oczywiście możliwość przekazania darowizny, ale to jest dobrowolne. Możesz śmiało korzystać, bez obaw o konsekwencje finansowe. Za to z nadzieją na językowe.;)

  58. Widze, ze w jezyku francuskim istnieja dwie nazwy dla tego sympatycznego wynalazku. Porte- tarte ( jak np. porte-monnaie czyli portfel lub porte- manteau czyli wieszak) albo sac a tarte.

  59. Cha!cha! Sowo,, bardzo rozbawily mnie Francuzki regularnie noszace tarty w specjalnych torbach:) W wyobrazni zobaczylam mnostwo pan przemieszczajacych sie po miescie z tartami wlasnej roboty.
    Mysle, ze to chodzi po prostu o pojemnik do przechowywania, dla wygody ma tez uchwyty. Calkiem praktyczna rzecz. Ja zawsze zawijam tarte (na noc, jak nie zjemy wszystkiego) w jakies kuchenne scierki, a taki porte- tarte rozwiazalby elegancko sprawe.

  60. Ooo, i Dorothy Sayers okazała się całkiem osiągalna (The Nine Tailors, In the Teeth of Evidence i inne). Ucieszyłam się.

  61. Ależ mi się udało! Kupiłam sobie na Allegro książki Crispina (The Moving Toyshop) oraz Ngaio Marsh (A mam lay dead) za dosłownie kilka złotych. Prawdziwa okazja, zważywszy, że pozostałe powieści tych autorów na wszelkich stronach, gdzie sprawdzałam, kosztują znacznie, znacznie więcej i są w związku z tym trochę poza moim zasięgiem. No wiem, że skromny to zakup, a nie wiem, czy to najciekawsze powieści tychże pisarzy, ale i tak się cieszę. :) I w ogóle przyszły tydzień będzie obfity w przesyłki (zamówiłam też „Łaty na fotelu” i „Moją historię eseju” Jana Tomkowskiego – lubię czytać eseistykę i Jana Tomkowskiego. I Wójta też lubię, bardzo!) A dziś, w tę przepiękną, słoneczną sobotę („Jakże się cieszę, że żyję na świecie, gdzie istnieje październik! Jakież to byłoby okropne, gdyby po wrześniu zaraz następował listopad!” – kto wie z czego to cytat?) zamierzam spędzić po części nad lekturą tomu drugiego biografii Herberta. Wszystkim życzę dobrego, ślicznego dnia!

  62. Bardzo szlachetne hafty pani Giordano , a także te wszystkie stylowe akcesoria – piękne nożyczki, ołówek który nie zna temperówki, tylko zwinne nacięcia nożyka sprawiają, że chyba odkurzę swój stuletni tamborek odziedziczony po cioci i po dłuższej przerwie wyhaftuję coś niewielkiego (dziękuję Ci Mamo, że i tego mnie nauczyłaś). I Tobie Sowo dziękuję.

  63. Wpisy o haftach i robótkach przywodzą mi na myśl bardzo ładne wspomnienie z Korei (nie Północnej, gdyby kto pytał). Wiele razy o tym opowiadałem, mam tylko nadzieję, że w tym miejscu jeszcze nie, bo będzie powtórzenie. Otóż kilka razy miałem okazję uczestniczyć w Korei we mszy i dało się zauważyć bardzo chyba charakterystyczny obyczaj (nie widziałem tego w innych krajach), biblijny skądinąd – wszystkie kobiety miały chusty na głowach. Urok tegoż polegał na tym, że były one białe i bardzo różnorodne (jakżeby inaczej) zarówno co do materiału, jak i wzornictwa, od prostych, muślinowych chustek po bardzo wymyślne hafty i koronki. Wyglądało to wprost przepięknie, choć zwykle jestem raczej obojętny na urodę takich rzeczy.

  64. Dziękuję, Marto i Zgredzie, za rady. Na pewno skorzystam, choć też wolę wersje papierowe. Tym bardziej, że mam chyba wszystkie części ,,Ani” po polsku. Wujek się ucieszy. W zeszłym roku proponował mi streszczenia w oryginale moich ulubionych książek, kiedy opowiedziałam mu o ,,Paxie”. Ale jakoś o tym zapomniałam… Dla jasności dodam, że ów wujek udzielał mi w zeszłym roku bezpłatnych korepetycji.

    Dobrej nocy wszystkim Księgowym…

  65. Dobre porady Nini. Dorzucę jeszcze czytanie tekstów związanych z własnym hobby. Lub hobbies.
    Albo, jeśli ktoś lubi, można korzystać ze strony internetowej BBC.
    Są też tam teksty np. przyrodnicze. I zdjęcia.

