Nan-no ki-no
hana-to-wa shirazu
nioi-ka-na
Nie widzę drzewa
nie wiem jakie to kwiaty
– czy tylko zapach
Bashō Matsuo [ z dziennika Oi-no kabumi, 1688]
z tomu Haiku – Ossolineum 1983
z japońskiego przełożyła
Agnieszka Żuławska-Umeda
PS
Wiem jakie to kwiaty: jabłoń ozdobna (malus purpurea Makowiecki) , we wdzięcznym towarzystwie klonu złocistego Aureus i właśnie w pełnym rozkwicie.
Świat jest doskonale piękny!
A mój ogród coraz piękniejszy!
W gruncie rzeczy piękno związane jest ściśle z właściwym wzrastaniem.
Autorką zdjęcia jest Adminka, czyli Emilia Kiereś.
W imieniu naszej malutkiej solenizantki, Zosieńki, dziękuję za zyczenia:)
Dzisiaj Isia huśtała ją i spiewała „Malowany wózek”, a maleńka spokojnie dodawała końcowe słowa w każdym wersie do wszystkich czterech zwrotek!
Asieńka, która akurat lepiła babki w piaskownicy, co jakiś czas też dodawała końcówki tonem zblazowanym.
Malowany wózek, para siwych koni
Pojadę daleko, nikt mnie nie dogoni
Pojadę daleko, po ubitej dróżce
Tam gdzie stoi mała chatka na koguciej nóżce
Stanę przed tą chatką, będę z bicza trzaskał
„Wyjdźże Babo Jago, wyjdźże jeśli łaska!”
Wyszła Baba Jaga, stara, całkiem siwa
I spytała grubym głosem: „Kto mnie tutaj wzywa?”
„To ja Babo Jago przyjechałem prosić
Żebyś nie więziła Jasia i Małgosi
Bo jak nie, to powiem rzecz ci nieprzyjemną
Będziesz miała Babo Jago do czynienia ze mną!”
„Strzeż się czarownico!” – krzyknę wniebogłosy,
Że aż Babie Jadze dęba staną włosy.
I koniki pognam,”Hop! hop!” krzyknę na nie
I pojadę do swej mamy na drugie śniadanie.
Och, czytałam Pratchetta!
Wisteria Tunnel zachwycające SowoP . Zaraz zajrzałam, bo bliskie są mi szczególnie te liliowe grona kwiatów wisterii. Kiedyś spędziliśmy z mężem miły czas w angielskim domku całym oplecionym kwiatami i pędami wisterii , zresztą nazywał się „Wisteria Cottage”. Jego właściciel, już śp. uncle Teddy był bardzo dumny ze swojej wisterii.
dzień dobry,
jaka to piękna pogoda!Odkąd wróciłam ze szkoły siedzę na dworze i czytam „Momo” Michaela Ende. Bardzo mądra książka,jakby ktoś chciał przeczytać to serdecznie polecam,a może Pani się skusi Pani Małgosiu,gdy już skończy Pani Ellis P.?
Wróciłam do domu,bo się zimno zrobiło,po południu to nawet padało,ale tak ,że za chwilę preszło.
Wiosna jest najpiękniejszą rzeczą na świecie! :)
A mój ulubiony odcień zieleni to(chyba,bo jest ich wiele)barwa młodych listków lipy.
Mam taki ładny wiersz w podręczniku.Mogę napisać?:)
W sobotę jadę na targi książki!!:)))
Na początku maja? A Pankracy, Serwacy i Bonifacy? 12, 13 i 14 maja? A Zośka to dopiero jutro :)
O ebayu już wiem, widziałam. Coś się pewnie zamówi :)
Prawda! Tylko to już chyba zimna Zośka, nie zimni ogrodnicy. Ci są na początku maja.
Idę oglądać Wisteria Tunnel.
Aha, Sowo, na polskim ebay jest pełno książek Kate Greenaway! Za złotówki!
Bzy pachną i pachną, nic tylko się nurzać. Nawet Zimni Ogrodnicy nie dają im rady. Sowiątko nie życzy sobie wracać ze spacerów – gdy próbuję je wyjąć z wózka, to zapiera się rękami i nogami.
Miłośnikom japońskiej sztuki ogrodniczej polecam wpisać w Google hasło Wisteria Tunnel. Ech, w takich okolicznościach przyrody to by się dopiero można było doskonalić…
Ach, jakie miłe wiadomości!
Mamo Kniżki, najserdeczniej gratuluję Antosia! Swoją drogą, śliczne imię!
I gratuluję Kniżki, a samej Kniżce dziękuję za taką wygraną!
Kochana Pani Małgorzato :) Jak tu pięknie – kwiaty i do kompletu haiku :)
Dawno nie zaglądałam, a teraz wpadam się pochwalić, że nasz synek, Antoś, ma już trzy miesiące. A nasza Kniżka wygrała w szkole konkurs czytelniczy z Jeżycjady :)
Serdecznie Panią pozdrawiam i wszystkich Księgowych :)
Odpowiadam na wiad.pryw.od Moni.S: Nie, nie przepadam za musicalami. Ale skoro tak się tym zachwycasz, spróbuję posłuchać.
Terry Pratchett jest mi znany, ciekawy z niego typek. I owszem, bywał na zagadkach.
Historynko, masz rację, komputer potrzebny nam jest raczej zimą…
Co mówiąc, idę nurzać się w bzach.
Dawno mnie tu nie było,
dużo pracy, a do tego pogoda zniechęca do siedzenia przy komnputerze.
