Dzień Dziecka!

wyspiański

 

„Pociecho moja, książeczko”- myśli sobie może ten śliczny, poważny, a może nawet smutny chłopczyk o jasnym spojrzeniu, grzecznie upozowany w krakowskim atelier fotograficznym, na tle malowanego pejzażu.

Któż to być może, jak myślicie?

Czy już widać po nim, że jego myśl wywrze wielki wpływ na całe pokolenia? Że jego słowa wejdą do serc i do krwiobiegu  Polaków? Że cytaty, pochodzące z jego dzieł, będą krążyć nad ojczyzną i budzić sumienia jeszcze ponad sto lat od dnia jego śmierci? Że jego obrazy przejdą na zawsze do historii sztuki i staną się bezcenne?

Nie. Nie widać tego po nim. Zupełnie.

Nikt by nawet tego nie przypuszczał.

To tylko dziecko. Wydaje się zupełnie zwyczajne.

 

Z okazji dzisiejszego święta chciałabym powiedzieć dorosłym: wszystkie dzieci wyglądają na zupełnie zwyczajne.

A tymczasem wszystkie są niezwykłe, wiele z nich ma wyjątkowe zdolności, a absolutnie każde z nich na swój sposób wpłynie na losy świata. Nie wiecie,  jaki to będzie sposób, więc lepiej szanujcie wszystkie dzieci.

To Posłańcy.

 

Wasze dzieci nie są waszymi dziećmi.

Są synami i córkami tęsknoty Życia za samym sobą.

Przybywają przez was, ale nie z was,

I chociaż są z wami, nie do was należą.

 

Możecie im dać waszą miłość, lecz nie wasze myśli,

Albowiem mają swoje własne myśli.

Możecie dać dom ich ciałom, ale nie ich duszom,

Albowiem ich dusze przebywają w domu jutra, którego wy nie możecie odwiedzić nawet w marzeniach.

Możecie się starać być podobnymi do nich, ale nie usiłujcie ich uczynić podobnymi do was.

Albowiem życie nie idzie wstecz, ani nie pozostaje z dniem wczorajszym.

Wy jesteście łukami, z których wasze dzieci,  jak żywe strzały, wysyłane są naprzód.

Łucznik widzi cel na drodze nieskończoności i On przygina was swoją mocą, by Jego strzały mogły lecieć szybko i daleko.

Niech was raduje to naginanie ręką Łucznika,

Bo tak  jak kocha On strzałę, która leci, tak kocha też łuk, który jest nieruchomy.

(Khalil Gibran Prorok – tłumaczenie moje)

 

Chłopczyk o jasnym spojrzeniu niebawem zaczął wyglądać inaczej, o, tak:

 

sw

 

A już potem wyglądał tak:

 

418px-Stanisław_Wyspiański3

 

Stał się dorosłym.

Ale chyba nie zapomniał, że mały Posłaniec wiele, wiele rozumie. I umiał to narysować, kiedy miał już własne dzieci. Spójrzmy tylko w te oczy:

 

 

stanislaw-wyspianski-portret-jozia-feldmana-1905

Portret Józia Feldmana – rysował  Stanisław Wyspiański.

 

348 przemyśleń nt. „Dzień Dziecka!

  1. Czekam z niecierpliwością ! Dodam tylko, że obecnie front kamienicy wygląda jeszcze piękniej, bo jest świeżo odnowiony.

  2. Aaa, Piętaszku!
    Co za ciekawe wiadomości!
    Nie mogę zajrzeć do „PG”, bo pożyczyłam go pewnemu Wilkowi Morskiemu. Może Wilk sprawdzi.

  3. Dzień dobry. A propos ulic, ale w troszkę innym znaczeniu. Mam ostatnio konieczność, ale bardzo przyjemną, poruszania się po ulicy Gdańskiej i okolicach, w Bydgoszczy. Jako „podbydgoszczanka ” znam ją oczywiście, bo to jedna z głównych ulic w tym mieście, ale zawsze to był tylko wykonany rzut oka na ten, czy inny ładny budynek, bez bliższego zapoznawania się. Teraz wiem, że jest to okolica obfitująca w oszałamiające wprost przykłady architektury secesyjnej i innych stylów współistniejących w tym okresie. Urzekają mnie też liczne kamienice i wille (prawie wszystkie odnowione) z – uwaga – wieżyczkami! Jest ich tam mnóstwo, a jedna ładniejsza od drugiej. Ile razy na nie spoglądam, myślę oczywiście o Pani, DUA i czuję się trochę, a nawet bardzo, jak w Poznaniu przy Roosevelta. Słowem, Bydgoszcz secesją stoi i to bardzo. Ale to tylko przy okazji mówię, bo głównie chodzi mi o pewną kamienicę, która jest piękna, a mieści się niedaleko ul. Gdańskiej, na Libelta 10 ( można ją zobaczyć w grafice). Zaczęłam się wczytywać w historię tej kamienicy i okazuje się, że ma ona duży związek ze znanymi postaciami pochodzącymi z kresów. I przeczytałam też o niej takie zdanie : ” W latach 30. kamienicę przy ul. Libelta 10 w Bydgoszczy odwiedzał Zbigniew Raszewski, po wojnie znany teatrolog. W swojej znakomitej książce pt. „Pamiętnik gapia”, wspomina ten dom, gdzie wówczas mieszkał jego przyjaciel Stefan Rudnicki …”

  4. Ślę moje wielkie gratulacje w stronę Adminki i Wójta! :)
    Wójcie, przeczytałam „LCz”, właściwie pochłonęłam na raz, wzruszała mnie i bawiła, „psy psycholog, śpi psycholog” do teraz wywołuje mój uśmiech. :) Dzięki! I dzięki za prawdziwie KSIĘGOWĄ dedykację. :)
    Pozdrowienia od Biedronki.

    PS A w mojej rodzinnej parafii jest osiedle Bajkowe. Najzabawniej jest, jak ksiądz dostojnym głosem ogłasza kolędę i wyczytuje kolejność odwiedzin: „w poniedziałek: ulice Calineczki, Królewny Śnieżki, Krasnoludków, Misia Uszatka; we wtorek: Kopciuszka, Złotej Rybki, Pinokia i Piotrusia Pana…”, etc. :)))
    A z poetycznych nazw: miałam kiedyś koleżankę mieszkającą na ulicy Ku Słońcu. :)

  5. O, torcik? Mmmm, chętnie!!! Dziękuję!
    Wprawdzie słyszałam, że dzisiaj jest Dzień Przyjaciela, ale myślę, że z Dniem Księgowego akurat tutaj nie kłóci się ani trochę.
    Niech żyje nasza Księga!
    Niech żyje Założycielka Księgi!
    Niech żyją Adminki!
    Niech żyjemy my, Księgowe i Księgowi wszystkich krajów!

  6. W Gliwicach po wojnie Danzigerstrasse przemianowano na Dancynowską, a gdy mieszkańcy zaproponowali, by nazwać ją Norwida, urzędnik MRN upierał się, że absolutnie nie można, gdyż Dancynowsk był zasłużonym działaczem komunistycznym. Ostatecznie jednak Norwid zwyciężył.

  7. Ojej, spóźniłam się tematycznie, będzie nowy wpis :)
    Ale – niech żyją nowe wpisy!

  8. Piegusko, ulica Wieczornych Mgieł czarowna.

    W Bytomiu nie ma niestety nazw ulic z fantazją, choć wzbudza moje delikatne współczucie ulica Samotna. Jest natomiast w perypetiach nazw ulic – jak chyba wszędzie – spory kawał historii. Ostały się niektóre nazwy sięgające średniowiecza, były rugowania i sporadyczne powroty nazw poniemieckich czy nieprawomyślnych typu Lwowska czy Wileńska. Oryginalna jest nazwa niewielkiej uliczki Szczęść Boże (przed wojną Glückaufstrasse), zastąpiona w jedynie słusznych czasach Szczęściem Górnika (he he), a następnie nazwiskiem działacza partyjnego. I znowu Bytom ma Szczęść Boże.

    A w Poznaniu są ponoć ulice Makowej Panienki, Szeherezady, Lisa Witalisa :)

  9. Stawiam torcik z truskawkami i kremem mascarpone na Dzień Księgowego!!!

    Niech żyją Księgowi i Księgowe!

  10. Krzysztofie, chyba trochę pomogło, ale nie od razu.

    Babciu, wykropkowałaś bliskie nam słowo „szajba”.

    Mamo Isi, ja z Grochowa i gdyby nie ty, też bym o tych ulicach napisał. Blisko Spalinowej do szkół uczęszczałem.

    Teraz mamy np. ulicę Safony, Penelopy, Izoldy, Kleopatry, Antygony, Wiewiórki, Kaśki Kariatydy, Gustawa, Gerwazego, Misia Uszatka, Internetową i Samarytanka.

  11. Jest też w Warszawie ulica Echa Leśne. Utkwiła mi w pamięci, bo szukaliśmy jej kiedyś z pewnym znajomym. On prowadził samochód, a ja usiłowałam pilotować, posiłkując się planem miasta. Efekt: długo kręciliśmy się w kółko (niczym w lesie), zanim dotarliśmy na miejsce. :-))))

  12. A była w Warszawie Komarowa, Mamo Isi. Ale Władimira, radzieckiego kosmonauty. Obecnie Wołoska.

  13. Mamo Isi, w Breslau takie przeinaczenia są mnogie. Są tam na przykład mosty budowane przez niejakiego inżyniera Nakonza. Nazywały się jego nazwiskiem. Powojenni Polacy zrobili z nich mosty Na końcu. Teraz nazywają się inaczej, ale wciąż jest tam w pobliżu ulica o takiej nazwie.

    Dziś podobno jest Dzień Księgowego. Czy on nas dotyczy?

  14. „Nos jak haczyk, kurzą nogę i krogulcze miał paznokcie…”.

    „Istny Niemiec, sztuczka kusa”.:))

  15. U nas jest ulica Porannej Rosy. Mnie się podoba, ale inni się śmieją…
    Dzieńdoberek!

  16. No tak, to przy Rzeźniczej i Topiel Wapienna brzmi pięknie :). O ulicy Kubusia Puchatka w warszawskim Śródmieściu wszyscy pewnie słyszeli, ale w Warszawie-Radości jest ulica Krasnoludków. Oczywiście okolice tej ulicy są mocno zalesione.

  17. Ulica gruszek i jabłuszek też brzmi ładnie, prawda? tylko trochę niepoważnie. Kolega mojego męża, zamieszkujący przy takiej ulicy, miał problem meldując się w ekskluzywnym hotelu, bo pani recepcjonistka myślała, że sobie z niej żartuje i się obraziła.

  18. Jedna z dzielnic Gdańska to Diabełkowo. Chodziłam kiedyś na spotkania wspólnoty, (która prowadził egzorcysta) z koleżanka z Diabełkowa.:)

  19. Gio, panowie Motorow, Turbinow i Spalinow mogą się cieszyć, ale p.Komarow niekoniecznie;) Czy oprócz ul. Komarowej jest jeszcze jakaś owadzia ulica?

  20. Czuję się zupełnie jak w tym kawale:
    – Panie doktorze, nikt na mnie nie zwraca uwagi.
    – Następny, proszę.
    Tylko teraz chciałabym wiedzieć, czy ta ul.Kurzanoga to efekt wesołego tłumaczenia z niemieckiego, czy też – tak jak pisze to Starosta – tak ją Polacy nazwali w XIV wieku, potem Niemcy przeinaczyli to na Kurze Gasse, a po wojnie z powrotem wróciła stara nazwa? Czy ktoś ma przedwojenny plan Poznania?

  21. A od Osowej do Oliwy w Gdańsku przebiega ulica Spacerowa. Może nieorginalna nazwa , ale zabawne jest to, że tamtędy praktycznie zawsze samochody poruszają się spacerowym tempem. Bardzo adekwatnie ją nazwano.

  22. A ja ostatnio widziałam ul. Papilotów. I ul. Westchnień.
    A ,,Tytus, Romek i A’Tomek” też czytałam. Kiedyś, gdy uczyłam się czytać dziadek mi podarował.

  23. Też pewnie jakaś historia się za tym kryje.
    w Poznaniu jest (od XIV wieku!) ulica Kurzanoga.
    Tuż koło Ratusza.

  24. We Wrocławiu jest uliczka – Za ostatni grosz.
    Ogromnie spodobała mi się ta nazwa, brzmi i poetycko i zawadiacko.

  25. Mamo Isi, Posag 7 Panien znajduje się w Ursusie, w pobliżu Zakładów Mechanicznych Ursus, które pierwotnie nosiły taką nazwę; a wzięła się ona stąd, że fundusze na założenie zakładów pochodziły z posagów siedmiu córek założycieli fabryki.