  66. Sowo, obejrzałam – piękności! Malowanie nitką to raczej nie moja bajka, może dlatego, że kompletnie nie potrafię malować pędzlem, tudzież rysować kredkami. Wolę krzyżyki, haft matematyczny, mereżkę. Nie przeszkadza mi to jednak podziwiać dzieł innych. Natomiast po obejrzeniu toreb na tarty stwierdziłam, że sobie taką sprawię. Tak, Pani Małgosiu, torba na tartę jako opakowanie prezentu to jest świetny pomysł. Już mi się coś zaczyna kluć w głowie.

  67. Sowo, jak to miło, że o mnie pomyślałaś. Zaraz sobie pooglądam. A torba na jabłecznik w jabłuszka bardzo przemówiła do mojej wyobraźni, choć podobnie jak ty raczej nie transportuję tart na dużą odległość. Idea „l’art pour l’art” – piękno dla samego piękna jest bliska memu sercu. Pozdrawiam serdecznie :)

  68. Do robótek ręcznych trzeba mieć pokłady cierpliwości. Nawet jeśli samemu (samej) się nie haftuje, miło jest popatrzeć czasem, jak innym pięknie to wychodzi.

    Nini, do usług!

  69. Molu, potwierdzam! Anię się czyta bardzo przyjemnie nawet z bardzo średnim angielskim. ;) Zwłaszcza jeśli znasz i tak przekład, bo wtedy niezrozumiałe zwroty nie przeszkadzają w śledzeniu akcji. Najlepiej oczywiście sprawdzać nieznane słówka, ale czasem gdy jest ich dużo za dużo, utrudnia to trochę lekturę. Zresztą na Project Gutenberg znajdziesz wiele książek. Choć i tak uważam, że Ania może okazać się łatwiejsza w odbiorze niż niektóre zupełnie współczesne książki młodzieżowe.
    Pani Małgosiu, dobrze, poszukam Crispina. :)

  70. O, to marnie Ci doradziłam, Moliku. To dlatego, że ja też, jak Madzia, nie lubię czytać książek z monitora. Lubię prawdziwe – i żeby jeszcze pachniały.
    Dodam, że w oryginale „Ani” nie ma tych górnolotnych zwrotów, o których wspominasz, są one właściwością przedwojennego polskiego przekładu. Zdziwisz się!

  71. Nie wiem, czy z ,,Anią” sobie poradzę. Te górnolotne, nieużywane już zwroty! Poza tym mieszkam w małej wiosce. W pobliżu znajduje się tylko jedna mała biblioteczka z kilkoma polskimi książkami. Antykwariatu nie ma w ogóle.
    Nini, dziękuję. Na pewno skorzystam!

  72. Pani Małgosiu, tak smakowicie i treściwie opowiedziała Pani o wczorajszej lekturze (przeczytałam sobie na całkowite już dobranoc), że aż natychmiast miałam ochotę zacząć czytać. No, ale z rozsądku i z konieczności (nie było żadnej książki Patrycji Wentworth na podorędziu) poszłam spać. Ale sprawdzę sobie na Project Gutenberg. :) Dziękuję za tę przemiłą relację czytelniczą. :)

  73. Moliku, nie musisz iść nawet do biblioteki ani szukać w antykwariatach (zwłaszcza że może być o to trudno, jeśli ma się ograniczony budżet uczennicy:). Zajrzyj na stronę Project Gutenberg (gutenberg.org), są tam wszystkie Anie, w oryginale rzecz jasna. Tym sposobem przeczytałam kiedyś „Anne’s House od Dreams”, drukując uprzednio, bo nie lubię czytać książek z monitora.
    Niestety, ach niestety, nie tam Ellery’ego Queena. :(

  74. Moliku, z biblioteki lub antykwariatu.
    Da się to zrobić.
    Na początek – oryginał „Ani z Zielonego Wzgórza”.

    Nini (wiad. pryw.) – tak, on późno zakwita, a utrzymuje kwiaty nawet w październiku. Ale w tym roku lato było mordercze.
    Ognik to mocny, kolczasty krzew z koralikami owoców żółtych, pomarańczowych, a nawet czerwonych. Bardzo wdzięczny w jesiennym ogrodzie.

  75. Ach, Sowo i spóźnione „dziękuję” za wieści na temat historycznie poinformowanego i link do owegoż! Wykonanie ładniejsze niż nazwa.

  76. Ależ nini im wcale nie żałuje, myślała tylko, że ogniki będą kwiatkami (pewnie jakimiś najpierw były, ale w internecie pierwsze wyskakują owoce).

    Molu, najprostszy sposób, żeby się wciągnąć, to chcieć zaśpiewać z ulubionym artystą, gdy się jakiś utwór szczególnie podoba. Łatwej wchodzą do głowy słowa i idiomy, że o wymowie nie wspomnę.. A jak jeszcze człowiek koniecznie chce wiedzieć o czym to! Prosta droga do tłumaczenia.