Sama uwielbiałam bawić się lalkami, moją najukochańszą mam do dziś, nazywa się Dorotka. Moja mama po swojej najukochańszej lalce dała mi imię, też ma ją do dziś.
Moja Ula też lubi bawić się lalkami, ale dopiero ostatnio zaczyna je nazywać, ta ulubiona ma na imię Lala, a murzynek to Adaś.
Tak! Grajmy w zielone!!!
Na pewno jest więcej niż 17 odcieni.
Mój ulubiony: chłodna, aż niebieskawa zieleń młodych zbóż.
Kapucynko, nasz Janek jest w pierwszej gimnazjum i także pisał już testy próbne. Poszły mu całkiem dobrze. Największe zaskoczenie to 5 z fizyki:). Z tymi testami próbnymi, to jak z prasowaniem. Dla niektórych to zajęcie bezsensowne i zajmujące czas, dla innych normalne, a nawet potrzebne, bo naturalna dezynfekcja :)
Pozdrawiam wszystkich ciepło, chociaż „majowi ogrodnicy” chłodem wieją.
Dua, zachwyciło mnie 17 odcieni zieleni, to prawdziwe szaleństwo piękna. Siadam na rower i jadę „liczyć”. Gram w zielone.
Zagladnelam na Wiwo. Milo.
Mamo Isi, wspolczuje.
Moj tato mowil o lalkach ” matrony”. W istocie byly sztywne. Wolalam miska.
O, jeszcze nie koniec z Ellis Peters, jeszcze wyszukałam jej książki spoza cyklu, także te, pisane pod nazwiskiem Edith Pargeter:). Już do mnie idą. W oczekiwaniu na nie czytam Ngaio Marsh, przyjemne jej kryminały z inspektorem Roderickiem Alleynem (arystokratą z pochodzenia, a w czasie II wojny- agentem brytyjskiego wywiadu). Nie są może tak wyjątkowo miłe jak książki Ellis P., ale bo też pani Ngaio była inna – ironiczna, zdyscyplinowana. Tak czy inaczej – dobra lektura na dobranoc.
Dobry wieczór DUA, wychylam tylko czubek głowy spod regału, żeby z ciekawością zapytać co Starosta teraz czyta, skoro już skończył Ellis Peters:). Jeśli można wiedzieć, rzecz jasna;).
Adisia już pewnie śpi. (Trudno, muszę być stanowcza).
Aha, Asiu! No, przecie!
Dobranoc w zapachu bzów!
Dobry wieczór Wam!
Adisiu, a zerknij sobie do przechowalni wpisów. A może uda Ci się coś odnaleźć… : ) (specjalnie napisałam do „przechowalni”, bo nie chciałam tak od razu bezpośrednio dawać rozwiązania, nie miałam pomysłu na inne słowo, ale myślę, że to nietrudne się domyślić)
Wreszcie sobie trochę odpoczywam.
A bzy rzeczywiście przecudnie pachną, tak mocno, chce się to wszystko chłonąć. W tle słyszę właśnie polską wersję piosenki „Niepojęty, Niezmierzony…” Tak, rzeczywiście taki jest Ten, Który tyloma wspaniałościami na co dzień nas obdarowuje!
oj, Anonim to ja.
Zapamiętałam Pani naukę o ” poezji, która ratuje”.
:)
Aaa! Brawo!:)))
A nie, nie. Nic zlego:)
Pracowalam w komisji, a to absorbujace zajecie, bo najpierw zmudne i dlugie tam siedzenie (u nas pracowano 30 godzin bez przerwy), potem odrabianie spraw domowych i odsypianie. Dopiero dzisiaj doszlam do siebie. Ku chwale ojczyzny:)
Ależ, Międzyczasie, nie ma za co! Zorientowałam się, ze w dalszym ciągu jesteś w wątku „okulistycznym”;) No, nie jest ci on nijak baśniowy, niestety.
O, dobry wieczór, Celestynko miła, co się z Tobą działo?
Czy nic złego?
Anonimie, dziękuję za tę piękną wiadomość prywatną. Leśmian w zaświatach na pewno się cieszy.
Dobry wieczor Pani Malgorzato!
przepraszam, mylnie odebrałam, ze wczorajszy komentarz mamusi Isi (o tym, ze żyje w baśni), był przekąsem dotyczącym „okulistcznych perypetii”, i dlatego przytoczyłam komentarz mojego synka;
a tak to sie nijak ma do niczego :)
Adisiu, to nie jest żaden problem i od ręki mogłabym nawet namalować ten plakat.
Ale przecież to jest Twoje zadanie domowe. Czegoś ma Cię nauczyć.
Pozdrawiam czule!
Kapucynko, życzę udanych testów próbnych!
Na polski mam zrobić plakat o wybranej książce. Wybrałam „Sprężynę” pani autorstwa. Czy mogłaby mi pani zdradzić, jeśli to nie problem, jakieś ciekawostki o niej?
Dzień dobry! Nie wiem czy to w całej Polsce drugoklasiści maja teraz testy próbne, ale ja uważam, że to trochę bez sensu, bo te prawdziwe dopiero za rok. Jutro przyroda, a ona musi mi pójść dobrze, bo kocham biologię. Na resztę macham ręka.
Narwałam sobie jeszcze nie do końca rozwiniętych bzów i wsadziłam do wody na nowiutkim biurku. Strasznie ładnie pachną!