  26. Mamo Isi, Zimbabwe nie takie znów dzikie. Sondelanki tam byli parę lat, leczyli miejscowych, dzieci swoje wychowywali. Mówią, że pięknie było.

  27. Nam prosić nie wypada, ależ.

    Gio, uśmiechnęłam się na pana Turbinowa. Motorow zaś to prawie jak Mołotow.

  28. Ale uwaga! Tegoroczną edycję trzeba odszukać w zakładce Aktualności: Koziołek głosujemy.
    :-)

  29. A co do naszych nominowanych Autorek, można oddać na nie głos czytelniczy na stronie Miejskiej Biblioteki w Oświęcimu. Łatwo znaleźć, wystarczy wpisać w wyszukiwarce: koziołek głosowanie.

  30. Gio, gdzie jest ul.Posag 7 Panien?
    Koło Starego Rynku w Poznaniu jest ul.Kurzanoga. Podoba mi się ta nazwa, chociaż jest to nazwa pomyłkowa, bo tak po wojnie urzędnicy przetłumaczyli Kurzegasse .

  31. Skoro o nazwach ulic, to moze dla odmiany coś ładnego? We wsi Bąkowo pod Gdańskiem jest ul. Wieczornych Mgieł. Czy to nie piękne? Brzmi, jakby to wymyśliła Ania Shirley.

  32. Wapienna, Mydlarska etc. mają swój sens; w końcu gdzieś w Polszcze te produkty wyrabiano czy sprzedawano. Natomiast te ulice Amona czy Apollona za Chiny sensu nie mają. Wyobraźmy sobie tylko ul.Czerwiową w najdzikszym zakątku Zimbabwe.
    Ale i tak są gorsze przypadki urzędniczej twórczości: w Warszawie, na Grochowie są ulice: Motorowa, Turbinowa i Spalinowa. Są na pewno, bo Spalinową co dzień zasuwałam na Kamionek z Isiątkami w wózku na spacer. Biedni ci mieszkańcy.

  33. Mydlarska kojarzy mi się całkiem przyjemnie, Wapienna też ujdzie, Węglarska – czemu nie?
    Za to kiedy muszę iść na Topiel (a zdarza mi się to regularnie), bardzo się staram nie wizualizować sobie tej nazwy. ;-)

    A co powiecie na ulicę Posag 7 Panien?

  34. Są chlubne wyjątki, z wielkim pożytkiem dla nas :)

    Gratuluję nominowanym Autorkom!

    Lubiłam (i miałam) Tytusa na Wyspach Nonsensu, ale inne części mniej. Wolałam komiksy Szarloty Pawel, uczennicy Papcia.

  35. Mamo Isi, na jednym z warszawskich osiedli są ulice: Wapienna, Mydlarska, Węglarska. To już chyba wolałabym mieszkać na Jowisza:).
    Tytusy czytałam namiętnie. Pamiętam wyprawę wannolotem i sposób uczenia się języków przez sen. Jakże mi się podobał. Niestety Tytus wysłuchał wywiadu z chuliganem. Pamiętam do dziś, czego się nauczył. Zaczynało się: „Cześć skubańcy…” Cytowanie dalej trochę niepedagogiczne :). Och pamięci wybiórcza.

  36. Drodzy Księgowi, dziękuję za wszystkie wyrazy wsparcia oraz inne miłe sygnały!
    Współnominowany Wójcie – gratuluję i trzymam kciuki! :)

  37. Sowo, ja tam mam fantastycznego wydawcę. Przez 25 lat dodrukowuje mi i wznawia, oraz wydaje premiery.
    Mamo Isi, wzięłabym. Ale nie dojadę.

  38. Nutko, dziękuję w imieniu Nieposkromionej Wyobraźni;)
    Zgredzie, uzupełniamy. W takim razie to pracownicy Zakładów Azotowych im. Amona tworzą chór, który w odpowiednich momentach śpiewa smętnie: Ach, przebóg, zeżarł ją krokodyl, jesteśmy wstrząśnięci do głębi, okropnie nas to gnębi, burza uczuć się w nas kłębi etc.

  39. Kochana współautorko autorki, gratulacje dla dziecięcia! A takoż dla Wójta!

    Może ktoś ma ochotę na ze 100 sadzonek niecierpka balsaminy, bo mi się sam rozsiał jak wariat i muszę go przerzedzić? Taki wysoki, różowy. Niestety, trzeba po niego dojechać, bo nie sądzę, aby przetrwał wysyłkę.

    Dziękuję, Iskro, bardzo lubię komplementy;)

    Mamy w Gdyni ulice: Amona, Izydy, Afrodyty, Marsa, Westy, Jowisza, Merkurego, Hery, Apisa, Aresa i Apollina. Ilekroć bywam na Chwarznie, zawsze się zastanawiam, kogo w urzędzie porąbało, jak to mawialiśmy w podstawówce.

  40. Chesterko, a bo w czasach słusznie minionych nawet zrobienie dodruku popularnej książki musiało czekać na decyzję ministerstwa.
    Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak my teraz mamy dobrze! O dodruku decyduje tylko wydawca!

  41. To ja się wychylę na moment, żeby powiedzieć, że Tytus to jedno z moich wspomnień tak wczesnych, że za nic nie potrafię powiedzieć, ile mogłam mieć lat. Jechałam z tatą do ciotek, najpierw długo pociągiem, potem jeszcze autobusem chyba (coś nam się ta podróż przeciągnęła), więc kupiony na dworcu Tytus był jedynym, co tatę ratowało przed marudzeniem malucha. Podejrzewam, że z dziesięć razy mi go wtedy musiał przeczytać, a ja nadal byłam zachwycona i chciałam jeszcze.

  42. Zgredzie, pomogło?
    Pamiętam z dzieciństwa jakąś podróż z ojcem, który na dworcu w Pile kupił mi któregoś Tytusa, przeżycie było mocne, skoro pozostawiło w pamięci obraz peronu, kiosku i tej książeczki w ręku. A parę lat temu otrzymałem w prezencie zbiorcze, wielkoformatowe wydanie wszystkich Tytusów.

  43. „Tytusy” czytałam namiętnie w szkolnej bibliotece (nie były na wynos). W ogóle nie były osiagalne, więc, kiedy Tata przywiózł mi kiedyś ułowione w małomiasteczkowej księgarni przygody „Tytusa..na Dzikim Zachodzie” czułam się posiadaczka skarbu. Niestety, ukochana Jeżycjada, jej pierwsze tomy istniały, powiedzielibyśmy dziś, jeno w wirtualnej rzeczywistości. Nawet w bibliotekach niemal nie do zdobycia.
    A na „Tytusach” mój maż uczył się czytać. Nic nie pomagało i nagle w 4 kl przyszło oświecenie. Dysleksja.

  44. Młode pisarki na razie tylko nominowane, wraz z innymi młodymi. Ciąg dalszy jesienią! Trzymajmy kciuczki.

    Dzięki, Iskro, dobranoc!

  45. Ależ tu się działo! Żałuję, że nie pozgadywałam razem z Wami ale towarzyszyłam jednej z moich Iskierek w zakręcie życiowym ( wzięła go z klasą i rozmachem ). Mamo Isi i Babciu, myślę, że spokojnie możecie dołączyć do grona autorek, może jak nie libretta to jakieś opowiadania wydajcie.
    Młodym wyróżnionym pisarkom serdeczne gratulacje.
    Wszystkim a szczególnie DUA dobrej nocy życzę.

  46. Zasadniczo pisanie ikon polega na korzystaniu ze zbioru gotowych wzorów, a nie na własnej inwencji.

    Bywam czasami w kościele, gdzie ołtarz jest bardzo silnie oparty na dziełach przypisywanych Rublowowi, ale na bocznej ścianie jest ikona Jana Pawła II. Taka ciekawostka.

  47. Kochani, powaliły mnie korzonki, więc mieliście chwilę wytchnienia ode mnie :). Gratuluje wszystkim sukcesów, tyle ich się dzisiaj zebrało, aż miło. Ciekawe jak egzamin Charlotki?
    Zgredziku, odpowiadam na Twoje pytanie, otóż zanim zaczęłam własną, jednoosobową ikonową działalność, malowałam dla kogoś płaszcze Matki Bożej i Dzieciątka. Ta osoba malowała twarze i ręce i oddawała to do jeszcze kogoś innego, kto robił metalowe koszulki (ktore dokładnie zasłaniały wymalowane przeze mnie lilijki). Więc jakby zaczęłam od Maryi ale tak nie całkiem, sam płaszczyk:). Generalnie nie czułam się godna malować ani Maryi ani Chrystusa. Później, gdy już robiłam to na własny rachunek, malowałam, korzystając z albumu ze zdjęciami ikon prawosławnych, głównie św.Jerzego walczącego ze smokiem (jedna z dwóch ikon, jakie mi pozostały), Cyryla i Metodego oraz św.Mikołaja biskupa. Była to praca raczej odtwórcza a nie twórcza, co już na samym początku odgadła Pani Małgosia ale samo malowanie zawsze lubiłam.
    Pozdrawiam serdecznie wszystkich, spokojnej nocy.

  48. Kto czytał (i oglądał) Tytusa, Romka i A’tomka? Dziś 94 urodziny obchodzi Papcio Chmiel.

  49. Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim za gratulacje i ja również gratuluję Admince oraz Staroście jako współautorce Autorki. Ojej jakie to zawiłe :)
    Uśmiecham się do Was :)

  50. Bardzo mi miło, Pani Małgosiu! Dziękuję.
    Jeszcze mam tyle spraw organizacyjnych do ogarnięcia, trochę mnie to przeraża. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży i przejdę bez problemu od przyjęcia na staż do jego realizacji.
    Róża i Fryderyk! I Gabrysia! No tak – z pewnością wpadnę! Jak miło. :)

  51. Nutko!!!
    Co za wspaniała wiadomość!
    Serdecznie gratuluję i cieszę się na wszystko, co Cię w tym pięknym miejscu czeka.
    Jesteś ZUCH!!!

    (Możesz wpaść na herbatkę do Róży i Fryderyka. Gabrysia też będzie!)

  52. Pani Małgosiu, przebóg, od Wilna zaczęliśmy! (rok temu). To była podróż sentymentalna Tatusia z córka (już druga, bo dwa lata wcześniej z Arturianka). Baaardzo się jej Wilno podobało.

  53. Dobry wieczór!
    Ojej, ojej! Jak dobrze Was poczytać, Księgowi! Uśmiałam się z opery, Mamo Isi – ukłony dla Nieposkromionej Wyobraźni! Zakłady Azotowe im. Amona – rewelacja. A zagadki Babci śledziłam z zapartym tchem i dreszczem emocji. :)
    Dobrze się tak oderwać na chwilę od nauki, szczególnie w czasie semestralnej kumulacji. Mam sesję przed sesją i od jutra codziennie jakieś zaliczenie. Tragedia. A tu jeszcze dogrywam wiele spraw na wyjazd wakacyjny, ponieważ (trochę się pochwalę) przyjęto mnie na staż do Oxfordu! :) No więc jako że mnie nerwy zjadają od tego pośpiechu, wpadłam się odstresować na Stronie.
    Serdeczne ukłony!
    Nutka

  54. Brawo Adminka!
    Brawo Wójt Wiewiórka!

    Czy ktoś z Księgowych zna p. Michała Grudzińskiego? Gra w serialu telewizyjnym, ale także w teatrze. Otóż wczoraj wraz z koleżankami wygrałyśmy warsztaty wymowy z tym aktorem! Ach, jak się cieszę!

  55. Mamo Isi, jeśli do Twojej opery brakuje wyrazistych postaci, to mogę dorzucić jeszcze założycielkę Instytutu Ra oraz głównego technologa Zakładów Azotowych im. Amona. Burzliwy konflikt bóstw zakończony nie mniej burzliwą syntezą organiczną.

  56. Serdeczne gratulacje dla kochanej i madrej Emilii i nieocenionego Wójta (wszak to debiut, o ile pamiętam)!
    A z innej beczki – dzięki tej stronie mogę uzupełnić brakujace wiadomości nt wojaży swego średniego dziecka. Szewc bez butów chodzi, a matka…no właśnie, co by tu najlepiej pasowało?

  57. Muszę się podzielić z Wami radością, jakich mam wspaniałych i uczciwych uczniów! Umówili się ze mną, że przyjdą poprawiać sprawdzian, choć niestety nie zmieni to ich oceny końcowej (mamy system średniej ważonej, jeśli wiecie o co chodzi) i naprawdę się nauczyli! A więc nie uczą się dla stopni, ale dla wiedzy, hip, hip, hurra!!! Jak ja lubię moją pracę w takich chwilach! Wybaczcie nadmiar emocji, to tylko nauczyciel po wystawianiu ocen odreagowuje.