    O Sowo, dzięki, popatrzę sobie potem, bo i dalej niż do ogrodu mi się zdarza i ręczne lubię!

  77. Jasne, że da.
    Ucz się też tekstów piosenek, wierszy, czytaj zajmujące książki w językach obcych. Będą szybkie efekty!

  78. Ha! Za to Iduś uwielbiał robótki ręczne!

    Ale ja właśnie nie mam silnej fascynacji słowem i determinacji do nauki! Od kiedy przeczytałam ,,Tym razem serio”, (zapożyczone od pani polonistki) zazdroszczę Pani podejścia do języków. Ja tak nie potrafię… Ale dosyć tego uzalania się nad sobą, idę wkuwać słówka, może to coś da!

  79. Nini, ptaszki u nas mają wręcz stołówkę. Ogniki, rajskie jabłuszka w dużych ilościach, głogi, berberysy i inne frykasy. Niech se podjedzą, ptaszyny boże.

  80. Sowo, obejrzałam prace Cloe Giordano i zmartwiałam z podziwu.
    Zarazem jednak odetchnęłam z ulgą, że dane mi jest malować obrazki tradycyjnie, farbami. Nie cierpię (i zawsze nie cierpiałam) robótek ręcznych, szycia, dziergania i haftowania.
    Francuzki bardzo je lubią natomiast. Paryska mama mojego zięcia szyje ręcznie, igiełką, prześliczne patchworki. Mnóstwo! I ma liczne grono znajomych o podobnych zainteresowaniach.

  81. Jak się zacznie oglądać robótkowe blogi, to trudno się od nich oderwać. Jeden ładniejszy od drugiego! I można się utwierdzić w przekonaniu, że idea sztuki służącej pięknu wciąż jest aktualna. Ileż tam rzeczy cudownie bezużytecznych, stworzonych tylko po to, by cieszyć oko! L’art pour l’art. Mam swoje dwa faworyty, oba oczywiście francuskie: pierwszy to „biscornu”, czyli ośmiokątny, haftowany igielnik. Nie wiem, ile igielników można mieć w domu (ja nie mam żadnego), ale w internecie są tysiące wzorów odpowiednich na każdą porę roku i całe kursy ich szycia. Każda szanująca się hafciana blogerka posiada przynajmniej jeden. Drugi to „porte tarte”, czyli torba do przenoszenia ciasta. Nigdy nie wynosiłam tarty z domu dalej niż do ogrodu (ewentualnie mogę podciągnąć pod tartę świąteczne mazurki dla Teściów), ale może Francuzki regularnie noszą po mieście tarty? Może gdybym kiedyś chciała zabrać na piknik Zapiekankę Kopciuszka, to taką torbą z wyhaftowaną karocą zadawałabym szyku? Albo, Aleksandro, retro-torba na malinówkowy jabłecznik? Haftowana w jabłuszka? Co myślisz?

    Ha, gdyby Joanna Borejko posiadała taki „sac” w kolorach ziemi, nie musiałaby biec chyłkiem po ulicach z nieestetycznym szarym pakunkiem. Francuzi jednak mają ten zmysł.

  82. Dziękuję, Nini.
    Wilec? Ano, zamiera. Ogród bardzo już jesienny się zrobił. Udały się w tym roku ogniki, bardzo dorodne i kolorowe.

  83. O, to, to.

    Znalazłam coś ładnego dla Aleksandry. Aleksandro, w wolnej chwili obejrzyj sobie w Internecie hafty Hélène Le Berre z cyklu Monochromes, a potem jeszcze piękniejsze prace Chloe Giordano (jest kilka na jej stronie internetowej, ale więcej znajdziesz na Instagramie). Chloe mówi, że maluje nićmi zamiast farbami i to jest całkiem trafne określenie. Projektuje też haftowane obwoluty do książek dla kilku amerykańskich wydawnictw.

  84. Ależ mnie Pani nabrała! Byłam przekonana, że to wielka kula księżyca wyłania się zza drzew.
    Dopiero chmurność nieba sprowadziła mnie na ziemię. A na dużym ekranie wszystko już było jasne.. Śliczne te czerwone drzewa i żółte liście tańczące..

  85. To prawda, Molu. Do zgłębiania języków nie jest potrzebny żaden specjalny talent. Wystarczy silna fascynacja słowem i determinacja do nauki, w dużej mierze samodzielnej.