Ten nasz okoliczny ciucholandek jest zachwycający! Dorwałam tamże swego czasu Kate Greenaway „Nursery Rhyme Classics” i też nie mogę się napatrzeć XIX-wiecznym ilustracjom i modzie empirowej dla dzieci;) Jakoś modzie dla dorosłych człowiek się napatrzył w „Emmie”, czy „Rozważnej i romantycznej”, ale nie sądziłam, że maleństwom wkładano to samo.
No, nareszcie bzy w pełnym kwitnieniu, a i konwalie zaczynają! Zapach aż dusi! A niech dusi, cała przyjemność po mojej stronie;)
Wróciłam z wyprawy rowerowej. Na jednym spadzistym odcinku drogi poprzez pola (po bokach drzewa, iglaste i liściaste) naliczyłam 17 odcieni koloru zielonego!
A ile odcieni żółci! A fioletu!
I nie mieć tu poczucia estetyki…:)
Ktoś z góry wyrabia w ludziach poczucie estetyki od najmłodszych lat. Fajnie pod tym regałem.
Mój też nie wyższy, Justysiu!
Ale ciekawa rzecz: zaczął od kwiatków. Listki następnie.
Znikam w ogrodzie: jest tak pięknie po deszczu!
Dzień Dobry!
A, tak właśnie mi się ostatnio przypomniało i miałam zapytać, czy Redbud/Judaszowiec kwitnie, a tu odpowiedź sama przyszła! Mój nie kwitnie, bo to jeszcze mały patyczek, ok 50 cm, trochę nawet skrócony w zimie przez zająca. Ale listki wypuszcza, czyli przeżył.
W ubiegły weekend mieliśmy upały po 26-30C. Zrobiło się seledynowo z dnia na dzień, momentalnie otwarły się bzy, a tulipany, które jeszcze dobrze nie wzeszły w oka mgnieniu rozkwitły i już zaczynają przekwitać, bo było im za gorąco. A jeszcze 2 tygodnie temu było -2C. Zauważyłam, że w Kanadzie wiosny są bardzo krótkie – najpierw jest długo, długo zimno, a potem nagle przychodzą upały.
A teraz znów się ochłodziło, ale to już zasługa „zimnych ogrodników”, jak co roku o tej porze. Przynajmniej tulipany jeszcze poczekają…
Tak.
Czarodziejstwo! Czyli najzwyklejsza rzeczywistość.
To ona jest największym, niepojmowalnym cudem. Innych cudów zgoła nie trzeba.
Może stąd ten niepokój, Sowo, który nas ogarnia, gdy widzimy coś, co tylko naśladuje cud Życia.
Ha, dowiedziałam się właśnie, że poczucie niepokoju wywołane oglądaniem robotów, animacji, rysunków etc. zbyt podobnych do ludzi ma nawet swoją naukową nazwę! Tym razem bardzo poetycką, Chesterko: jest to tzw. dolina niesamowitości (uncanny valley). Takiej nazwy nie powstydziłaby się nawet Ania Shirley :)
Wciąż jestem pod wrażeniem ilustracji pani Greenaway. Oglądam je i oglądam. Dziś najbardziej mnie zachwyca obrazek „The cherry woman”.
O, własnie o to mi chodzi, Starosto; o to czarodziejstwo całego dzieła stworzenia Bożego!
Wzajemnie ściskam, Międzyczasku:)
Burza idzie!
Aaaależ pachną moje bzy pod oknem!
Baśniowo.
mamo Isi, taki stan mój 4-letni syn nazywa: „że coś jest nie tak” :))
ściskamy krzepiąco!
Mam takie wrażenie, że to, co się wokół nas dzieje, to jedna, wielka, czarodziejska baśń;)
Ale za to o wiele milsza od tej baśniowej!
Międzyczasku (wiad.pryw.), ależ bardzo proszę!
Przyszła wiadomość prywatna od Oli – dziękuję za nią bardzo!
Miło mi, że lubisz to, co spłynęło spod mojego długopisu, ale powiem szczerze, że najwięcej spłynęło z maszyny do pisania, a potem – z drukarki komputerowej.;)
Co do spotkania przez Skype’a – nie posiadam go. Wydaje mi się dziwnie niedyskretnym urządzeniem. Ale czy to koniecznie trzeba się widzieć, żeby się lubić?
Wystarczy przeczytać książkę jakiegoś autora, żeby już go dobrze znać.
Dziękuję Ci za nakłanianie uczniów do Jeżycjady.
Serdecznie ich wszystkich pozdrawiam! A Ciebie ściskam!
No wiem, Starosto, że jestem maruda;)))
Jak już napisałam lalki piękne,ale ja też, jak większość księgowych nie potrafiłabym się bawić taką lalką…….
A mnie dzięki dyskusji jaką się tu prowadzi,naszła mnie ochota na zabawę nimi.Właśni położyłam je spać.:)Mam dwie.Miałam,właściwie nadal mam taką podobną do dziecka,lecz nie aż tak bardzo jak ukazała Pani Małgosia,to już chyba tak jest,że nimi nie da się tek bawić jak tymi co ma się od dzieciństwa,moja leży w pudle!
Patrycjo i Pani Małgosiu-baaardzo dziękuję,nieskromnie powiem,że ja też jestem z siebie dumna!
Lalki piekne, ale raczej do kolekcji niz do zabawy. Moja ulubiona lalka e dziecinstwie byl murzynek. Wcieralam mu nawet krem nivea w twarz, szylam mu ubranka, chialam go ozywic. A moja 6-letnia bratanica woli samochody :)
Zuziu, jeśli mogę, też jestem dumna. Gratuluję! :-)
Mama kupiła mi kiedyś lalkę porcelanową. Niestety, bałam się jej i wylądowała w koszu… Nadal czuję pewnego rodzaju lęk na widok takich lalek. Mają w sobie coś niepokojącego.