  58. Zakochałam się w Pradze! Jest zachwycająca i na każdym wzgórzu czy moście można zobaczyć przepiękne panoramy! W dodatku znajduje się tam wspaniały sklep z zabawkami- Hamleys! Może ktoś z Ludu był albo widział? Jeśli nie, to trzeba do niego wstąpić, gdyby kogoś z Was zawiało w te strony!

  59. Dobre nowiny: „Haczyk” Emilii Kiereś (Adminka) i „Lawendowa czarownica” Katarzyny Borys (Wójt Wiewiórka!)- znalazły się na liście książek, nominowanych do tegorocznej nagrody literackiej im. Kornela Makuszyńskiego!
    Brawo, dziewczyny!

  60. Patrzmy i słuchajmy:

    Biagio Marini – „Alla luna”.
    Ensemble Galilei, Emanuela Galli.

    (…)
    Scopri il viso, argentea Luna,
    che sorella
    non men bella
    sei del sol, quantunque bruna,
    è brunezza,
    che non toglie la bellezza.

    Dobranoc.

  61. nini przeprasza za monotematyczność obrusową, własny sprzęt zawiódł i zwiódł..

    Czy Lud widzi, co się dzieje z Luną? Cudne zjawisko!

  62. Brawo, Babciu za wspaniałą zagadkę :-) A skojarzyła mi się „kobieta pracująca” z Czterdziestolatka… Chociaż z wiadomych względów ona ikon nie pisała…

  63. Brawo Mama Isi. Nie wiem czemu, ale nowe wpisy ładują mi się na stronkę po kilka na raz, więc dopiero zauważyłam, że byłaś pierwsza, choć pewnie Kasztanowłosa, z tej samej przyczyny, nie widziała Twojego wpisu. Brawo więc, obie Panie. Ikony były małych rozmiarów, więc udawało mi się namalować trzy w miesiącu.

  64. Brawo Kasztanowłosa ! Ikony właśnie. Sprzedawane były w wewnętrznym sklepie jednego ze stołecznych hoteli. Kupowali je głównie zagraniczni turyści, dla których ich ówczesna cena była wprost śmieszna o ile pamiętamy przelicznik walutowy z lat osiemdziesiątych.
    Jeszcze raz gratulacje !

  65. Lilko, masz po prostu fajną przyjaciółkę.:)
    Cieszę się, że się ucieszyłaś.
    Sto lat, sto lat!

  66. Dobry wieczór, Pani Małgosiu! Mili Księgowi!
    Od dawna tylko czytam „przemyślenia”, choć swego czasu brałam w nich czynny udział. Dziś znów chcę wyjść „spod regału” ;-)
    Pani Małgorzato, bardzo dziękuję, że „była” Pani ze mną w dniu moich urodzin! I pozostanie Pani na dłużej ;-) A to wszystko za sprawą Przyjaciółki, Agnieszki. To była niezwykle wzruszająca niespodzianka. Myślę, że wie Pani o co chodzi… Jeśli można mieć bardziej niż wymarzone urodziny, to właśnie takie są moim udziałem.
    Częstuję Was wszystkich, Mili Księgowi, torcikiem truskawkowym przystrojonym niezapominajkami z marcepanu. Mam nadzieję, że posmakuje i Wam!

  67. Chyba ląduję w spamie. Babciu, może to witraże?
    Pozdrowienia dla całego wesołego towarzystwa!

  68. Ja wymieniłam?
    Malowałaś? Rzeźbiłaś?
    Robiłaś obrazki z suszonych i prasowanych kwiatków?

  69. I raczej to było do salonu, choć do sypialni też mogłoby być. To już przedostatnia podpowiedź.

  70. Myślę, że nia tak mało, skoro sposób wykonywania tego czegoś został właśnie wymieniony.
    PODPOWIEDŹ TRZECIA: do wykonywania tego czegoś potrzebny był dobry wzrok i dobre światło.

  71. W wielu przypadkach tak się dzieje!
    Np. farby wysychają, glina też, kwiatki więdną, kartka papieru, zwilżona do malowania akwarelą, szybko robi się sucha. Te rzeczy, o których, Babciu, piszesz, mogą więc być organicznego i nieorganicznego pochodzenia.
    Ta podpowiedź mało pomaga.

  72. Pisałaś ikony, Babciu? Ale wtedy trzy to by były na rok.
    A może robiłaś jakieś cudeńka z papier-mâché?

  73. Kasztanowłosa odkryła kolejny, wykonywany przeze mnie zawód. Porcelanę malowałam przed urodzeniem pierwszego dziecka :).

  74. Zuziu, nie pisałam powieści kryminalnych w odcinkach, niestety. Bardzo tego żałuję. Zawsze jednak mogę zacząć :).

  75. Przepraszam, Piętaszko i Piegusko, za pomyłkę, to Pieguska pisała o wyrobach dżinsopodobnych. Celestyno, Twój trop bardzo mi się podoba. Sowy też :) ale tylko przez swoją śmieszność.

    PODPOWIEDŹ DRUGA:
    Przy rozpoczęciu pracy nad tym czymś, szczególnie w późniejszym etapie, nie powinno się przez dłuższy czas przerywać, ponieważ po każdej takiej przerwie należało od nowa przygotować rzeczy, potrzebne do wykonywania tej pracy.

  76. No to pozostanie tajemnicą, kto składał te szkielety szkolne.
    Babciu, proszę o podpowiedź, bo mi wena wyszła.
    Bimber byłby niezłym pomysłem, Sowo P., ale aparatura zajmuje chyba więcej niż 2 m2.
    A może szynki peklowałaś, Babciu? W czasach kartkowych to by był absolutny hit i długi ogonek chętnych. Sama bym się ustawiła.

  77. Ojej! Co tu się dzieje. Wasze komentarze brzmią jak powieści kryminalne w odcinkach, które pisywała Babcia. Mnie bardziej ciekawi czego, Babciu, nie robiłaś?

  78. A moze to bylo zlocenie drewnianych albo gipsowych przedmiotow? Platkami szlagmetalu, na ten przyklad

  79. Dużo różnych rzeczy wymieniłam Babciu, ale dżinsów akurat nie, a to dlatego (i to może być również wskazówką mój drogi Watsonie), że użyłaś sformułowania „wstawiłam do sklepu”. Dżinsy trudno byłoby wstawić do sklepu, chyba żeby je mocno nakrochmalić, albo namoczyć w rozwodnionym gipsie (kolega na rzeźbie wykonał coś w rodzaju takich dżinsowych abakanów ).

    A może to były jakieś pomysłowe kwietniki ?

  80. Mamo Isi, przy szkieletach popłakałam się ze śmiechu :).

    Czy już nadszedł czas na podpowiedź drugą?

  81. Ach! Podoba mi się pomysł Biedronki wspak! Stroje krakowskie dla dziewczynek. Temu nikt się nie oprze, nawet w kryzysie.

  82. Aha!
    A więc upiększałaś, Babciu, jakieś drewniane prefabrykaty.
    Coś dla pań domu? Do kuchni? Do salonu?
    Dla dzieci!

  83. Przemyślałyśmy z Isią temat i początkowo nam wyszło, że Babcia na tych 2 m2 zajmowała się drukowaniem dolarów (przedtem ktoś donosił właściwy papier), ale odrzuciliśmy tę teorię, bo wtedy na wakacje by wyjeżdżała do Monte Carlo, a nie Bukowiny.
    Inna myśl nam wtedy przyszła do głowy. Jak dziś pamiętam, jak w gabinecie przyrodniczym stały w oszklonych szafkach szkielety ptaków, gadów, płazów i ssaków. Zawsze się zastanawiałam, kto te szkielety składa do kupy. No i teraz wychodzi na to, że Babcia. Trzy na miesiąc, ale przy stałym odbiorze dla szkół, mogło na tę Bukowinę starczyć swobodnie.

  84. Miało być Sowo, a poprawiło mi na Słowo :). A więc Sowo droga, skąd wiedziałaś o moich latoroślach, przekraczających liczbę jeden?

    Pani Małgosiu, nie były to szkatułki, ale tok myślenia podziwiam :).

  85. Nini może mieć rację.
    Haftowałaś, Babciu?

    Albo może wykonywałaś ozdobne szkatułki? Ktoś Ci je z grubsza przygotowywał, a Ty tylko zdobiłaś.

  86. Isiu, lalek nie wytwarzałam, ale uszyłam kiedyś słonia mojej córeczce. Miał wszystko to, co słoń mieć powinien, jednak nie wypchałam go wystarczająco i był chyba za chudy, co w przypadku słonia jest wadą niedopuszczalną. Nie chciał też stać i może przez to nie był ulubioną przytulanką mojego dziecka.
    Swoimi pomysłami odświeżacie moje wspomnienia :).

  87. Słowo, czym się zdradziłam, że mam więcej niż jedną pociechę?
    Oczywiście masz rację :).

  88. Jadwisiu droga, byłaś blisko ale innego mojego zajęcia. Zanim zaczęłam robić to, o czym jest zagadka, malowałam płócienne abażury do lamp. Nie było to jednak takie intratne zajęcie.
    Piętaszku, dżinsy uszyłam raz w życiu, mojej pierworodnej latorośli, ogrodniczki, z kieszonką, takie, jak miał Krecik. Wszystkie koleżanki pytały mnie, gdzie kupiłam :). Tak samo jak o piękne, różowe, tetrowe pieluszki. Miałam je dzięki temu, że mąż wstawił je na pranie z gotowaniem wraz z czerwonymi spodenkami córeczki :).

  89. O jakże kreatywny Lud tu zagląda :). Aby jednak zawęzić trochę krąg poszukiwań, podaję PODPOWIEDŹ PIERWSZĄ:
    Pomijając wstępne przygotowanie, które zwykle komuś zlecałam, do wykonania owych rzeczy potrzebowałam niezbyt dużo miejsca. Cały „warsztat pracy” zajmował około dwóch metrów kwadratowych.

  90. Torty weselne też mi przyszły do głowy. Gdyby to były torty weselne jak dzieła sztuki Bernarda to urlop w Bukowinie wydaje się możliwy.
    Babciu, a może produkowałaś zagadkowe opowiadania do gazet?!

  91. Trzy odcinki na miesiąc?
    Babcia ma dobre pióro, więc kto wie.
    A może raczej felieton w poczytnym czasopiśmie?
    Ale jak bardzo musiałoby być poczytne, żeby dobrze zapłaciło?

  92. Dzień dobry, nasza Isiu kochana!
    Torty!- to jest myśl. Torty weselne.
    Albo – jak mówi WiolaM – suknie ślubne!

  93. OK, wszelkie meble dyskwalifikujemy.:)
    Cenę wakacji w Bukowinie korygujemy w dół.
    Myślimy dalej.
    Podpowiedź może być.

  94. Ależ ekscytująca zagadka! A może Babcia robiła jakieś wyroby „dżinsopodobne”? W tamtych czasach towar chodliwy i , jak niemal wszystko, deficytowy. Pozdrawiam!

  95. Obejrzałam sobie Tajemniczy ciąg Fibonacciego. Fascynujące. Wprawdzie o złotym podziale wiem od dawna, jednakże dopiero teraz wiem, jak to wszystko można wyliczyć. Zupełnie inaczej spojrzę sobie na każdy kwiatek, krzew i drzewo. Tudzież ślimaka, choć na nie spoglądać nie lubię. Zjadły mi ostatnio begonie.

    Wakacje na Bukowinie nie były wtedy takie drogie :).

  96. Podziwiam, podziwiam tok myślenia Pani Małgosi. Chciałam dać podpowiedź, ale może jeszcze za wcześnie. Jedno tylko napiszę, to było dawno :). Wielu z osób tu zaglądających nie było jeszcze na świecie. Kołyski malowane w kwiatki? Hmm, tylko że moje pewnie by się przewracały, wszak te odpadające nóżki w taborecie :).

  97. Ale co ja gadam, komu byłby potrzebny szezlong.
    A ten Babci produkt się dobrze sprzedawał.

    Patchworkowe narzuty (prześliczne!) szyła kiedyś nasza córka Zosia. Ale to nie był wybitny dochód.
    O pralinach, Piętaszku, szkoda gadać.

  98. Miła Jadwisiu, dziękuję!
    Poburzowa indeed. Mocne były skoki ciśnienia, barometr udowadniał.

    Lampy, powiadasz?
    Kilka sztuk dawało dochód, wystarczający na 2 tyg. wakacje w – nietaniej przecież- Bukowinie.
    Może raczej szezlongi Babcia produkowała?

  99. A może Babcia robiła lampy stołowe ?
    Biorąc pod uwagę,że jest babcią, młodą mamą była na początku lat osiemdziesiątych.
    A wtedy… jak pamiętamy niczego nie było w sklepach i ludzie imali się przeróżnych prac aby dorobić, zarobić
    i coś użytecznego produkowali.Sama kupiłam taką ręcznie robioną lampę, którą gdzieś tam jeszcze mam w zakamarkach domowych.
    Pozdrawiam serdecznie Kochaną Autorkę i życzę weny poburzowej przy ciotce.