  86. Moliku, nie wmawiaj sobie, z językiem polskim radzisz sobie doskonale, to i z obcymi będzie dobrze.

    Madziu, jak wpadłam w serię 65 powieści Patrycji Wentworth, tak w niej siedzę, kilkanaście już za mną. Równie przyjemna w czytaniu jak lady Agatha, lecz zagadki bardziej solidne i lepiej skonstruowane. Plus wiele smacznych angielskich „małych realiów” lat 30, 40 i 50-tych.
    Dziś „Vanishing Point” z roku 1955 (czytam w kolejności chronologicznej, tak jak lubię) – prowincja, miasteczko, dwór, w okolicy zakłady, których produkcja objęta jest tajemnicą państwową. Zaginęły dwie kobiety, obie służące. Bratanek tej pierwszej pracuje w owych zakładach. Miss Silver, której fachowość policja ceni, prowadzi dyskretne śledztwo.
    Jest tu kapitalnie nakreślona postać niepełnosprawnej, uroczej 12-latki, która pisze opowiadania i wysyła je do wydawców. Jeden z nich przyjeżdża, by ją poznać i udziela jej lekcji pisania, całkiem przekonującej.
    Czytam z zapałem.

  87. Dobranoc :-) Ale ja Wam zazdroszczę tych umiejętności… Zawsze miałam i będę miała problemy z językami obcymi!

  88. Dobranoc:) Ostatnio przeczytałam jeszcze „Żabę” i teraz „zaczytałam” się w powieści Buffy, którego Laura wolała wtedy, przed maturą, od książek Grishama. ;) Nie znałam wcześniej.
    A jaką Pani ma lekturę na dzisiejszy wieczór? (Lubię o to zapytać Ulubioną Autorkę od czasu do czasu).

  89. Zgredzie, znalazłam tylko Swan Song, ale z denerwującym błędem w czcionce. Jest do czytania on line, to może da się go jakos odwrócić zmieniając kodowanie. Zaraz potem nabyłam trzy tytuły za niską cenę w antykwariacie, więc zaprzestałam poszukiwań.

  90. Dziękuję serdecznie!
    (PS: Polecam jeszcze jedną rzecz, książkę dla dzieci pt. „Dziwolągi”, wyd. Dwie Siostry, to tak w leśnej tematyce. Jestem nią zachwycona! Dzieciom w szkole też się podobała).

  91. Zgredziku, nie wiem. Tak mi się Crispin spodobał po pierwszym czytaniu („Holy Disorders”), że kupiłam sobie wszystkie jego powieści. Z nich nie zachwyciła mnie tylko jedna, ostatnia: „The Glimpses of the Moon”- humor zbytnio już czarny, makabreska z obciętymi głowami etc.

  92. Jakie to piękne, ta ilustracja!… Zachwycam się i mam nadzieję, że nadużyciem to nie jest, bo ta cudna jesień wylądowała już na tapecie. Może??: )
    Fluid z Sowiątkiem! Wczoraj czy dziś pomyślało mi się o galerii piernika.
    Co do dyni – poza zupą, ostatnio wpadł mi przepis na pyszne danie z nią – podsmażona cebulka, pierś z kurczaka, dynia w kostkę, potem to wszystko do garnka, dolać wodę i dusić, dodać startą marchew, pokrojoną paprykę, trochę przecieru pomidorowego, kukurydzę, może być też por, plus przyprawy. To tak w skrócie. Taki pomarańczowy sosik się z tego robi. Płatki migdałowe też by pasowały, ale akurat nie miałam. I dogotować do tego jakąś kaszę, ryż. Dołożyć surówkę. Pyszne, polecam!

  93. Zupka z dyni? Uwielbiam

    Dziękuję za końcowe strofy ,,pochwały ” pod poprzednim wpisem. Przepisałam sobie do pamiętniczka swoim ulubionym piórem…

  94. Zgadza się! Czosnek do zupki dyniowej obowiązkowo, jak i imbir :)
    PS. Czytam „Staroświecką historię” Magdy Szabo i po raz kolejny utwierdzam się w tym, że saga rodzinna to gatunek powieści, który mnie najbardziej porywa, wciąga i fascynuje. Uwielbiam te zawiłe, skomplikowane, bardzo często tragiczne, ale i budujące opowieści. Dla mnie – esencja literatury.

  95. U nas też zupa dyniowa regularnie pojawia się na stole. Z dyni wyhodowanej we własnym ogródku smakuje jakoś tak wyjątkowo. Jest w wersji bardzo rozgrzewającej, z imbirem i czosnkiem.
    I jeszcze mała korekta: „…spróbowałam taki widok poszukać dla nich w grafice „. To pewnie przez te ciągnione poły (dopisywałam to zdanie na ostatku). Ale sama nie lubię akurat tego typu błędu, jest tak powszechny i tak rażący.
    Ptaszęta uściskam, jak tylko wyjdą z wanny i je nieco osuszę. Nawiasem mówiąc, do naszej łazienki mogłoby się sprowadzić nieduże stadko łabędzi, jest cała zalana. Brodzi się wprost w wodzie.