Czy pomyślałby kto, że jeszcze dwa lata temu zaczytywałam się w Monster High?…
Aha, znam! Już dawno Wójcisko poczciwe przysłało mi linka na tę mądrą mamusię.
A ja mam fantastyczny adresik dla Moli Książkowych czytających po angielsku, a lubiących czytać seriami lecz po kolei: orderofbooks.com
Fantastyczna sprawa! Cudowne spisy, pod-spisy, porady, wiadomości o autorach etc. etc.
Odkryłam bardzo miłą z twarzy Laurie King. Uwaga!- napisała ona serię bestsellerów o dalszych losach Sherlocka Holmesa, który się ożenił!!! I to z kobietą myślącą analitycznie i dedukcyjnie. Razem rozwiązują zagadki!
Hej, ile to jeszcze przyjemności nas czeka!
Oczywiście to nie matki sa potworami! Co by to było? :)
Dobry wieczór.
Lalki obejrzałam, przepiękna jak dzieła sztuki, ale budzące niepokój. Za bardzo podobne do żywych dzieci, a nieżywe. Za to strona Międzyczasika o pani, która przemienia lalki potworki w przyjazne dzieciom zabawki, zachwyciła mnie. Warkoczyki, kucyki, piegi na noskach, bez makijażu, sweterki i ogrodniczki, trampki. Cudne!
Kilka dni temu rozmawiałam z przyjaciółką, która jest nową mamą siedmiolatka i jego trzyletniej siostrzyczki. Biuletyny dostaję regularnie, bardzo wzruszające. Ten dotyczył edukacji. W programie szkolnym, w przedmiocie przyroda młody człowiek ma opanować terminologię: koń-źrebiątko- stajnia, krowa-cielątko-obora, świnia-prosiątko- chlewik. Trudne to niezwykle. Z uporem człowieka rozsądnego, który wie, jak tworzą się słowa, maluch powtarza: koń-koniątko, krowa- krowiątko, świnia – świniątko. I właściwie to kto tu ma rację? ;))
Monster High rzeczywiście sa okropne. Nie wiem która mama kupuje coś takiego córeczce. Wcielone potwory!
Zapomniałam wspomnieć o lalkach szmacianych właśnie. Sa również wyjatkami. Takie stare, ładne i miłe. Mam dwie. Jedna sama uszyłam(Weronika), a druga dostałam(Lenka).
Reklamiarze wszystko potrafią wmówić.
Matka Aladyna miała na imię Maruda.:))))
Kapucynko, choć nie żywię jakiegoś specjalnego uczucia do lalek Barbie, ale muszę przyznać, że nie są takie przerażające jak tamte porcelanowe lalki. Tamte są naprawdę piękne, ale do pooglądania w sklepie. Nie chciałabym mieć takiej w pokoju! Chociaż Barbie wyglądają trochę dziwnie… Widział ktoś kiedyś taką kobietę?!
A Monster High? Potem dziewczynki, które takie mają myślą, że tak powinno się wyglądać. O co tu chodzi???
Ależ Kris, ja wiem, że córeczki są wspaniałe, sama od dzieciństwa marzę o przynajmniej jednej. Nie mam też nic przeciwko lalkom! Moje westchnienie ulgi pojawia wyłącznie wtedy, gdy widzę bezradność znajomych rodziców próbujących wytłumaczyć swoim pociechom dlaczego nie kupią im lalki z tej czy innej modnej, wampirzej serii.
Jeśli chodzi o expressions dolls, oczywiście są one bardzo milutkie i ładne, ale jak dla mnie, zbyt podobne do żywych dzieci. Nie wiem dlaczego, ale wywołują we mnie niepokój i raczej też bym takiej swojemu dziecku nie kupiła. Co ciekawe, wczoraj pewna dziewczynka pokazała Sowiątku swoją lalkę-bobasa, też takiego łudząco podobnego do prawdziwego dziecka i mój synek prawie się rozpłakał na jej widok! Coś jednak w tym jest, że małe dzieci wolą wytarte szmacianki, a nie lalki z żurnala udające prawdziwe dzieci. Natomiast zupełnie nie wiem, skąd się bierze w niektórych dziewczynkach zamiłowanie do lalek wampirów i kościotrupów. Moda modą, ale jakieś poczucie estetyki właściwe kobietom od najmłodszych lat powinny mieć ;)
Pamiętam swoje lalki; były trzy: Basia, Marysia i Kasia. Celuloidowe, nieduże, z rękami i nogami łączonymi gumką. Jak się guma zerwała, szło się do pana, który reperował lalki. Najbardziej lubiłam Basię, bo miała najmilszy wyraz buzi. W tamtej epoce szyło się ubranka dla lalek; gotowych nie było.
Parę lat później dostałam dużą lalę, która otwierała oczy i mówiła takim kwaczącym głosem:”Mama”, ale już najwyraźniej byłam za stara na lalki, bo tak specjalnie jej nie polubiłam.
No i dziś w samo południe, zgodnie z umową, ponownie zgłosiłam się do okulisty w Maminej sprawie. I tyle dobrego, że tym razem nie musiałam czekać, aby się dowiedzieć, że doktor wciąż nie dorwał bazgrzącej jak kura pazurem pani okulistki. Tym razem jesteśmy umówieni na piątek między 13 a 14.