  100. Szyłaś firanki.
    Wytwarzałaś praliny.
    Haftowałaś obrusy.
    Robiłaś patchworkowe narzuty ? Uff…

    Odnawiałaś stare meble.

  101. Ze stronami widzę pewną słabość czasową. Babcia wspomina o wakacjach z małoletnią pociechą, w dodatku jedną, a ma ich przecież co najmniej dwie. To musiało być więc dość dawno, jeśli mowa jest o pierworodnym dziecku, a nie najmłodszym. Wytwór też musi być sporo wart, jakieś kilkaset złotych?

  102. A do nas wciąż żadna burza nie doszła. Wczoraj zagrzmiał z bardzo daleka jeden jedyny grzmot i tyle tego. Ani jednej burzy majowej! Niesłychane!
    Rok 2017 jest to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastują jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia, że tak zacytuję klasyka.
    Umieram z ciekawości, co Babcia takiego nadzwyczajnego wytwarzała! Jakiś mroczny obiekt pożądania społecznego. Gdyby to było w czasach słusznie minionych, to właściwie poza octem wszystko było mrocznym obiektem pożądania.. Ale w czasach dzisiejszych?

  103. Dzień dobry!
    Wspaniale u nas popadało (burza wróciła, mocniejsza)!

    Tak, Babcia umie zadawać zagadki!- to powinno nam było dać do myślenia.
    Co do projektowania stron internetowych – Sowo, to nie to jednak. Babcia pisze, że najpierw wykonuje swoje dzieła, a potem dopiero wstawia je do „sklepu w szeroko rozumianym znaczeniu”. A przecież strony int. projektuje się na konkretne zamówienie, prawda? To samo dotyczy szyldów.
    Nie, to musi być coś innego. Wytwarza się to dość powoli (trzy na miesiąc), a sprzedaje dosyć szybko i z korzyścią. Jest to coś, co ludzie lubią mieć.
    Coś praktycznego raczej, coś może dekoracyjnego. Zabawnego?

  104. Pozdrawiam serdecznie o poranku! Zaraz idę zagrać egzamin…
    A wczorajsza burza była świetna!

  105. Przepraszam za tę dziwną porę, ale w związku z tym, że bolała mnie dziś głowa, położyłam się po południu i teraz nie chce mi się spać. Cieszę się Babciu, że udało mi się odgadnąć. Nie po raz pierwszy tutaj mówię, że lubię zagadki. Druga jest trudniejsza. Robiłaś Babciu – szyldy? A może lustra? Meble z wikliny?

  106. Nad Błędne Skałki? Ja???
    W życiu!
    Jak się wysilę, to wyślę nad Lublin. Ale nad Szczeliniec?!- nie i nie.

  107. Ja również to oglądałam, Kasztanowłosa, na informatyce jeszcze w gimnazjum:)

    Pani Malgosiu! Czy to Pani posłała burzę wprost nad Błędne Skałki i Szczeliniec? Uniemożliwiła nam ona wycieczkę w te strony:(
    Ale na szczęście widziałam Skalne Miasto. W takich miejscach czuje się potęgę Natury. Byłam tym zachwycona. Jedynym minusem były ściśle wyznaczone szlaki, których nie można było opuszczać. Ale to tak zawsze bywa z miejscami turystycznymi.

  108. Wprost nie wiem, jak zasnę.

    Wytwarzałaś żelazka z duszą?
    Falsyfikaty empirowych etażerek?
    Biżuterię z bursztynami?
    Modele żaglowców do stawiania na biurku armatora?
    Kołyski malowane na różowo i niebiesko, z niezapominajkami?

    A może po prostu wędziłaś szynki jałowcowe z dzika?

  109. Nie, nie i nie :), choć kiedyś, jeden raz, zrobiłam sweter z ażurowym wzorem, na zamówienie. Dobrej nocy życzę wszystkim.

  110. A więc wytwarzałaś coś, co się nieźle sprzedawało, Babciu. To nie była więc Sztuka. Obraz sprzedać niełatwo.
    Szyłaś piękne kreacje? Robiłaś śliczne swetry?
    Kapelusze?

  111. Mam przedziwne wrażenie, że rozczarowałam niektórych i powinnam studiować coś w stylu kosmonautyki, żeby dłużej można było zgadywać. W takim razie, skoro tamta zagadka była łatwa, to teraz trudniejsza. Przez kilka lat zajmowałam się czymś, co po wytworzeniu przeze mnie (mniej więcej trzech sztuk na miesiąc) i wstawieniu do sklepu (w szeroko rozumianym znaczeniu), dawało dochód wystarczający na pojechanie na dwa tygodnie do Bukowiny Tatrzańskiej dwójce dorosłych z dzieckiem do lat trzech :). Doceńcie, iż nie pytam ile lat miała mama i tata :).

    Nie chciałam wcale zdominować tej strony swoimi wpisami, bo wpadłam tu tylko na chwilkę w poszukiwaniu informacji o pewnej Ciotce (wszyscy wiedzą, kogo mam na myśli:) i bardzo mi się spodobało przemiłe towarzystwo. Moja euforia i radość z poznania tylu osób, podobnie myślących pewnie z czasem trochę opadnie i się opanuję :).

  112. O, to w międzyczasie wykształcenie Babci przestało być tajemnicą, ale napięcie nie opadło :-)
    Pozdrawiam serdecznie!

  113. Oj, Babciu, z niecierpliwością czekamy na odpowiedź. Skoro milczysz, to chyba nikt nie trafił… To się dorzucę:
    Politechnika? Muzykologia? Zootechnika? ;-)
    Ale to tylko po to, żeby Cię wywołać, bo nie mogę się doczekać Twojej odpowiedzi.
    Mamo Isi, zaśmiewałam się do rozpuku w autobusie. Dziękuję wszystkim za porcję godziwej rozrywki po męczącym wystawianiu ocen (skoro my, nauczyciele, jesteśmy tym zmęczeni, to co mają powiedzieć biedni uczniowie – precz z ocenami!!!). Nasz fizyk w szkole średniej był miłośnikiem opery oraz teatru i dzięki temu trochę spektakli zobaczyłam – z ciekawszych kawałków pamiętam zderzenie dwóch juhasów skaczących przez ognisko w trakcie premiery Halki oraz kłęby kurzu unoszące się z dekoracji podczas spektaklu Nie-boskiej komedii.
    Jeszcze tylko trzy tygodnie i znowu będę mogła tęsknić za szkołą! Życzę wszystkim uczniom odwiedzającym tę stronę poczucia satysfakcji z dobrze zakończonego roku szkolnego i wspaniałych wakacji!

  114. Zachichotałam wcale nie wewnętrznie :). Brawo Piętaszku, Twój typ był najbliższy. Pedagogika wczesnoszkolna i przedszkolna oraz Pedagogika opiekuńczo -wychowawcza. Takie dwa kierunki ale wiele lat wcześniej Studium reklamy handlowej (szkoła artystyczna) a jeszcze wcześniej liceum w klasie matematyczni-fizycznej. W szkole podstawowej finał konkursu polonistycznego. Wiele typów bardzo mi się podobało i mieszczą się w kręgu moich szerokich zainteresowań. Na przykład stolarstwo :). Mam na sumieniu wykonanie stołeczka dla własnych pociech. Istnieje do tej pory, tylko ciągle mu jakaś nóżka odpada, ale to szczegół przecież. Nie pytajcie mnie o motywy moich jakże przedziwnych, niezbyt albo wcale opierających się na logice, gdzie jedno powinno wynikać z drugiego, wyborów. A co jeszcze ciekawsze, w żadnym ze swoich, jakże ciekawych zawodów nie pracowałam ani dnia (nie licząc obowiązkowych praktyk), choć nie wynikało to zupełnie z braku propozycji. Niech to, czym się zajmuję, oprócz bycia babcią, zostanie choć przez czas jakiś tajemnicą.

  115. U nas też już po burzy. Przeszła dalej. Deszcz kropi.

    Ja też oglądałam ten film, Kasztanowłosa.:)

    Celestyno, pięknie było.
    Góraleczka nastolatka ślicznie śpiewała, na góralską nutę właśnie, a przy słowach „Jana Pawła kochanego” łzy mi w oczach stanęły. Dobrze pamiętam tę Mszę św. pod Giewontem, kiedy tak się Papież wzruszył.

  116. O, dziekuje Pani Malgorzato za przypomnienie`! U nas juz po burzy. Znajde gdzies film z uroczystosci i obejrze.

  117. O, tak, Kapucynko. Przecież 5 też jest w ciągu Fibonacciego. Jak to wszystko jest ze sobą powiązane!
    Podobno tenże ciąg wyjaśnia, dlaczego nie ma czterolistnej koniczyny – bo tam nie ma liczby 4.
    Na YT jest całkiem fajny film pt. „Tajemniczy ciąg Fibonacciego. Złota liczba. Boska proporcja.” Oglądałam go kiedyś i dosyć mi się podobał.

    Babciu, architektura?

  118. Oho, burza mknie w naszym kierunku. Wyłączam komputer.
    Na szczęście zdołaliśmy obejrzeć do końca transmisję Mszy św. z kościoła na Krzeptówkach. Wspaniała uroczystość.

  119. Wiadomość prywatna
    Mol ostatnio bardzo zachwalał „Frywolitki”, więc stwierdziłam, że muszę sobie je przypomnieć.
    W jednym z felietonów, cytuje Pani fragment listu Pani Profesor z Lublina: „Pisze pani o pięciu płatkach. Płatki róż zachodzą na siebie, jest ich normalnie znacznie więcej. Tylko u róż polnych – owszem pięć. Ale ta piątka odnosi się zawsze do działek kielicha (chyba, że róża jest zdegradowana, bywa tak w hodowli).” Pisze Pani, że jest to dla Pani bardzo zachwycające. Dlatego chciałabym dodać coś, o czym Pani być może już wie, ale mimo to chcę to napisać.
    Pani na biologii tłumaczyła nam (mam nadzieję, iż ma rację), że w różach jest pięć działek kielicha, a inne części róży są wielokrotnością piątki. To dotyczy płatków, pręcików i słupków. To jest powszechne także w innych kwiatach – wszystkich części jest albo tyle samo, albo są swoją wielokrotnością. (Osobiście sprawdzałam to na lekcji na przykładzie żonkila). Mnie również zachwyca to, że to wszystko jest tak wspaniale przemyślane. Jeżeli Pani już to wie, to proszę wybaczyć moje nadmierne wyjaśnienia, a jeśli nie, to cieszę się, że mogłam napisać o czymś ciekawym (?). Życzę miłego pisania. Emotikon.

  120. Krzysztofie, sam widzisz, jaki jesteś Inspirujący.

    Casciolino, Kass, wątpię, żeby nam bystra Babcia takie ułatwienia podsuwała.
    O, a teraz milczy sobie i wewnętrznie chichocze.

  121. Filologia klasyczna.

    Proszę, jeden koń na scenie, a ileż asocjacji wywołał.

    Sreberkom w ptasim mleczku mówimy stanowcze nie. Profanacja.

  122. Madziu, wyszły jeszcze kolejne „Ćwiczenia” Axera. Wszystko zresztą, co napisał, ma klasę.

  123. Chciałam spontanicznie odpowiedzieć na pytanie o kierunek studiów, jednakże stronka ta, dzięki wielowątkowym wpisom, motywuje do myślenia. Zróbmy więc z tego zabawę i zagadkę. Przyznam się, gdy ktoś trafi. Zastrzegam od razu, że zagadka jest łatwa i nie był to żaden kierunek w stylu „Nowoczesne metody prowadzenia stada bydła mlecznego” :), bo taki kierunek, wprawdzie na studiach podyplomowych, ale rzeczywiście istnieje. Myślę, że byłby nie do odgadnięcia :).

  124. Już to i owo czytałam – „Ćwiczenia pamięci” – i to pod wpływem „Frywolitek”, dawno! :)
    Ale chętnie jeszcze wrócę.

  125. Tyle że stroje solistów są jednosezonowego użytku. Te chóralne eksploatuje się latami.
    Babciu, na tych solistycznych strojach jedwab jest rzadkością raczej, tafta i satyna są tańsze, a efektowniej wyglądają w świetle reflektorów. Bo głównie o to chodzi.

  126. Ale stroju Godunowa też nie wrzucą do pralki. Sreberko.

    Madziu, tak, Poznań i okolice – a jest tu co oglądać i zwiedzać!
    Polecam Ci książki Erwina Axera – pyszna lektura dla każdego, a najpyszniejsza – dla miłośników teatru! Tego prawdziwego.