  96. AniuG, i tego właśnie uczą nas remonty: że wszystko mija, nawet one.

    Anette, do tej zupki koniecznie subtelne tchnienie czosnku i świeży majeranek.

  97. Isiu, ja też w Crispinie odkryłam bratnią duszę. Przepadam za jego poczuciem humoru i bogatym słownictwem, z fantazją stosowanym. Tak, ja też często sięgałam po słownik!- po tym, zresztą, da się poznać, czy autor naprawdę jest dobry. Otóż każde słowo Crispina chce się dokładnie sprawdzić, zrozumieć, nacieszyć się kunsztem autora. Przy czytaniu Collinsa też słownik był w robocie. Ale już sympatyczną Patrycję Wentworth czytam bez specjalnej troski o to, czy dokładnie rozumiem kolejne słówka. I tak dotyczą błahostek!- bez znaczenia dla treści i akcji.

    Ściskam Ptaszynki!

  98. Chesterko, dla dzieci starszych, sprostujmy.
    Emilka zagospodarowuje teren przez matkę zaniechany. A książka piękna, piękna!- romantyczna i czarodziejska, tak jak to tylko ona napisać potrafi.

  99. Oj tak! Jesień ma swoje uroki – długie wieczory z książką pod ciepłym kocykiem i z herbatą malinową. I zupa dyniowa (uwielbiam!). Albo zupa krem z cukinii (zapasy zamrożone). I to uczucie kiedy po pracowitym dniu wraca się do domu autobusem, w zimnie, wietrze i deszczu, i przekracza się próg domu, gdzie jest ciepło, jasno i dobrze.

  100. Jakaż miła wiadomość doszła do mnie – szykuje się nowa książka dla młodzieży autorstwa Adminki w wydawnictwie, w którym pracuje moja koleżanka! Gratulacje! Jesteśmy rozpieszczani!

  101. Ha, zagrażające egzystencj!
    Po 1.5 miesiąca nieustannego remontu mam myśli krwiożercze, zapalenie alergiczne spojówek i śluzówki nosa, siniaki na piszczelach od potykania się o nieoczekiwane przeszkody, złowrogi wyraz twarzy i brak tolerancji na niedoskonałości bliźnich.
    Sypiam na rozkładanej wiekowej kanapie, otoczona stertami upranej odzieży i wszystkiego tego, czego już nigdzie indziej upchnąć się nie dało.
    Ale lampeczkę, stoliczek nocny i stertę lektur udało się zmieścić. Czytam sobie biografię Singera na zmianę z rosyjskimi stylowymi kryminałami.
    :))

  102. Dzień dobry! Jaka piękna akwarelka! Wierzyńskiego przeczytałam dzieciom. „Śród jedlin granatowych: złoty słup modrzewia” – spróbowałam dla nich poszukać w grafice takiego widoku, ale lepiej byłoby dla nich na żywo to zobaczyć. Przy okazji przepraszam, że dopiero po ponad miesiącu od powakacyjnego wpisu odzywam się ludzkim głosem, a nie tylko zerkam spod regału. Miałam w planach zacząć regularnie się wpisywać, ale wciąż mi to nie wychodzi. Czas płynie, owszem, ale ostatnio głównie crowlem, a czasem wypożycza motorówkę.
    Siedzę po uszy w Crispinie, bardzo miło mi się go czyta. Jest to jednak wyzwanie dla moich umiejętności językowych. Przy Collinsie zdarzało mi się zapominać, że czytam po angielsku, przy Crispinie nie zapominam, o nie. I słownik mi się przydaje. Ale to dobrze, tak ma być, człowiek czuje, że się rozwija.
    Poza tym podobają mi się jego zachęcające uwagi w kwestii instytucji małżeństwa, czasem wypowiadane przez narratora, a czasem wkładane w usta jego bohaterów. Nie ma ich, oczywiście, wielu, żadnego „dydaktycznego smrodku”, co to, to nie. Ale po Collinsie i jego, jak mi się cały czas zdawało, małżeńskiej fobii, jest to duże wytchnienie. Collins wciągający bardzo, trzymający w napięciu, fabuła świetna itd., ale jednak małżeństwo groziło tam nieomalże śmiercią lub kalectwem. Albo wyjdzie się nie za tę osobę, za którą się chciało, albo wydziedziczy się własne dzieci, albo skończy się marnie w zakładzie dla obłąkanych… Pod koniec, oczywiście, wszystko dobrze się kończy, ale jednak ta wąska specjalizacja w prawie matrymonialnym pozostawiła na mnie, jak już mówiłam, wrażenie lekkiej fobii.
    Właśnie spałaszowałyśmy z Córeczkami pyszne pieczone jabłka, a Asia ciągnie mnie za połę bluzy i prosi, żebym się z nią pobawiła. Kończę zatem i ściskam!