Zaczynam się czuć jak matka Alladyna, kiedy co poniedziałek pędziła na posiedzenie Dywanu, żeby nic nie załatwić.
Jeszcze chwila i wpadnę w nałóg;)
Aniu.g., wielkie dzięki za wyrazy profesjonalnego współczucia:)
Adisiu! Sa to zwykłe, rozpowszechnione na całym świecie lalki barbie. Szczególnie lubię te bajkowe. Szyję im ubranka, robię fryzury, ubieram i tworzę różne charaktery oraz świat. Kto by pomyślał, że tyle można wymyślić.
A ja mam dwie córeczki!:)
Pamiętam śliczną lalkę – dzidziusia, którą w czasach posuchy (lata 80te) przywiozłam młodszej córce z Francji: Nenuko. Byłam pewna, że to będzie ta najbardziej ukochana. Ale nie! Dziecko nadal spało z kudłatym, wytartym szmaciaczkiem, a Nenuko była od wielkiego dzwonu, traktowana z uznaniem, lecz bez serdeczności.
Justysiu! Melduję, że kwitnie moje (całkiem jeszcze małe) drzewko judaszowe. Śliczny kolor!
Do Sowy: a ja sie ciesze, ze mam choc jedna coreczke i moge jej kupowac zabawki „dla dziewczynek”. Sofia ma w dodatku podobne upodobania do moich (gdy bylam mala), to takie mile, gdy bawi sie w taki sam sposob… (choc oczywiscie nie zawsze, spedza tez duzo czasu z Bracmi – jest swietna organizatorka wspolnych zabaw, do tego lagodzi niektore „szalenstwa” Chlopcow, za co jestem jej wdzieczna).
Lubi lalki, ja tez je zawsze lubilam.
Nie wiem, DUA! Ale na pewno by sie ucieszyla :)
Ekspresja tych lalek jest naprawde bogata, a przy tym nie przesadzona, widac, ze ich tworczyni jest bardzo dobrym obserwatorem dzieci. I estetka.
w kwestii lalek – zawsze przypomina mi się opowiadanie o Anusi z Małego pokoju z książkami…
Ciekawa jestem, Kris, czy gdybyś kupiła taką lalkę Sofijce – pokochałaby ją, czy też raczej napatrzyła się i odstawiła w kąt, a wróciła do starej, ulubionej szmacianki?
Bo oczywiście, nie zapominajmy, kocha się wcale niekoniecznie najpiękniejsze zabawki.
Zuziu, jestem z Ciebie dumna!
Jak to dobrze, że pani to zauważyła!
Cudne lalki,po prostu przepiękne!Nie mogę się napatrzeć.
Moją ulubioną lalką jest lalka z dzieciństwa mojej mamy,jej zresztą jedyna.
Jeśli już jesteśmy przy lalkach,to w przedszkolu dręczono mnie piosenką”Zuzia,lalka nie duża”
Aż jej miałam dosyć……
Dzisiaj Pani oddała wypracowania z „W pustyni w puszczy”Moje przeczytała jako jedne z najlepszych.Do tego napisała,że mam lekkie pióro i pięknie dobieram słowa.Ale się cieszę!Musiałam się pochwalić!
Dobranoc!
Piekne te lalki!
A to prawda, lalki bywają potworne. Jak je widzę, to nawet oddycham z ulgą, że mam synka, a nie córeczkę i że ominie mnie ciężka batalia z własnym dzieckiem o to, by ich nie kupować, skoro pół klasy takie posiada. Aczkolwiek dla chłopców też różne szkaradzieństwa sprzedają… No nic, trzeba dziecku wyrabiać gust już od kołyski, może dzięki temu za parę lat pewnych rzeczy się uniknie.
Ale te lalki są przynajmniej ładne i miłe!- a nie straszne lub toporne brzydactwa, jakich pełno w sklepach. I przy tym mają indywidualności, to mi się podoba.
Nie, tej książki prof. Szczeklika nie czytałam (poprzednie tak).
A takie zbiegi okoliczności to są po prostu znane nam Fluidy.
Zgadzam się z Kapucynką, zbyt realistyczne te lalki jak na mój gust. Wolę jak lalka wygląda na lalkę, a nie na spetryfikowanego człowieka.
Mama Kate Greenaway miała ponoć zakład krawiecki, stąd zamiłowanie ilustratorki do drobiazgowego oddawania strojów. Jej ilustracje są zachwycające! Nie chcę tu nic nikomu sugerować (he, he), ale wspaniale by było przybliżyć jej twórczość polskim najmłodszym (i nie tylko) czytelnikom. A póki co, w wolnych chwilach przeglądam jej ksiązki umieszczone w serwisie Gutenberg.
Tymczasem rozpoczęłam tydzień pod znakiem polskich geniuszy (dzięki Zuziu za inspirację!): właśnie dostałam w prezencie ostatni dodatek do TP, w połowie poświęcony wspomnianemu przeze mnie w Księdze Józefowi Hofmannowi (uwielbiam takie zbiegi okoliczności!), do tego dołączyła kupiona dziś książka dr Boruckiego o zapomnianych odkrywcach i wynalazcach oraz, do kompletu, czekam na właśnie zamówiony „Słuch absolutny. Andrzej Szczeklik w rozmowie z Jerzym Illgiem”. DUA pewnie czytała tę książkę, a może nawet ma egzemplarz z autografem, ale ja dopiero teraz odkryłam, że taka książka jest!