  127. Tylko nie kupujcie sobie strojów po chórze operowym. Robi się je z farbowanej tetry i nigdy nie pierze.

  128. Dzień dobry!
    Była Pani przewodnikiem? A gdzie Pani oprowadzała? :) Czy po Poznaniu?

    Pasjami lubię opowieści o teatrze i czasem czytam wspomnienia ludzi teatru.
    A Babcia tak ciekawie pisze!
    Chyba zaryzykuję i się przetestuję.

  129. Kapucynko, w piękne miejsca pojechałaś! Kilka lat temu zwiedziłam te okolice z rodzicami. A w kopalni złota w Złotym Stoku też będziecie? Miłej wycieczki :)

  130. Dobrze, nie przetestuję się.
    A co studiowałaś, Babciu, można zapytać? Ciekawa jestem.

  131. Z tym marzeniem przewodników to nie do końca :). Wszyscy chcą już iść dalej a ja pytam, pytam, pytam :). Zawsze uważałam, że nie mam dobrej pamięci, jednakże gdy mnie coś interesuje, zapamiętuję bez problemu. Dopiero na studiach nauczyłam się uczyć, odkrywając rodzaj swojej inteligencji. Polecam test inteligencji wielorakiej Gardnera, dostępny w Internecie. Może jednak się okazać, że wybraliśmy nie ten zawód, który byłby dla nas najlepszy, więc tym, którzy już nic nie chcą zmieniać w swoim życiu, raczej odradzam :).

    Wrocław jest pięknym miastem i ma chyba najwięcej mostów ze wszystkich polskich miast. I krasnali. Znowu jakieś „naj” :)

  132. Wiesz, Babciu miła, tak chłonna jak Ty osoba zwiedzająca jest chyba marzeniem każdego przewodnika wycieczek.
    Wiem, co mówię. Byłam kiedyś przewodnikiem wycieczek.

  133. Kapucynko, jest to śliczny spektakl wieczorny, daję słowo! Kiedy wracałam zimą ze szkoły przez długą ulicę Jeżycką lub Poznańską i wcześnie zapadał zmierzch, właśnie takie zapalanie latarń gazowych obserwowałam z wielkim zachwytem. Były to lata 50-te.
    Te latarnie stały jeszcze w Poznaniu jakiś czas. Ale już ich nie zapalano. A potem znikły.
    Dziwne, że jestem już chyba stara. Wcale tego nie czuję.
    To musi być jakieś nieporozumienie.

  134. Też się pocą, to pewne. Nic, co ludzkie, nie jest artyście obce.
    Babciu, pragnęłam zachować pewną poetyczność i dlatego nie powiedziałam, co myślę o kupowaniu pięknych kostiumów po intensywnych spektaklach, szczególnie baletowych. No i zwłaszcza po Godunowie. To był kawał chłopa.
    Co do ptasiego mleczka: przysięgam, że nie ma w nim sreberek. Widziałam kalorie, sporo, a może i nawet witaminy się przemykały. Ale sreberka?- nie i nie!
    A Borysa obszyli szkiełkami. Dobrze mu tak.

  135. Urzekły mnie dzisiaj we Wrocławiu latarnie, co wieczór zapalane przez latarników. (Zamierzam to kiedyś zobaczyć!) Za to kiedy ujrzałam Panoramę Racławicką, trochę zakręciło mi się w głowie. Nie spodziewałam się takiej przestrzeni na tym dziele!

  136. Informacje, które tu zamieszczam są od przemiłej pani przewodniczki. Także tę o farbiarni. Może jej się coś pomyliło albo tak kocha ten teatr, że wszystko musi być w nim naj.
    Patrząc na kostium Borysa Godunowa mażna zapytać:”A czegóż to na nim nie ma?” Wyszyty jest cały kolorowymi kamieniami (nie wiem, na ile szlachetnymi, ale zapewne mającymi swoją wagę). Podobno nawet są w nim sreberka z ptasiego mleczka :). Ale przecież w ptasim mleczku nie ma sreberek. Informacje te podaje jako niesprawdzone :). Może ktoś wie coś więcej na ten temat.

    Podczas wizyty w pralni z pewną zazdrością spoglądałam na ogromną pralkę, ktora zmieściłaby pranie mojej bliższej i dalszej rodziny z całego miesiąca. Wprawdzie nie mam pojęcia, gdzie mogłabym ją wstawić, ale to już drobiazg techniczny :). Ktoś z wycieczki zapytał, co też te panie tam piorą. Na co jedna z miłych pań odpowiedziała:”No jak to co? Przecież artyści też się pocą” Na niektórych twarzach widziałam pewne rozczarowanie. Jak to, to gwiazdy też? :)

  137. Nie wiem, jak to jest w Europie z farbiarniami materiałów, ale Muzyczny w Gdyni takową posiada.

  138. Dzień dobry!
    Siostra mojej babci pracowała jako garderobiana w jednym z warszawskich teatrów. To musiał być wspaniały zawód. Czasami opowiada nam o aktorach, pokazuje zdjęcia itp. Zastanawiam się, czy ci aktorzy ją jeszcze czasami wspominają. I moja babcia tam była raz chyba, ale ja słyszałam jedynie o bardzo spoconej aktorce schodzącej ze sceny. Muszę dopytać.

  139. Dobry wieczór Wszystkim!
    Dawno mnie tu nie było. To znaczy nie było mnie tylko przez cztery dni (w Dziwnowie byłam), ale nie odzywałam się długo. Cóż za strata!
    Babciu, jakież ciekawe opowieści snujesz. Chętnie posłuchałabym Cię w realu.
    Ostatnio byłam z klasą na ,,Cyruliku Sewilskim”. Piękne! Chciałam rodziców namówić na ,,Wesele Figara”, ale nie udało się. Byliśmy zbyt zajęci.
    A w środę wystawiam z koleżankami sztukę ,,Śpiąca Królewna w XXI wieku”. Opowiada o tym, że bez względu na wygląd należy się wzajemnie szanować. Liczy się to, co w środku.

    Aha! Nieco spóźnione życzenia z okazji Dnia Dziecka: wszystkim dzieciom (tym dorosłym też) życzę duuuuuużej wyobraźni i marzeń.

    PS. Molu, kiedy jest konkurs recytatorski? Chyba że już był…

  140. Film „Personel” Krzysztofa Kieślowskiego pokazuje teatr od kuchni i to chyba nawet Wielki.

  141. Sowo i Kass, dzięki za wagnerowski trop. Czułam, że coś pokręciłam z tym łabędziem, ale istotą rzeczy wydała mi się urocza reakcja artysty na złośliwość mechanizmu .

  142. Pisałam z innego komputera i się nie podpisałam. O Teatrze sprostowanie pisałam ja, Babcia :)

  143. Też zaczęłam szukać oszklonej kopuły :), niestety moja pamięć, jak to u babć bywa, jest zawodna. Bardzo przepraszam za wprowadzenie w błąd. Kopuła wprawdzie jest ale dopiero pod nią okna, poniżej całego dachu, stąd w malarni było dużo światła. Na mapie satelitarnej kopułę można odnaleźć, jednak na zwykłych zdjęciach Teatru raczej jej nie widać. To pomieszczenie zrobiło na mnie bardzo duże wrażenie, może stąd te pomyłki. Co ciekawe, wprawdzie pomieszczenie jest głównie używane do malowania scenografii, to jednak ze względu na swoja niesamowitą akustykę (słyszeliśmy, co mówi przewodniczka wycieczki po drugiej stronie), czasami odbywają się tam próby chóru. Nie bardzo pamiętam czemu, skoro akustyka na scenie Teatru też jest świetna. Może wtedy, gdy budowane są dekoracje, chór idzie do malarni, żeby sobie wzajemnie nie przeszkadzać. Podam także interesującą, pewnie głównie panie, informację dotyczącą strojów. Otóż raz do roku odbywają się aukcje kostiumów z przedstawień i można sobie kupić piękne i oryginalne, uszyte głównie z jedwabiu i innych szlachetnych materiałów, kreacje. Oczywiście w odpowiedniej cenie :).

  144. Kochany Starosto, świat wokół jest nawodniony i znowu zaświeciło słoneczko. Burzy nie było, ale trudno, nie można mieć wszystkiego.

    Babciu, zachwycające te szczegóły z życia Teatru Wielkiego!

    Zgredzie, na takie dictum pojawił się w piramidzie duch Mieczysława Fogga i łypiąc zalotnie okiem na panią doktor odśpiewał barytonem „Ujrzałem pierwszy siwy włos na twojej skroni”, po czym z ukłonem zaprosił ją do tanga. Milonga, oczywiście. Radames zsiniał, po czym zżókł z zazdrości. Z duchem nie miał szans. Toteż z prawdziwie angielską flegmą zasiadł w fotelu i zaczął czytać „Kuriera Memfijskiego”.

  145. A ku ku! Właśnie mijam Poznań! Jedziemy dwoma klasami na wycieczkę Kotlina Kłodzka-Praga. Dzisiaj będziemy we Wrocławiu, a jutro mamy chyba najciekawszy harmonogram- Kaplica Czaszek, Błędne Skały, Skalne Miasto i kilka innych. Wyczekuję tego z niecierpliwością!

  146. A to świetnie, że wyszłaś z kącika za regałem, Kass!
    Żarciki są u nas w cenie!

    Babciu, co za ciekawe wieści. Jakie to budujące, że są jeszcze osoby, które lubią temat TEATRU i starannie go zgłębiają.

  147. Zdanie: „Kiedy odchodzi następny łabędź?” wykrzyknął słynny (także ze swoich żartów) tenor wagnerowski Leo Slezak, gdy maszyneria sceniczna odpaliła zbyt wcześnie i jego biedny Lohengrin stracił darmowy transport do domu.
    Jak to zresztą było, tak było, grunt, że anegdota przednia.
    PS. Ja sobie Was często podczytuję i się podśmiechiwam, szczególnie jak potrzebuję sobie utrwalić w głowie to zdanie o dobrych ludziach, których, mimo wszystko, jest więcej, ale poczułam sie wywołana do tablicy w swoim ulubionym temacie.

  148. Dziękuję serdecznie. Na wycieczce w Teatrze Wielkim „od kuchni” byłam w lutym, więc nie tak dawno. Dlatego jeszcze co nieco pamiętam :). Sama instytucja (może niezbyt ładne słowo, ale tu pasuje) to takie „państwo w państwie”. Zatrudnionych jest tam ponad 1000 osób, ma wewnętrzną kuchnię, pralnię, szwalnię, stolarnię, malarnię i własną, chyba ostatnią w Europie farbiarnię materiałów. Ma pokoje gościnne dla artystów, którzy gdy nie chcą, mogą wcale nie wychodzić na zewnątrz. Bo na jednym z dachów jest wewnętrzna mała kawiarenka z widokiem na Starówkę. W lutym jednak była zamknięta, nie wiedzieć czemu :).

  149. Rzeczywiście koń był na platformie z niewielkimi kółeczkami. Pozycję miał zupełnie jak koń księcia Józefa Poniatowskiego, z przednią nogą uniesioną w paradnym marszu. Jednak nie był ciągnięty a raczej wprowadzony, ponieważ była to scena zbiorowa i kilka koni, ze śpiewakami na grzbietach, wprowadzano na scenę równocześnie. Były to konie głównie wypożyczane z cyrku. Nie przewidział reżyser oraz śpiewacy tego, że konie nauczone są, aby się kłaniać, gdy są oklaski. Na próbach oklasków nie było, na premierze tak. Koń, jak się kłania, każdy wie :). Można zjechać po szyi. Śpiewacy byli zaskoczeni, ale chyba wszyscy utrzymali się w siodłach. Diva na naszym koniu na kółkach pewnie po raz kolejny ucieszyła się, że siedzi na stabilnym zwierzęciu.

    Natomiast owszem, było zwierzę mechaniczne, olbrzymi, czarny, włochaty pająk, sięgający pasa sporego mężczyzny. Stoi obecnie w malarni, ktora znajduje się pod oszkloną kopułą Teatru Wielkiego. Widać ją na wszystkich zdjęciach budynku. Nie pamiętam, w którym spektaklu występował, jednak wiem, że przebiegał w głębi sceny, przez niektórych nawet niezauważony. Teraz przygląda się, jak powstają dekoracje, malowane na ogromnych materiałach.

  150. To już prędzej przebrał się (ten inspicjent) za stajennego i ciągnął zwierza za uzdę. Mógłby jeszcze wjechać na zapadni. Koń, bez inspicjenta.

    Łabędzie plączą się u Wagnera.

  151. Mamo Isi, w piramidzie spotykają mumię, która pyta ich czy Mieczysław Fogg jeszcze śpiewa.
    Odpowiadają, że niestety umarł kilka lat temu.