  103. I nasza drewniana chatka doczekała się remontu przed zimą (także na zewnątrz) . Witam wszystkich remontujących i nie tylko. Co powiecie na jesienne pogaduszki przy szarlotce? Jeszcze trochę się ostało;). Już na dobre w tym roku chyba pożegnałam się z ulubionym kącikiem czytelniczym w ogrodzie, ale za to przybyło mi nowych w domu. Urządzałam je przez całe lato. A tymczasem słuchając „Jesiennej zadumy” (to piękna ilustracja powyżej przypomniała mi o tym utworze)w wykonaniu Elżbiety Adamiak ,biorę się do roboty.

  104. Ładnie powiedziane, Zytko.
    Dorzućmy jeszcze do listy uroków jesieni pikantną zupę dyniową i chrupiące jabłka prosto z sadu.

    Myśl o ślicznym Sowiątku, czekającym Gwiazdki rozjaśnia mi ten wietrzny, szary dzień.

    Biedna AniuG! Co to musiała być za noc!
    Nota bene, jeden z moich kolegów rzekł kiedyś w zadumie: „Remont to jest doświadczenie egzystencjalne”.

  105. Sowiątko od sierpnia nie może doczekać się Świąt. Codziennie pyta, ile jeszcze zostało do grudnia. Wyjęło też z szafy nuty z kolędami i wbrew rodzinnym protestom wyśpiewuje w niebogłosy.

  106. Tak jest! A kysz, spleenie jesienny! Witajcie goździki, witaj cynamonie, witajcie coraż słodsze pomarańcze, witaj kakao z pianką, witaj dymku unoszący się nad herbatą z miodem, witajcie dynie na straganach! :) <3

  107. Piękny obrazek jesieni i wiersze piękne. Dziękuję Wam.

    Huragan w nocy plus ulewny deszcz.
    Wyło, huczało bębniło. Spałam na strychu pod blaszanym dachem( z powodu remontu piętra). Wicher wywiał nam całe ciepło, spaliśmy w polarowych szlafrokach, pod puchowymi kołderkami rzecz jasna.
    Jesień i takie ma imię.
    Uściski

  108. To jest bardzo budujący optymizm. Od dziś nie myślę o grypie i łamaniu w kościach. Pomidorów nie ma, są ich blade namiastki, lecz „jeść ja będę zupy, marynaty”, jak pisał poeta. Czeka nas wspaniały czas!- jak napisała Zytka.

  109. Dziękuję, dziękuję! :) I przesyłam promienne DZIEŃ DOBRY! Jesień, a zatem złoto, pomarańcze, grzańce, mgiełki – wszystko to dopiero sie zaczyna, czeka nas wspaniały czas! A tu zawsze można liczyć na poetyckie słowo nadające prozie życia nieco głębi… :)

  110. Dzień dobry!
    Zytko, odezwałaś się pod wpisem „Już po lecie”, ale odpowiadam tutaj. Dobrze, postaram się pamiętać o umieszczeniu malutkiej choćby Zytki w „Chucherku”.:)

  111. Nie odkładaj, Sowo. Pysznie się czyta, mimo luk w wiedzy o dawnej literaturze angielskiej. Scenka w klasie szkolnej rozbawiła mnie do łez.

  112. Ja swojego Crispina odłożę na emeryturę. Otworzyłam ostatnio „Holy Disorders”, przeczytałam jedno motto, potem drugie i zaraz chciałam lecieć do biblioteki po Chaucera i Southwella. ;)

  113. Aleksandro, ostatnie zwrotki wpisała Madzia o 19.39. To już cała „Pochwała drzew”.
    Jeszcze raz dziękuję za rozkoszną niespodziankę ze śliczną jak zwykle karteczką własnej roboty.

  114. Zdarza się, zdarza, Ateno. Wyrzucam nieudane bez litości, a te mniej nieudane daję wnuczce, żeby sobie do nich domalowywała różności. Bardzo to lubi.

    Madziu, brawo i dziękuję.

  115. Zapachniało jesienią, a u mnie jeszcze letnio, ale nostalgia się udziela.
    Obrazek jak zawsze piękny, czy zdarza się namalować paskudny.
    Prześle zdjęcia wieczorem z przepiękna aleja dębowa.