Kapucynko, jakie to lalki?
przepiekne! jak dzieci, które robia minki do zdjęcia :) niektóre speszone, inne zawadiackie, nieśmiałe, wesole i smutne. rzeczywiscie, pelne wyrazu!
a słyszeliście o tej mamie, która przerobiła dla swej córeczki lalke (z chorej, agresywnej wersji w stylu wamp) na normalną dzieciacą laleczke z dołkami w policzku i piegami? a teraz robi to na wiekszą skale?
porównajcie sobie koniecznie portrety tych lalkowych buziek, przed i po.
(treechangedolls)
a sama mama tez milutka, skromna i nieśmiała :)
I miłego dnia!
Może i wygladaja, ale ja tam się boję lalek. Szczególnie porcelanowych. Kolekcjonuję jeden ich (lalek) typ i tylko ten typ nie jest straszny.
Wyglądają jak prawdziwe dzieciaczki.
Te laleczki są cudowne! Po prostu jak żywe.
Ach cudka, cudeńka za sprawa których z Chesterki wychodzi mała dziewczynka.
Wszystko to prawda, w dodatku znana od wieków!
Zawsze czułam, że złe emocje spływają do ziemi bezpośrednio po łopacie lub grabiach! Hura!
Dzien dobry wszystkim! Przeczytalam niedawno artykul o „horiterapii” – terapii ogrodami. Wyjasniono w nim, jak duza role odgrywa obcowanie czlowieka z przyroda, szczegolnie w przypadku wyczerpania nerwowego, w leczeniu uzaleznien, depresji itp. Wspominal juz o niej Hipokrates. Udowodniono tez, ze dzieci w kontakcie z natura maja bardziej wyostrzone zmysly i lepszy kontakt z rowiesnikami.
Korzystajmy wiec z tej taniej „sciezki zdrowia”.
Milego dzionka!
Witajcie, co za piękny dzień!
Sprawdziłam, co mamy w sieci o Kate Greenaway – nie, nie wydaje się, by cokolwiek z jej prac wyszło w Polsce. Ale co za ogromny dorobek, i jaki ważny! Posępna (sądząc po zdjęciach) pani malowała urocze, pełne charakteru i wdzięku postacie, najwyraźniej bawiąc się kreowaniem ich szatek.
Przy okazji tych badań natknęłam się na stronę expressionsdolls.com. Lalki, które powinnyście, księgowe dziewczynki (i ich mamy) koniecznie obejrzeć!
Portret USG? He, he, też mamy taki, oprawiony w ramkę zdobi regał:)
Brodzenie po światowych księgarniach jest pasjonujące, ale wymaga posiadania trzech rzeczy z gumy: portfela, by kupić to wszystko, co by się mieć chciało, mieszkania, aby to wszystko pomieścić, wreszcie czasu – by każdą kupioną książkę zdążyć przeczytać więcej niż jeden raz.
Maryś, dziękuję za piękne wiadomości prywatne. Gratuluję i cieszę się ogromnie ! Wszystkiego najlepszego!
Ha! Maryś!
Zajrzałam do Wiwa, żeby zobaczyć, czym Cię tak pan Falkowski ucieszył—-he, ale niespodzianka!
Się ucieszyłam sama. Dziękuję!
Jak on zawsze wszystko wypatrzy i wytropi!- JAŹŃ i BOJAŹŃ!- wytropił więcej niż autorka zamyśliła. Może to się jej wypsnęło z podświadomości.
No! Wieczór majowy, bzów pełen…w sam raz na świętowanie.:)))))
Maryś, czy dobrze rozumiem, że ty TAM, u braciszka Cadfaela, zdajesz właśnie maturę?
Szczęśliwa!
Adisiu, mam tak stale. Pisząc, utożsamiam się z każdym z bohaterów po kolei. Tak, jakbym właziła w jego skórę i spoglądała jego oczami.
A „Tym razem serio” już caaaałkiem nieaktualne. Tak to już jest. Wszystko się zmienia, a my się musimy z tym pogodzić.
Witam wiosennie! We wloszech dzis obchodzony jest dzien mamy, sle zatem najlepsze zyczenia dla wszystkich mam odwiedzajacych te strone! Napewno Kris z sardynii i ale z piemontu tez swietuja, caluski!
Maryś- czytało się, a nawet dało wyraz;-). No, już z grubsza po maturze- nie było tak źle, prawda?
Wszystkich niezmiennie ściskam- zagoniona babcia g. Ach, dobrze, że już niedługo wakacje. Nad morze, nad morze!
Nigdzie nie mogę dostać pani książki Tym razem serio. Opowieści prawdziwe. :(
Ma pani czasem tak, że utożsamia się pani z jakimś bohaterem pisanej przez siebie książki? Albo, że któryś ma cechy, które chciałaby pani mieć?
Dzień dobry!
Jako jedna z księgowych maturzystek dziękuję Ludowi za wsparcie. Jesteście kochani!
DUA, ostatnio udało mi się odwiedzić mały ogród, a właściwie sklep ogrodniczy, w pobliżu opactwa – odrobina wyobraźni i zupełnie jakbym złożyła wizytę braciszkowi Cadfaelowi w jego herbarium!
(Niestety pogoda nie dopisała, więc nie mam zbyt dobrych zdjęć, ale w razie czego z przyjemnością wyślę.)
PS Na stronie Wydawnictwa Wiwo p. Falkowski znów o jednym z moich najulubieńszych autorów! ;)
Dobrze, że pobił tylko symbolicznie!
A ja muszę zmartwić ;)
Mój pierwszy pies wydoroślał w wieku 10 lat ;)
Ostatni nie psocił, dużo przeszedł zanim do nas trafił.