  152. Przyjemnie jest, kiedy podczas jakiejś nadętej opery wydarzy się coś nieoczekiwanego. Znany gawędziarz Jerzy Waldorff, opowiadał kiedyś w radiu, jak podczas jednego ze spektakli (niestety nie pomnę jakiego) bohater czekał, aż podpłynie do niego łabędź, na którym miał usiąść. Niestety łabędź się zaciął i ani rusz. Artysta jednak, ani na moment nie stracił zimnej krwi i ze stoickim spokojem zapytał – „kiedy odchodzi następny łabędź?”

  153. Mamo Isi, chylę czoła.

    Kiedyś Stary Teatr przyjechał w skromne stołeczne progi wystawiać „Wyzwolenie” Wyspiańskiego.
    Siedziałem na najwyższym balkonie. Obok mnie zamontowany był duży teatralny reflektor.
    W pewnym momencie pani Anna Polony powiedziała sugestywnie „Zapalcie światła” (cytuję
    z pamięci). W pierwszym odruchu rzuciłem się do reflektora, żeby go zapalić. Na szczęście
    w porę się zreflektowałem.

  154. O jakim zaduchu Wy mówicie na Jowisza! U nas rześko, ze słońcem i deszczykiem na przemian. I jeszcze wiatrem!

  155. Czy Starosta nie wachlował przypadkiem dzisiaj w kierunku wschodnim? Bo burza przyszła. Co za szczęście! Już się nie dawało żyć w tym zaduchu.

  156. Założę się, że na dyskretnym podwoziu stał. I jechał. Ciągniony przez inspicjenta zza przeciwległej kulisy.
    Babciu, rację masz, na pewno był obudowany na konstrukcji z szyn stalowych. BHP, pamiętajmy!

    Zgredziku, easy, to mija. Bolesny to okres, lecz na szczęście niezbyt długi.

    Sentencja mojej Babci: „W wychowaniu dziecka najgorsze jest pierwsze dwadzieścia lat. A potem to już z górki, z górki.”

  157. Kochany Starosto, nad dolnym Nilem nie pada. Biednieńcy ci Egipcjanie. Żaden deszcz im o szyby nie dzwoni, ani nie pluszcze.

  158. Bardzo dobry pomysł, Zgredzie. Rozbudowujemy wątek. Radames z Aidą w trakcie przeprawy pontonem znajdują w trzcinie całkiem spory kosz z całkiem sporym dziecięciem w stroju jeździeckim. Koło śpiącego dziecięcia śpi osiodłany wierzchowiec czystej krwi arabskiej; dziecię się do nich przywiązuje wprost nadzwyczajnie, w związku z czym zabierają je wraz z koniem na drugą stronę Nilu, gdzie po dłuższym błądzeniu wśród grobowców do wynajęcia, decydują się na niedużą piramidę, jako że w końcu dziecięciu też pokój się należy. Do piramidy dobudowują niedużą stajenkę, żeby koń też miał gdzie złożyć skołatany łeb na noc. Dzięki temu, że hobby Radamesa jest wnętrzarstwo, w krótkich abcugach przeprojektowuje wnętrze piramidy na bardziej moderne, a z myślą o małżonce doprojektowuje gabinet lekarski z poczekalnią oraz oranżerię.

  159. Publiczność łyknęłaby konia i dzisiaj, wszak przecudnej jest urody. A że kawałek gazety wystaje mu koło kopytka, no cóż, nie ma ideałów. Musi być na jakiejś solidnej konstrukcji, skoro utrzymał na sobie divę operową i to jeszcze w stroju. A pokryty jest błyszczącym laminatem, dość twardym, aczkolwiek miłym w dotyku. Wiem, bo głaskałam. Konie ogólnie bardzo lubię, takie odstawione na boczny tor, też.

    Nie szkodzi Zgredziu, że nie do mnie napisałeś, choć przez chwilę się ucieszłam, bo Nil i koszyk kojarzą się z drogim memu sercu imieniem Miriam.

  160. Dobrze, dobrze, niech pada.
    Tylko, że dzieci Ci się nudzą w czasie deszczu, co, Zgredzie?
    A, właśnie: a kiedy pada, potomek nie może jeździć konno! W bryczesach, sztybletach etc.

  161. Starosto, u nas właśnie grzmi w trzcinie i krótkotrwała ulewa przeszła w deszcz.

    Babciu, w czasie przeprawy przez Nil mogli znaleźć koszyk z bobasem, który, kiedy trochę podrósł, zażądał lekcji jazdy konnej.

  162. Pytania się mnożą: niemylny znak, że dobra to głowa!:)

    Interesuje mnie, oczywiście, wiek konia. A ściślej: od jakiego czasu publiczność już by go nie łyknęła.

    Co do gazety: głowę dam, że to był dziennik. Tygodniki ilustrowane nie nadają się na papier-mâché, gdyż cechuje je śliskość (papieru). Wiem, co mówię, uczono mnie i tego. He, he.
    Ale konia z tego tworzywa raczej bym nie wykonała. Co najwyżej maseczkę karnawałową z dużym nosem.

    Burza idzie na Was? U nas pięknie popadało i nadal pada. Ogród zielony, bujny, puszysty, śliczny. Ach, co za cudowna pora roku!

  163. Kawałek zbyt mały, droga Pani Małgosiu, aczkolwiek dla wytrawnego detektywa, wywnioskowanie daty z prognozy pogody a już zupełnie z wydarzenia sportowego, tudzież koloru papieru i farby drukarskiej, byłoby zapewne dziecinną igraszką :). A interesuję Panią bardziej wiek konia, czy raczej do jakiego przedstawienia powstał? Czy może która gazeta jest najbardziej odpowiednia na masę do produkcji koni na sceny teatralne? Wysokiego, czy raczej niskiego lotu? Dziennik, czy dwutygodnik (choć nie wiem, czy takowe są jeszcze). Bo mi takie pytania zaczęły nagle, wraz z przechodzącą burzą krzątać się po głowie :).

  164. Bardzo interesujący wtręcik, miła Babciu! Dziękuję!
    Za kulisami Teatru musi być ciekawie!
    A czy wolno zapytać, z którego roku ta gazeta?

    („Odtąd panny w Skierniewicach mają kropki na spódnicach”!)

  165. Dziękuję Moliku za podziękowania. Już się bałam, że aż do konkursu nie przeczytasz moich wskazówek i pierwsze miejsce przepadnie :). A tak, mam nadzieję, że wybierzesz Krawcowe, ktore przypominają mi swoją melodią Lokomotywę, choć są w trochę innym rytmie.
    Co do koni na scenie, to w magazynach warszawskiego Teatru Wielkiego stoi piękny, gniady koń, zrobiony specjalnie dla śpiewaczki, która odmówiła wjechania na scenę na prawdziwym rumaku. Ciekawostką jest, iż wprawdzie koń został wykonany bardzo starannie, to jednak obok tylnego kopytka wystaje kawałek gazety. Już nie pamiętam, czy z programem telewizyjnym, czy wiadomościami sportowymi. Prawdziwe konie wjeżdżały ogromną, długą na trzydzieści metrów, windą, którą można się przejechać, zwiedzając Teatr. Wrażenie niesamowite. Trochę tak, jakby wejść do bardzo dużej sali, ktora nagle unosi się do góry. Taki wtręcik, abstrahując od doznań estetyczno-duchowych w operze.

  166. Ale tatarak ślicznie pachnie, Zuziu! Wyjątkowo, świeżo i słodko.
    Dobrze jednak, że tradycja trwa. Liliowiec też jest OK.

  167. Mamo Isi, chcielibyśmy jednak żyć w świecie, gdzie krokodyle nie zjadają ludzi, a strzelby do nich nie wypalają.
    Itepe, itede, itepe.

  168. Dzień dobry!
    Pani Małgosiu, tradycja trwa nadal. Lekko tylko zmieniona. Jako że nie ma trzciny, z Babcią zerwałyśmy liliowca. Wygląda identycznie.
    A te tragiczne opery są wszystkie takie same. I kończą się samobójstwem.

  169. Zerknęłam, Sowo na widły amerykańskie – to by było coś, jednak nie oddziela złych korzeni od dobrych, trzeba chyba czekać do dnia Sādu Ostatecznego.
    Tymczasem, jeśli ktoś nie widział, polecam krótki występ mongolskiego chłopca w chińskim Programie Mam Talent (yt). Bardzo wzruszajace.

  170. Bardzo przepraszam operę; jest przecież opera komiczna; ot choćby „Cyrulik Sewilski”, czy „Wesele Figara”.

  171. Zrobiłam sobie małą przerwę, ale teraz dziękuję, dziękuję Abci i Piętaszkowi za rady co do wyboru wiersza. Już myślałam, że wszyscy zapomnieli!
    Najbardziej z całego wpisu podobała mi się rada Girbana, żeby dorośli nie zmuszali dzieci do naśladowania ich. To często się zdarza.
    Hihihi, Mamo Isi! U nas cieplutko, ale zyczcie nam, żeby dalej tak zostało, bo we wtorek jedziemy z wszystkimi starszymi klasami do Zakopanego i planuję zabrać ze sobą Laurę elegancko zapakowaną w ,,Czarną Polewkę”. W końcu tam chciała brać ślub z Wolfim.:-)

  172. Ja, Mamo Isi, to bym się ( m.in. w związku z tym, o czym napisał KrzysztO) czasem w operze i pośmiała, ale zapewne – nie uchodzi. Może inni też wychodzą z tego założenia .

  173. Nareszcie pada! Zimno jak pioruni, ale to nic! Zapaliłam w kominku, jak to w czerwcu i w upojeniu spoglądam na kapuśniaczek, który siąpi za oknem.
    Piętaszku, powołanie to ja mam do robienia jaj; żeby pisać porządne libretta, trzeba mieć bardziej tragiczne nastawienie. Jeszcze nie widziałam opery, podczas której widownia zwijałaby się ze śmiechu.

  174. Ach… Wyspiański… Jak ja uwielbiam tego artystę. I jako malarza, i jako poetę, i jako człowieka związanego z teatrem, i jako architekta, a zwłaszcza jako autora takiego cudownego, wielowarstwowego i fascynującego dzieła jakim jest „Wesele”…

  175. Dziękuję za relację, Jadziu!
    To naprawdę miłe.

    „Zielone Świątki, tatarak w kątki!”- taki był dawniej obyczaj na ten dzień.

  176. I już po. Wspaniałe przeżycie, zwłaszcza, jeśli jedzie się z przyjaciółką i jest z kim dzielić później wspomnienia. Poznałam kilka osób, z którymi przyjemnie było porozmawiać. Ale, oczywiście, najważniejszy był duchowy wymiar tego spotkania. I z tego też jestem zadowolona – pojawiły się sprawy do przemyślenia, a część spraw została rozwiązana :)
    Szkoda, że już trzeba wyjeżdżać. Chętnie zostałabym do końca. Może w przyszłym roku uda mi się być ostatnią, która przejdzie przez Rybę. Tylko musiałabym jechać prywatnie, a nie z grupą. I mam nawet plan jak to zorganizować, muszę tylko kompanów na taką wyprawę znaleźć ;)
    Wyjazd na Lednicę polecam wszystkim. Jest tam czas na modlitwę, refleksję i na taniec oraz śpiew, a przy okazji można jeszcze poznać bardzo ciekawych ludzi.

    I ja myślałam dużo o Pani i o Księgowych dzisiaj. No, właściwie to wczoraj. Księżyc, niestety, za chmurami, więc towarzysza podróży brak, bo wszyscy w autobusie śpią (poza kierowcą, na szczęście).
    Przesyłam pozdrowienia i życzę błogosławionej Niedzieli Zesłania Ducha Świętego!

  177. Właśnie odebrałam pozdrowienia z Lednicy.
    Dziękuję!
    Myślę o Was!

    Jadziu, o Tobie też!
    Piękna noc przed Wami.

  178. No jaaasne, UA, dla Pani – posiadaczki tak imponującego księgozbioru, bieganie nocą, z latarką w ręku po bibliotekach, to byłaby średnia atrakcja. Przepraszam za porównanie, ale to jakby piekarz szukał bułek na mieście ;)

    Co do komarów u nas, to jak tak dalej pójdzie, będę „kontemplować” ogród przez szczelnie zamknięte okna.

  179. Niezbyt wiele ich mamy w tym roku, Piętaszku. Da się żyć.
    Co do Nocy Bibliotek: miło pomyśleć.
    Osobiście jednak mam jak zwykle Noc Księgozbioru.

  180. Mamo Isi, teraz już wiem, co jest Twoim prawdziwym powołaniem – powinnaś pisać libretta, mówię Ci.

    Dzisiaj -” Noc Bibliotek”. Może ktoś z Księgowych brał, w związku z tym, udział w jakimś ciekawym zdarzeniu ?

    I jeszcze jedno pytanie – ile komarów mili Księgowi i szanowny Starosto przypada u Was na metr sześcienny ogrodu ?