  116. Przyznam się, że mocno się zastanowiłam czytając o Owidym i legendzie Obidowej, cóż to takiego ta legenda? Zaczęłam główkować, a nawet przeszukiwać Internet;), tymczasem rozwiązanie miałam pod samym nosem w poprzedzającym „Pochwałę…” (w tomie „Róża wiatru”) wierszu pt. „Podanie z Obidowej”. Piszę o tym, bo może ktoś się jeszcze zastanowi:

    (…)
    Oto cała legenda. Daję głowę moją,
    Że Owidiusz był u nas, choć przeczą uczeni.
    Spytajcie gór, są wierne, na straży jej stoją,
    Powiedzą wam wieczoru jakiegoś, w jesieni.

  117. Ogromnie się ucieszyłam z kolejnych strof – dzięki, Magdo!
    Jak również z faktu, że przesyłka dotarła, mam nadzieję, że w stanie nienaruszonym. Proszę sobie wyobrazić, Pani Małgosiu, że Poczta Polska nie chciała jej Pani dostarczyć w trybie ekspresowym – „do tej miejscowości nie ma tej usługi”. Podpadła mi ta instytucja po raz kolejny.
    „Miedziany listek” zapowiada się bardzo interesująco. Śliczny tytuł i takaż ilustracja. Październik ma swoje dobre strony. Na przykład już wkrótce będzie można przeczytać „Ballady i romanse” z interesującymi komentarzami. Odliczam dni do 11 :)
    Mam jeszcze ostatnie pomidorki na krzaczkach, ciekawe czy zdołają dojrzeć.

  118. To jeszcze zakończenie, dwie ostatnie strofy:

    Bo zawsze mnie porywa, gdy widzę posągi
    Drzew, co zaznały klęski, a nic ich nie łamie,
    Choć ranione – nie padły, wznoszą się jak ongi
    I burzom potrzaskane nadstawiają ramię.

    Bo z wami chcę się zrosnąć i szukam przymierza
    By, jak wy, trwać tu czołem po kres nieugiętem,
    Drzewa moje przy drodze z Puław do Kaźmierza,
    Pokryte piorunami, zalane cementem.

  119. O, Madziu, jak to ładnie z Twojej strony, Aleksandra się ucieszy.

    Mamo Isi, trafna uwaga. „My wszyscy z Niego”.

  120. Kochany Starosto, skończyłam Patrycje Wentworth, skończyłam Crispiny. To jest okropne uczucie, jak się kończy stosik miłych książek.
    Jesień, de facto jesień, hej jesień i te rzeczy – jak powiada K.I.G.

    Przed huraganem poostrzegali esemesami całą pomorską ludność, Casciolino;)
    Crispin czeka na Ciebie. No i my przy okazji. Czy jakoś zgrałaś zjawienie się w kraju z powrotem Taty?

    No, po prostu nie można jednego zdania napisać, żeby się od razu nie kojarzyło z Mickiewiczem.

  121. A, pomyślałam sobie, że wrzucę jeszcze kilka strof, już prawie ostatnich, „Pochwały drzew”. I tak już mam przepisane, w pliku.
    Prześliczna jest ta ilustracja, z marszu zaliczyłam ją do swoich ulubionych.
    U nas jesień nie jest dzisiaj taka miedziana ani złota. Jest szara, bura i raczej ponura. I mokra. Za to na ilustracji – skrzy się. :)

  122. Bo w drzewach jest najlepiej. Jak kiedyś Owidy
    W legendzie Obidowej, słucham: wszystko śpiewa,
    Organami się modlą Gorgany, Beskidy,
    Białowieskie ostępy i buk od Swarzewa.

    Na mistycznym Polesiu, w Nowogródzkiem, w puszczy,
    Co za Tucholą wodne kryje uroczyska,
    Wszędzie, jak uschła kora, kiedy z pnia się łuszczy,
    Spada ze mnie zło ludzkie a światło wybłyska.

    Chcę być, jak te kolumny, wyłonione z ziemi,
    Korzenne i pochmurne – i pełnić tu swoje,
    A jeśli mnie grom dotknie i usta oniemi,
    Niech śród niezłomnych przetrwam, milczący niech stoję.

  123. O, dziękuję, Casciolino. Tak przypuszczałam, że jeśli to KKB napisał, to przed wojną. Nie ma w tym wierszu tragizmu, tylko łagodny smutek młodego serca.
    Dziękuję też za dobrą ocenę:) i ściskam.

    Mamo z Dużego Domu, witamy serdecznie. Pogawędźże z nami, nie siedź cicho w kąciku.

    Pomidory owocują w Piemoncie, ach, pozazdrościć.

  124. A obrazek jest przecudnej urody! Ten kontrast ognistych drzew z szarością nieba, bardzo, bardzo mnie rozjesienia.

    PS Na Pomorzu zapowiadają całonocny huragan, zachowajcie ostrożność.

