Przekład powyższego opisu:
George Underwood (ur.1940) – LEON (2006)- olej na płótnie, 23×31 cm
kolekcja prywatna
Wspaniały Leon z tego obrazu jest niemieckim pointerem krótkowłosym i ukochanym zwierzęciem artysty. Przejmujące to dzieło przewyższa zwykłą, malarską podobiznę psa, gdyż Underwood obdarzył to stworzenie obliczem heroicznym i soulful (to znaczy: smutnym, ale ja bym raczej wolała to przełożyć na: „uduchowionym”). Mądry wyraz zwierzęcia jest ukazany tak wnikliwie, że pies staje się niemal ikoną, symbolem jakiejś wyższej prawdy.
Obraz jest nieduży, ale jego temat w kategoriach metafizycznych staje się wielki, tak że zdaje się, iż pies i jego dusza sięgają poza granice ramy obrazu.
Jest w tym dziele poczucie historii i tradycji; interesujące jest porównanie go z Portretem Młodego Człowieka (ok. 1500, po prawej) Giovanniego Belliniego. Chociaż nie jest to być może porównanie, które Bellini mógłby zaakceptować, to jednak istnieje niewątpliwie uderzające podobieństwo w wyrazie i uduchowieniu tego młodego człowieka – i młodego psa Underwooda.
No, cóż. Ja bym tak nie powiedziała; Młody Człowiek jest dużo brzydszy od Leona.
Książka zaś, Mamo Isi, wygląda z bliska tak oto:
Jest tak piękna, że stoi zwykle frontem do pokoju, zamiast, jak wszystkie, na półce, w ścisku. Co na nią spojrzę, to się zachwycam, i tak już od trzech lat (wtedy najmłodszy syn przywiózł mi z Londynu to cudo pod choinkę).
Obejrzyjcie sobie kilka rozkładówek:
Teraz będzie coś dla Madzi Z, żeby sobie nie psuła wzroku dopatrywaniem się, co stoi na tych regałach. Tak, dobrze widziałaś, jest to Racine, w przekładzie Antoniego Libery, z piękną dedykacją tłumacza – obok wszystkie inne dary od niego, a stoją one na jednej z kilku pólek, zawierających liczne książki z dedykacjami autorów. Stąd obecność czterech książek Erwina Axera – bo z dedykacjami – podczas gdy pozostałe jego dzieła mają miejsce w dziale teatralnym.
O, tu na przykład, na tej dolnej półce, po lewej od książek prof. Zbigniewa Raszewskiego, widać podniszczony plik dużego formatu: to wydruk „Androklesa i lwa” w przekładzie Stanisława Barańczaka, którą to sztukę Erwin Axer reżyserował w poznańskim Teatrze Nowym. Tekst przekładu pełen jest odręcznych notatek reżysera, niezwykle ciekawych i istotnych – cenne świadectwo wytężonej pracy. Dostałam tę pamiątkę po uroczystej premierze od samego Axera (bywał w tym okresie naszym częstym gościem na poznańskich obiadkach i kolacyjkach, on i pani Ewa Starowieyska, która robiła scenografię do tej sztuki).
Regał (projekt i wykonanie: art.plastyk Stefan Hoffmann) jest pojemny, więc nie będę tu robiła szczegółowej prezentacji, dodam tylko, że – z wyjątkiem dwu półek z nadwyżkami literatury angielskiej w oryginale, które to nadwyżki nie zmieściły się na właściwych sobie regałach – wszystkie inne zawierają dzieła niebeletrystyczne. Beletrystyka, dramat i poezja zajmują całe piętro naszego domu (włączając korytarz i podest schodów). Wygospodarowaliśmy tam jeszcze jakimś cudem trochę miejsca na łóżka oraz na stoły do pracy. Trochę to chorobliwe, przyznaję, ale Ty, Madziu, jak sądzę, świetnie mnie rozumiesz. Przyjaciół nie wyrzuca się z domu.
Po lewej na dole – dodajmy – widać fragment pięknej patchworkowej narzuty, jednej z kilku, jakie zrobiła nasza starsza córka, Zosia.
(Aha!- Zgred miał oczywiście rację – po lewej od portretu Papieża stoi encyklopedia Glogera)
Oto fragmenty fortyfikacji – z bliska:
I na koniec jeszcze coś dla Dewajtis: zbliżenie portretu, który chciałaby mieć (przepraszam, że taki krzywy! Widzę, że muszę go oprawić na nowo!) – i już uciekam do roboty!
Wasza
MM