  181. To jak z tą strzelbą ,Zgredzie, która jeśli wisi na ścianie w I akcie, to na pewno najdalej w III akcie wystrzeli.
    Jeśli w I akcie występuje krokodyl, na pewno ktoś z bohaterów zostanie zjedzony. Bez krokodyla nie sposób rozwiązać niektóre wątki.

  182. Nie wiemy, Zgredzie, jak bardzo wiekowe były solistki; wie to jeno Wilk Morski. Ale skoro dotrwały do pomidorów, to musiały być wiekowe. C.b.d.o.
    Mniut na moje serce, Ateno, że ta wolna przeróbka Aidy tak się Tobie spodobała. Ściskam Cię, bratnia duszo:)

  183. Ha! O rzeczonych broszkach rozmawiałam dzisiaj przed południem z moją Mamą – konstatując przy tym, że nasza DUA miała ładniejszą. No przecież widziałam na własne oczy. :-)

  184. Droga DUA, oczywiście rozumiem, już nawet sama nie wymieniałam wszelkich innych powodów, dlaczego takiej galerii nie będzie, jednak ot tak sobie zamarzyłam. Tak jak marzyłam kilkakrotnie z dziećmi, że szybujemy nad naszym miastem na poduchach jak „Nasza mama czarodziejka”. Emocje były! : )

  185. Mamo Isi, te panie w Egipcie nie były chyba aż tak wiekowe, żeby dotrwać do przywiezienia pomidorów z Ameryki.
    No i teraz już wiemy, skąd w Zemście krokodyl, a raczej dojmujący jego brak.
    Apteczna pani doktor.
    Przejście suchą nogą przez Morze Czerwone byłoby jednak lepsze.
    Emotikon.

  186. Celestyno, fluid! Właśnie oglądałam. Fajna.
    Ale moja ładniejsza, bo śmieszniejsza!

  187. Pani Malgorzato!
    :) Dzisiejsza, specjalnie na Dzien Dziecka przywdziana, „niepowazna broszka” pani premier, jako zywo przypomina mi inna, w ktorej nie tak dawno Pani wystapila. Sliczne obie:)
    Dobrego dnia!

  188. No i masz ci los, zapomniałam o koniu! Już nadrabiam.
    W akcie V na scenę wpada zdyszany wyrostek na koniu i dramatycznym tenorem wyjaśnia, że ona córka dyrektora podstępem przywłaszczyła sobie jego własny, osobiście przezeń pielęgnowany czule pomidor, który dostał I nagrodę na dorocznej wystawie. Chór z towarzyszeniem orkiestry wykonuje straszliwie ponurą pieśń przepowiadającą onej złodziejskiej córce kary wraz z odsetkami za oszustwo pomidorowe pomnożone o zaległy mandat za przekroczenie jezdni w niedozwolonym miejscu. Corps de balet ściga wyrodną córkę, która świńskim truchtem dopada Nilu, gdzie zjada ją krokodyl.
    Kurtyna spada.

  189. Oj tam, oj tam. Oni tylko za słabo się dostosowali do warunków brzegowych w tej poznańskiej Aidzie.
    Spokojnie przenosimy miejsce akcji do okolicznego Domu Seniora w Memfis. Tamtejszy zamożny dyrektor Zakładów Przetwórstwa Trzciny Papirusowej w I akcie zaznacza basem, że ma córkę nienachalnej urody oraz w wieku znacznie przekraczającym balzakowski. Córka owa mezzosopranem boleściwie skarży się na swój los zaznaczając jednocześnie, że ma na oku pewnego Radamesa, pensjonariusza w.w. Domu Seniora, choć on nie zwraca na nią uwagi.
    W II akcie sytuacja się komplikuje, bo Radames tenorem wyznaje, że nad życie kocha lekarza geriatrę z Domu Seniora, niejaką Aidę. Nie jest on bowiem stałym pensjonariuszem Domu, a zachodzi do niego tylko z powodu owego uczucia, jakie żywi do apetycznej pani doktor. Razem z panią doktor udają się na romantyczną przechadzkę nad Nil, gdzie przy wtórze ryku hipopotamów wyznają sobie uczucie.
    W akcie III córka dyrektora knuje straszliwą intrygę. Na dorocznej wystawie pomidorów okazuje się, że jej i Radamesa pomidory uzyskały I nagrodę ex equo. Podług okolicznej wiekowej tradycji jest to równoznaczne z ogłoszeniem przedmałżeńskim. Usłyszawszy tę straszną wieść pani doktor Aida mdleje, zaś Radames tenorem bohaterskim wypowiada swoje myśli przy wtórze ryku krokodyli. Słabo słychać, ale najogólniej można je streścić w krótkim „Po moim trupie będę mężem tej pomidorzycy”.
    W akcie IV Radames cuci panią doktor i razem uciekają nabytym okazyjnie pontonem na drugą stronę Nilu, na pustynię, zaopatrzywszy się w solidną wałówkę, no i przede wszystkim wodę. Chowają się okolicznym przestronnym grobowcu przezornie już przed wiekami obrabowanym przez złodziei, czyli niezamieszkałym. Radames okazuje się mistrzem ciesielskim i try miga przerabia grobowiec w urocze gniazdko typu M3. Pani doktor wzdycha sopranem, że dawno nie miała tak cudownego urlopu. Wtórują im lwy rączka w rączkę z krokodylami. Zapanowuje ogólne dolce far niente.
    Kurtyna zapada.

  190. U nas wielbłądy też były prawdziwe. Ale tylko raz.

    Chesterko: widły amerykańskie.

  191. Dzień dobry!
    Jadziu, patrzałyśmy na księżyc niemal w tej samej chwili, jak widzę.
    W dodatku mieszkam raczej niedaleko Lednicy.
    Pozdrawiam serdecznie!

  192. Tylko koń był prawdziwy, reszta aż nazbyt umowna, bez większych emocji. Trudno przejąć się losami młodych dziewczyn, jeśli udają je panie o pięknych wprawdzie głosach, ale których wiek balzakowski dawno przeminął.

  193. Dobry wieczór, piękny wpis i przesłanie warte zapamiętania.
    Drodzy Księgowi, czy i u Was taki jasny Księżyc? Jadę autobusem i nie dam rady spać, bo co na niego spojrzę, to się zachwycam. Czy ktoś z Was też zmierza na Pola Lednickie? :)

  194. Tak jest, Zgredziku. Do roboty, do roboty!

    Ślub wśród śrub. Wiem.
    Ogólnie rzecz biorąc- uwaga na konie!

    Krzysztofie, a więc to na „Aidzie” byłeś w operze poznańskiej!
    Koń na scenie nadal? – no, kupa śmiechu. Ale może lepiej kiedy to prawdziwy koń wkracza, a nie taki z dykty wycięty. Sama nie wiem.

  195. Starosta jest odpowiedzialny za swoje róże.

    Mamo Isi, na pewno się zgadza, ale ja nie o heraldyce (nie znam się), tylko cytowałem wiersz
    „na obraz Anonima Bolońskiego przedstawiający Kupidyna, w Prado”.

    Pewien koń wzbogacił nasz ślub o dwie ortopedyczne kule i kilka wewnętrznych śrub.
    A teraz pod oknem mamy ośrodek jeździecki. Dziś nawet kupowaliśmy sztyblety rozmiar 34.

    Oj tak, Starosto, trzeba sobie powtarzać za poetą „ja muszę (…) do roboty”. Emotikon.

  196. Wiolu, zmilczałam dyskretnie, bowiem:
    1. Muszę przede wszystkim pisać „Ciotkę”
    2. Nie możecie porównać zdjęć z dzieciństwa ze stanem obecnym, gdyż nie znacie stanu obecnego
    3. Anonimowość w sieci jest wielce wskazana, bo roi się ona (sieć!) od nienawistników
    4. A ja tu jestem odpowiedzialna przede wszystkim za najmłodszych czytelników, ale za starszych też!

  197. Cichutkie marzenie Chesterki trochę jakby przeoczone zostało, ale mnie samej zapaliły się oczy, gdy o nim przeczytałam (tzn. zapaliły się podwójnie, od ranka błyszczą od gorączki). Ale nie wiem, czy ze względów na poszanowanie prywatności i tak dalej byłoby realne. Pomarzyć zawsze można. Zabawa w rozpoznawanie kto jest kim i porównywanie z teraźniejszością byłaby pyszna!

  198. Mamo Isi, nie kwaśną śmietanę dać trzeba, tylko do słodkiej dodać serka mascarpone.

    Iskro, a wiesz, mógł być „Straszny dwór” i w Poznaniu. Tę operę poznaliśmy chyba najwcześniej.
    Jeśli zaś chodzi o balet: – „Pana Twardowskiego” i oczywiście „Jezioro łabędzie”.

  199. Chesterko, też walczysz z podagrycznikiem? No to możemy zawrzeć braterstwo broni;)
    Sowo P., ta przedziwna istota, która chciała sadzonkę podagrycznika, nie chce mi wyjść z głowy. Są rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się nikomu i to jest jedna z nich. No, nie do pojęcia.

  200. Ach, Starosto, widzę Ciebie z Bratem, jak ani żyrandol, ani dyrygent, ani chór dziewieczek nie robi na Was żadnego wrażenia, bo oto stoi tam koń! To musiało być piękne!
    U nas w Gdyni zaprzężone w parę koni furmanki woziły tylko węgiel i zawsze z bratem karmiliśmy je rwąc trawę, mlecze i co popadnie.
    Natomiast ilekroć jechaliśmy z rodzicami do cioci Danusi, w Lublinie braliśmy dorożkę i to rozkoszne klip klap do tej chwili mi się z Lublinem kojarzy.
    Puchałko, tak się w ogóle zastanawiam, czy bym do tych truskawek i bez nie dodała kwaśnej śmietany? Ta słodka jest właściwie taka waciana – czy ubita, czy nie.
    Oj tam, oj tam, Sowo P., balet nie może stąpać wyłącznie po płatkach róż;)

  201. Marzyć wolno każdemu. To nic nie kosztuje (zwłaszcza po dniu walki z podagrycznikiem). :)

  202. Wszystkie cytaty i Wasze przemyślenia to strzały w dziesiątkę.
    Mam wrażenie, że tu jest tylu ludzi, którzy myślą i czują tak samo. Jakie to pocieszające.
    Prawdziwe konie pojawiły się kilka lat temu na premierze i jeszcze kilku przedstawieniach ” Strasznego Dworu” w OiFP w Białymstoku, ale zrezygnowano z nich wskutek skarg widzów, którym przeszkadzał związany z nimi zapach. Może jednak jakieś dziecko tak jak DUA zdążyło się zachwycić.
    Wspomnienia z dzieciństwa- jakie to ważne.

  203. Mamo Isi- zabrakło nam finezji niestety i śmietana nie była ubita, co spowodowało rozpuszczenie się bez… Jednak wspólnie doszliśmy do wniosku, że ten brak (finezji) jest naszą cechą rodzinną i nie przeszkadza nam w rozkoszowaniu się smakiem. A na pomysł nutelli wpadł mój własny, osobisty mąż- duma mnie rozpiera.

  204. Wciąż robi wrażenie. Na współczesnych koniach, nie bywałych na polach walki, też niestety robi wrażenie zobaczyć tłumy ludzi i różne tego strachu bywają konsekwencje. Czasem dość kłopotliwe dla wbiegającego zaraz po nich baletu ;)

  205. Był też balet, w przeciwieństwie jednak do konia pasował do tej umownej przestrzeni jak pięść do nosa.

  206. Może to poznański obyczaj, bo w „Aidzie” Radames wjeżdża na scenę konno. Też na siwku.

  207. Muszę dodać, że w tamtych czasach (lata 50 te) samochodów było mało i po Poznaniu jeździły w najlepsze dorożki konne, a nawet furmanki z transportem wiktuałów, lub materiałów budowlanych. Koń był powszednim zjawiskiem na ulicach miasta.
    Żywy koń na scenie natomiast, wtargnąwszy w przestrzeń umowną, zrobił na nas wrażenie piorunujące.

    Profesor Raszewski potrafił pisać bardzo ciekawie o zderzeniu tych dwu rzeczywistości.

  208. Mamo Isi, pamiętam jak przez mgłę spektakl w Operze Poznańskiej – byliśmy z braciszkiem całkiem mali, kiedy nas tam zabrano. Na scenę wkroczył siwy koń w pełnej uprzęży i zachwyt odebrał nam mowę.
    Nie pamiętam nic więcej poza tym, że koń był PRAWDZIWY i nawet pachniał!

  209. Usiłowałam namówić potomka na organizację Dnia Dorosłego. Roztoczyłam przed nim wspaniałą wizję jak to śpimy sobie z tatusiem do południa, a on nam w tym czasie przygotowuje śniadanie. Potem bawi się ładnie sam aż do wieczora, a na koniec dnia samodzielnie kładzie się do łóżka i zasypia. My w tym czasie udajemy się do kina. Dziecię wysłuchało mnie z miłym uśmiechem na twarzy, po czym rzuciło krótko i zwięźle:
    – Głupoty mówisz.