Na razie bez psa.
Tydzień temu, gdy byłam na Komunii – zdałam egzamin. Siostrzeniec zapytał, czy znam jakiś zespół koszykarski z USA. Tak się składa, że jeden znam. Ale on mnie pobił – podał trzy ;)
Pozdrawiam.
Kiedy w środę szłam do szkoły, to liczyłam chrabąszcze majowe na chodniku – 62. Mogło być ich więcej, bo nie przechodziłam przez park! Cóż, nawet maj musi mieć coś mniej przyjemnego. O, deszcz pada.
I ja nie czytałam książek Palmera Browna, Sowo!
Ale mogę natychmiast to nadrobić. Cudowne są te zakupy internetowe. Można brodzić po wszystkich księgarniach świata i wybierać, co tylko się zechce. Właśnie dokupiłam te nieliczne dzieła Ellis Peters, których jeszcze nie mam (w Polsce ukazały się TYLKO jej „Kroniki brata Cadfaela” i chwała za to należy się wydawnictwu Zysk!) i też zauważyłam, że pierwsze wydania, takie sprzed lat, książek znanych autorów, kosztują wśród zachodnich bibliofilów dużo i coraz więcej.
Kris, dziękuję!:)
Serdeczne gratulacje dla Zosi i rodziców maleńkiego Kasperka. Rośnij zdrowo, Maleństwo!
Wierzę, że Marysia bardzo się nim cieszy. Stamtąd.
Dobrej nocy, Kochani!
Dobry wieczór. U mnie też rój, ale chrabąszczy majowych. Stworzenia te upodobały sobie pobliski dąb. Przy wieszaniu prania towarzyszyło mi chóralne brzęczenie. Obawiałam się, czy też mój dąb zaraz nie odfrunie. Niestety, za wspomnianymi chrabąszczami nie przepadam, a wręcz się ich lękam. Robaczki te nie patrzą wcale, gdzie lecą i najczęściej lądują w moich bujnych lokach, dlatego też do domu wracałam z miską od prania na głowie. Sąsiedzi ubawili się setnie. Nawet pies patrzył na mnie z politowaniem.
„Od wonnych bzów, szalonych bzów wprost w głowie się kręci”!
Widzę, że moje pytanie o Palmera Browna przeszło bez echa, naprawdę nikt nie czytał jego powiastek? A podobno w Stanach to „kultowa” literatura dziecięca. Właśnie znalazłam na Amazonie pierwsze wydanie „Beyond the Pawpaw Trees” z 1954 roku za jedyne tysiąc dwieście dolarów! Musi to być wyjątkowo wartościowa książka :)
A swoją drogą, ciekawe jest jak to niektóre pozycje ważne dla światowej literatury dziecięcej przechodzą u nas bez echa. Właśnie zapoznaję się z biografią i twórczością Kate Greenaway, kluczowej postaci w historii brytyjskiej ilustracji książek dziecięcych. Czy u nas wydano cokolwiek tej autorki-ilustratorki? Bo jakoś nic nie znajduję w sieci. A takie piękne są jej rysunki, niektóre tak bardzo wiosenne! Właśnie zachwycam się uroczą scenką „May day”.
„Kalamburka” to takze jedna z moich ulubionych czesci Jezycjady, wspaniala jest i wzruszajaca, a mlodziutcy Mila i Ignas – znakomicie uchwyceni i opisani, to po prostu oni, nie mogli byc inni. Uwazam, ze sa genialnie „dopracowani”.
„Kalamburke” zawsze czytam od poczatku do konca, piekna i bardzo wymowna jest ta retrospekcja.
Pozdrawiam z upalnej i wietrznej Wyspy!
Dobry wieczór. Rój motyli. Myślałam, że to wymysł ilustratorów i twórców kreskówek. Ale nie, to zjawisko naturalne!
Co do „Kalamburki”,to pisałam już kiedyś,że moja mama w dzieciństwie poprzestała na „Brulionie Bebe B.”,ale gdy ja skończyłam „Kalamburkę” to mama po nią sięgnęła po nią i nawet się popłakała.
Dobry wieczór i pozdrawiam!
A to się przyznam, że kilka razy nosiłam się z przeczytaniem „Kalamburki” chronologicznie , ale nigdy się jeszcze nie odważyłam i zawsze czytałam jak autor przykazał – od początku do końca. Chyba że akurat chwytałam w biegu i czytałam wybrane fragmenciki. ;)
A teraz wracam do czytanej antologii powojennego eseju polskiego.
Serdeczności i pozdrowienia.
Dzisiaj jest 80. rocznica urodzin Haśki – Haliny Poświatowskiej.
Halina Poświatowska.
pod drzewami – miłość
„pod drzewami — miłość
pośród ludzi — miłość
pośród deszczu
i w słońcu
odmieniałam pory roku
dokąd nie przyszła
teraz
jest tylko jedna pora roku
wiosna”
.
Pozdrawiam majowo. Li i jedynie. Bzy i kasztanowce w pełnym rozkwicie.
O, ładnie Ci z nim, rumiana Moniu!
Kciuki za maturzystów trzymam nadal.
Nota bene, widziałam zdjęcie nowo przybyłego Kasperka, wnuka Zosi Samosi, czyli ciotecznego wnuka naszej nieodżałowanej Sierotki Marysi. Ależ miły pulpcio!
Aniu G, dziękuję Ci za dobre słowo i za czytelnicze wyczucie. I za te łzy!!!
Co do pieska, nie ma rady, musi wydorośleć.