  125. Jak tu miło – piękne obrazy, piękne wiersze, piękni ludzie. Usiądę sobie na chwilę i posłucham… i popatrzę.

  126. Krzysztofie, Twoje zajęcie niezmiennie mi imponuje. Potęga!

    Z sieci wiersz przyszedł, powiadasz. A więc może to nie Baczyński jest jego autorem. Internet pełen jest takich zmyłek.
    Muszę zapytać Emilki, która zna Baczyńskiego na wyrywki (pisała pracę magisterską o jego poezji i udowodniła ponad wszelką wątpliwość, że nie tylko Słowacki miał wpływ na młodego Krzysztofa, lecz przede wszystkim Mickiewicz. Tytuł tej pracy brzmiał: „Kołnierzyk Mickiewicza”).

  127. Błotowijku, a żebyś wiedział, ledwie dałam tytuł wpisowi („Już październik”), w głowie zaczęła mi dzwonić ta piosenka, i to trwa przez dzisiaj także.
    Podzielam melancholię poety: addio, pomidory.

  128. „Minął sierpień, minął wrzesień, znów październik
    i ta jesień rozpostarła melancholii mglisty woal
    Nie żałuję letnich dzionków, róż, poziomek i skowronków
    Lecz jednego, jedynego jest mi żal „

  129. Oj, nie w domu, nie, na razie Morze Południowo-Chińskie, trzeba jeszcze pokonać jakieś 5 tysięcy mil, załadować 2 miliony baryłek ropy i dopiero wtedy udać się na urlop.
    Wiersz przyszedł do mnie z sieci, nie wiem, z którego jest roku.

  130. Aleksandro, a ja zapomniałam Ci napisać, że w Wojsławicach jest pięknie także jesienią. Gdy liście całkowicie się przebarwią – koniecznie trzeba tam pojechać.

  131. Krzysztofie, dziękuję za wpisanie pięknego wiersza, o istnieniu którego nie wiedziałam. Nie ma go w moim zaczytanym, od młodości posiadanym, zbiorze utworów wybranych (Wydawnictwo Literackie 1965).
    Z którego roku wiersz pochodzi?

    A jeszcze powiedz, którędy teraz płyniesz? Czy może już jesteś na lądzie?

  132. Jaki piękny i nostalgiczny obraz! I światło w głębi się żarzy. Z Wami łatwiej dostrzegać piękno świata. Zaraz po pracy idę na spacer do parku.

  133. Gorzko pachną…

    Gorzko pachną samotną jesienią
    te wieczory bez Ciebie umarłe,
    kiedy marzę zaplątany w jesień,
    kiedy serce mnie dławi pod gardłem.

    Kiedy liście żółtawym odblaskiem
    spełzną na dół na ściśnięte pięście,
    w mgłach daleko zagubiona radość,
    w mgłach daleko zagubione szczęście.

    Potem noce mnie ciszą umęczą,
    myśli spali błyskawicą drżenie,
    potem serce mi wydrze przymarłe
    jesień w wieczór spłakany wspomnieniem…

    Krzysztof Kamil Baczyński

  134. Merci. Mgiełka dzięki zręcznemu użyciu gąbeczki do zmywania naczyń.
    Czystej, oczywiście.

    Patrycjo, życzę miłych efektów podróży.

  135. Dzień dobry! Ostatnie pół godziny spędziłam na przeglądaniu Waszych wrześniowych wpisów i, o ludzie, ludzie, ludzie! Jak tu u Was dobrze. Mimo że życie pochłania jak szalone, to nie wyobrażam sobie nie powrócić do tego miejsca ostoi i światła, jak to robiłam przez ostatnie prawie już pięć lat.
    Niedawno Kapucynka zapytała, czy czuję już jesienny klimat. Tak, i wspaniały zdaje się ten czas. Jak doskonale jest wszystko zaplanowane, prawda? Długie spacery z przyjaciółmi, którzy depcząc jednostajnie po liściach zyskują niesamowitego uroku, wieczorne czytanie Przedwiośnia przy herbacie i ciepłym świetle lampki albo nawet to poranne, leniwe naciąganie na siebie golfów i grubszych spódnic. Niezwykle urokliwa ta nasza jesień.
    A pojutrze w pociągu mknącym ku Poznaniowi ktoś o blond włosach będzie z ciepłym przywiązaniem czytał Kalamburkę. In toto!
    Przesyłam czułe pozdrowienia dla Pani Małgosi i Ludu :)

  136. Dziękuję, dziewczynki. Aj, jak wy wcześnie wstajecie…!

    Nini, ładnie napisałaś pod poprzednim wpisem (a zrobiłaś to o 03.57, o ludzie!). Możesz mieć rację.

Możliwość komentowania jest wyłączona.