  210. Szczególnie z parteru, Mamo Isi.
    Sama bym zobaczyła, ale właściwie w dzisiejszych czasach też się robi takie hece.

    Portrecik Józia też miałam w dzieciństwie, w wersji pocztówkowej. Przez jakiś czas wydawało mi się nawet, że to ja jestem narysowana, bo miałam identyczną fryzurę i podobnie spoglądałam (spod przycioska).

  211. Sowo P., żałuję, że nie ma wehikułu czasu, bo chętnie bym tego Monteverdiego z prawdziwą wodą i statkami obejrzała. Nawet z parteru.

  212. Casciolino, dopiero przed chwilą zdołałam spokojnie posłuchać i obejrzeć Luigi Nono – Prometeo, Tragedia dell’ascolto w Teatro Farnese i jestem pod wrażeniem. No, no – jak powiada Sowa P. Nie da się ukryć, że kompozytor ma bardzo radykalne podejście do tworzywa muzycznego.

  213. A to ja mam wobec tego miłe popołudnie!
    Dziękuję.

    Babciu, dziękuję za uzupełnienie i ulepszenie. Chyba sama tam zajrzę, skuszona Stajnią Literacką!
    Ale na razie sama muszę pisać, więc odkładam wizytę na później.

  214. Zaszedłem do księgarni wybrać wnuczce prezent urodzinowy. Z miłą panią sprzedawczynią wymieniliśmy kilka uwag natury ogólnej na temat systemu edukacji oraz książek dla dzieci. Za chwilę okazało się, że oboje nie zważając na etykiety takie książki czytujemy. Nieuchronnie rozmowa zahaczyła o Jeżycjadę, a zakończyliśmy ją rozważając związki między małą Milą a Mileną i Melanią. Bardzo sympatyczna chwila tego poranka.

  215. Dziękuję za bardzo miłe powitanie w szacownym gronie. Jeśli chodzi o Molika to nie mam wątpliwości, co do bystrości umysłu, jednak sama sprawdziłam, czy z takim fragmentem adresu uda jej się trafić na podaną stronę. Pokazały mi się zdjęcia a nie o zdjęcia mi chodziło, więc podaje jeszcze inny sposób. Należy wpisać „Druga antologia Stajni Literackiej SPP” i kliknąć na pdf. „Co jest pisane?” Wiersz „Krawcowe” są na stronie 32 a nie 30 jak wcześniej podałam. Życzę Molikowi wygranej a wszystkich pozdrawiam serdecznie.

  216. Największą przeszkodą w portretowaniu dzieci jest ich ruchliwość, a ponieważ portretowanemu dziecku najmniej zależy na tym, aby portret się udał, tym bardziej należy docenić wysiłek obu stron. Zwłaszcza, jeżeli
    efekt jest satysfakcjonujący. To jeden z najtrudniejszych tematów w sztuce i pewnie dlatego nie za wiele dobrych dziecięcych portretów mamy :)

  217. U nas wieczór w dzień dziecka spędzony u dziadka- KrzysztOfa (dziadka ksisia) na wielkim obżarstwie- truskawki z bezami i śmietaną, polane nutellą- jak smacznie być dzieckiem :)

  218. Miła Babciu, w imieniu Mola Książkowego dziękuję za spontaniczną pomoc i zarazem witam w naszych progach!
    Musiałam trochę”przyciąć” adres, bo by nie przeszedł (mamy tu różne zabezpieczenia). Ale Molik bystry jest, trafi!

  219. Mamo Isi, w Dzień Dziecka uratowałaś pisklątko!
    Brawo dla Ciebie!

    Zgadzam się w pełni z Twoją wypowiedzią co do malarstwa. Niełatwo sportretować dziecko! Wielka to sztuka. Sporo widać portrecików nieznośnie „słodkich”, a z najlepszych przypomnę jeszcze Olgę Boznańską i Zofię Stryjeńską. Tej ostatniej – „Dziecko przy oknie – z cyklu młoda wieś polska”- spłowiała reprodukcja w ramce wisiała latami u mojej cioci.:)
    Boznańska: „Dzieci na schodach”, „Dziewczynka z białą chusteczką”, „Dziewczynka z chryzantemami”- trzy arcydzieła.

  220. I dalej ani kropelki deszczu. Za to wichura poniszczyła irysy. Ech, ta matka natura, jędza paskudna.
    Okazuje się, że kosy mnie nabrały! Póki wysiadywały jajka wrzask był, latanie wokół i popisywanie śpiewami. A odkąd się wylęgły małe, siedziały cichutko udając, że ich nie ma. I dopiero wczoraj usłyszałam kosowy alarm, wypadłam przed dom, a tam małe kosiątko po pierwszym locie leży rozpłaszczone pod bramą, a rodzice kosy latają Gaci nad głową i strzygą jej uszy! Dobiegłam do bramy, co widząc kosiątko zwiało na jezdnię! Na szczęście przechodzący pan delikatnie je złapał i podał mi, przeniosłam nielota w bezpieczne miejsce, koty zamknęłam w domu, chwilę poobserwowałam, czy rodzice widzą malca i mam nadzieję, że wszystko się dobrze skończy.
    Za to koty korzystając z tego, że mnie nie ma, zżarły Mamie szynkę z kanapki.

  221. Aleksandro, u nas w pokoju dziecinnym też wisiał „Śpiący Staś” (ten w czerwonej sukience) i , „Dziewczynka z wazonikiem z niezapominajkami” i „Portret Józia Feldmana”.
    Nikt tak jak Wyspiański nie potrafił malować dzieci.
    Znakomite portrety kobiet, mężczyzn, martwe natury, psy, konie, pejzaże – tego jest mnóstwo. A dobrych portretów dziecięcych – jak na lekarstwo. No może poza „Portretem infantki”;)

  222. Zgredzie, w polu czerwonym łuk srebrny z takimiż trzema strzałami stykającymi się lotkami, z których jedna w skos, druga w skos lewy, trzecia na nich. Klejnot: Trzy pióra strusie. Zgadza się?

  223. Dla Molika propozycja dwóch wierszy. Pierwszy to „Krawcowe” a drugi „Ala i Tosia”. Wiersze dostępne są na stronie spp.warszawa.pl/pub/ (strona 30 i 34) albo w książce „Dwa koniki i inne wierszyki” („Krawcowe”). Pozdrawiam serdecznie, choć trochę późno, wszystkie dzieci, szczególnie te całkiem dorosłe :).

  224. Właśnie sama zlikwidowałam swój wpis. Napiszę więc w skrócie – kolorowych snów pod pięknym dziś księżycem NASZA DZIATWO.

    A dla Molika, jeżeli jeszcze nie wybrał(a), może coś ze zbioru „Psotki i śmieszki” Janiny Porazińskiej ? Np. „Po drabinie”, albo „Chciał się żenić burak” ;) Dobranoc.

  225. „Naprężona cięciwa brzmi jak struna w basie
    Na niej dwie strzały – żadna nie ominie celu”

    Tyle Pasierb. W moim przypadku nie dwie, a trzy.

  226. „Józio” przez całe dzieciństwo wisiał i w moim pokoju. Niech żyją wszystkie Dzieci! :)

  227. O, Viburnum, miło Cię widzieć!

    Angeliko, reprodukcja tego obrazu wisiała i u mojej cioci.:)

    No, jak tam, Dziatwo? Jak przebiegł Dzień Dziecka?
    Nas właśnie opuściły radosne wnuki, w tym jeden maturzysta.
    Było miło i wesoło!

  228. Podczytuję Was tu i podczytuję, poprawiając sobie humor, uśmiechając się co jakiś czas i milcząc, bo dodawać do tych pięknych i mądrych wypowiedzi nic już nie trzeba.
    Dziękuję za wszystkie ostatnie wpisy, tak ważne.
    Niech każdy z Was czuje się zawsze dzieckiem, Bożym dzieckiem w rękach najlepszego Ojca.
    Uśmiechy ślę do wszystkich, a szczególnie do najmłodszych Księgowych : )

  229. Akurat ten obraz Wyspiańskiego wisiał w domu cioci Urszuli, siostry mojej babci. Bardzo go lubiłam. Zawsze będzie mi się kojarzył z ciocią.
    Pozdrawiam serdecznie

  230. Ze słowami Korczaka, które przytoczyła Casciolina, w pełni się zgadzam; to jeden z moich ulubionych cytatów nt. dzieci(ństwa).

    Wszystkim Dzieciom – z okazji Dnia Dziecka – życzę korzeni i skrzydeł. Dorosłym – też.

    Przypomniał mi się 1 czerwca Pulpecji i Baltony, ci to mieli ! :D
    Pozdrowienia dla DUA i Księgowych.

  231. Zuziu, jak to świetnie, że dobrze Ci być tym, kim jesteś. Niejeden dorosły tego nie potrafi. Wszystkiego najlepszego!
    DUA, dziękuję za pewną wypowiedź Idy o tym, że oczekujemy od dzieci idealnego zachowania, jakby żyły w idealnym świecie. Bardzo mnie to poruszyło.

  232. Dzień dobry!
    Dziękuję!
    Jako, że nie wymyślę nic piękniejszego, niż to co już zostało napisane, pozwolę sobie podpisać się pod tym i życzyć innym tego samego! I dodam od siebie, że wspaniale jest być dzieckiem, co jest powszechnie wiadome, więc nie wiem dlaczego tak wiele osób stara się o tym zapomnieć. Trudno, ich sprawa.
    Tu ogromny emotikon dla wszystkich!

  233. AgnieszkoM, wpisz tu swój adres mailowy (będzie to wiadomość prywatna, tylko dla mnie), Adminki się odezwą do Ciebie.

  234. Zawsze mi się to podobało, że dzień mamy i dzień dziecka są tak blisko siebie, czekamy jeszcze na dzień taty- 23.06

  235. Bardzo lubie i cenie ten fragment „Proroka”, a takze slowa Korczaka, przytoczone przez Cascioline.
    Dzieci sa cudem.
    Zycze im w dniu ich swieta wszystkiego, co najlepsze, zeby otaczala je milosc i dobro – tego najwiecej potrzebuja!

    „Dorastają znienacka przez miłość, i potem tak nagle dorośli. Trzymając się za ręce wędrują w wielkim tłumie…” (Karol Wojtyła)

  236. Pani Małgorzato, na jaki adres można wysłać Pani wiadomość wraz z załącznikami fotograficznymi?

  237. Nb – raczej trudno ocenić gatunek literacki, do jakiego należy „Prorok”. Uznaje się go za powieść poetycką.

  238. Dzień dobry!
    A Casciolina miała Fluida!
    Chciałam zamieścić ten właśnie cytat z Korczaka we wpisie, ale potem zdecydowałam się na Gibrana, ze względu na wcześniejsze tu rozmowy o tym poecie.
    Ciekawe! I Gibran, i Korczak, mówią o naginaniu. Znamienne.

  239. Dzieci, podobnie jak mamy, to jest bardzo dobry wynalazek. Jeden z najlepszych.
    Nb.Wyspiański przyszedł na świat w kamienicy przy ulicy Krupniczej, w której obecnie mieści się muzeum Józefa Mehoffera, późniejszego właściciela posesji.

  240. „Powiadacie:
    – Nuży nas obcowanie z dziećmi.
    Macie słuszność.
    Mówicie:
    – Bo musimy się zniżać do ich pojęć. Zniżać, pochylać, naginać, kurczyć.
    Mylicie się. Nie to nas męczy. Ale – że musimy się wspinać do ich uczuć. Wspinać, wyciągać, na palcach stawać, sięgać. Żeby nie urazić.”
    /Janusz Korczak/

    Naginając się czy wspinając, stawajmy się coraz bardziej jak dzieci. Tego życzę wszystkim dorosłym! A dzieciom, żeby były i czuły się kochane. Jesteście darem dla tego świata!

  241. Wszystkim dzieciom, małym i dużym, życzę udanego świętowania.
    W Kanadzie nie ma Dnia Dziecka, ale my i tak pamiętamy i sami je sobie obchodzimy.

  242. Ah! Dziękuję za przywrócenie perspektywy: każde dziecko na swój sposób wpływa na losy świata. Więc każdy człowiek też wpływa. Dobrze to sobie uświadomić od rana. (emotikon)
    Wiersz nie przestaje zachwycać od kiedy „usłyszałam” go od Floriana.
    Pięknego dnia dziecka, którym wszyscy jesteśmy!

  243. Dzieci to najwspanialsze, co otrzymałam, codziennie mnie zaskakują i zachwycają, a miłość, którą przynoszą, czasem przytłacza ogromem. Pielęgnujmy dziecko w nas! Tego życzę w najweselszy dzień roku :)

Możliwość komentowania jest wyłączona.