Nasz już nie kopie w rabatach, spoważniał i zrobił się bardzo wytworny w ruchach. Ale niech no tylko usiądę z książką w ogrodzie – już mi włazi przednimi łapami na kolana i rzewnie popiskując przytula twarz do twarzy. Nie mogę go tego oduczyć (kompletnie zresztą mnie nie słucha, jestem ostatnia w hierarchii ważności na jego skali).
Zosiu i Marysiu, witajcie! Ach, co za pytanie natarczywe a miłe! No cóż, „Feblik” pojawi się w księgarniach w trzy miesiące po tym, jak go napiszę, poprawię i oddam wydawcy. To potem szybko idzie.
Maturzyści też podziwiają piękno natury, a zwłaszcza tulipanów kwitnących w otoczeniu buków.
Weekend na złapanie oddechu przed następną turą, ale większość chyba już za wszystkimi. Ja się dzielnie trzymam z kwitnącym kasztanem we włosach :)
Pozdrawiam serdecznie!
Dzień dobry,
zimno, choć słonecznie, a podejrzane chmurki krążą na horyzoncie. Mamo Isi, współczuję profesjonalnie. Niezły ze mnie szyfrant, ale też czasem się poddaję. Za to sama zawsze piszę na komputerze. Zgredziku, efekt Tyndalla znajomy z niwy zawodowej, z jaką przyjemnością wpisuję Tyndall (-) ;))
DUA, uwielbiam „Kalamburkę”, przenigdy nie czytałabym jej od końca, toż to sam smak w tym odwróceniu biegu czasu. A ile razy łzami wzruszenia zalałam się przy lekturze!!
PS. Chodzimy przy nodze na smyczy, siadamy, robimy waruj. Doły kopiemy nadal…Dziś dwa.
Idę zakopywać.
Dzień Dobry piszemy z pytaniem kiedy pojawi się w księgarniach Pani nowa książka????????????????????
A to dobre! Efekt Tyndalla. Lubię wiedzieć czy też dobrze wiedzieć, jak powiedziałaby zapewne Łusia.
Ach! Czekam już na wakacje, by móc wreszcie zacząć czytać całą serię Jeżycjadową od początku jak sobie o tym od dawna marzę i robić jeszcze wiele innych rzeczy. A z drugiej strony wcale ich w tym roku nie chcę, bo wszystko, co dalej takie niepewne.
Pozdrawiam Was wszystkich! : )
Nic piękniejszego niż otwierająca się w burzowej chmurze dziura w niebie, przez którą wylewa się na przemokniętą do suchej nitki ziemię słup światła. Ilekroć to widzę, zawsze mam nadzieję, że zaraz na brzegu pojawią się główki aniołków (moga być te od Rafaela) i będą z ciekawością obserwować, co tam nowego na dole.
Wszystko w życiu ma swoją mało poetycką nazwę. Bo widzisz Chesterko, umysły ścisłe też muszą mieć w życiu jakąś radość. A umysły półścisłe, takie jak ja, też lubią wiedzieć jak co się nazywa (dzięki Zgredu!), choć czasem patrząc na filtrujące się światło przez chmury zastanawiają się, czy to już aby Duch Święty nie zstępuje ;)
Ateno, również pozdrawiamy! I wszystkich Księgowych, z Główną Księgową na czele – też.
Świat jest absolutnie piękny i doskonały!
Bóg zapłać, Starosto, za wyrazy współczucia; czuję się podparta. Bzy zakwitły!
Indeed Starosto:)
Ciotko z Mordoru, to cieszy, bardzo cieszy.
Sciskam Sowiatko.
Nie wiedziałam, że to, co od zawsze zapiera mi dech, to efekt Tyndalla, Zgredku! Dziękuję! Choć wolalabym bardziej poetycka nazwę.
Efekt Tyndalla
:-)
Spieszę donieść, że od dzisiaj w moim ogrodzie rośnie jabłonka Ola. Kolejne drzewko, którego wzrost będę obserwować. A Ananasek dzielnie wypuszcza kolejne gałązki. Pozdrawiam wieczorową porą.
Tak, Sowo. Ty rozumiesz.:)
Patrzeć jak wzrasta to, co posadziliśmy własną ręką – wspaniałe. Patrzeć jak wzrastają drzewa posadzone przez naszych przodków, jeszcze wspanialsze. A najwspanialszym jest obserwować jak wzrasta własne dziecko – maleńki człowiek. I razem z nim na nowo odkrywać to, co dla nas już dawno stało się zwyczajne, nieistotne.
Taka radosna scenka: o poranku przez uchylone zasłony do ciemnego pokoju wpada jasny promień słońca, obok niego stoi nasz synek i uważnie przygląda się unoszącym się w powietrzu, widocznym w ostrym świetle, drobinkom kurzu. A potem próbuje na przemian już to rozgonić je rączkami, już to łapać ustami :)
Dobry wieczór! Ateno: „rzucić okiem Adminki w ogród Starosty” – wspaniałe! Dziękuję! Miałam kiepski dzień, a tu się zaśmiałam.
Mamo Isi, wiem, jak się czujesz.
Wspieram więc! Ile sił!
Przesyłam liczne sygnały!
Kapucynko, dziecinko, Bóg Ci zapłać za dobre słowo!
Irenko, ahoj! Ahoj, maturzyści! Jakże tam?
Zuziu, tak, wiele scen w „Kalamburce” urodziło się pod wpływem opowieści mojej Mamy i Cioci. Co nie znaczy, że książka zawiera dokładnie te historie. Zawsze jakoś odmieniam rzeczywistość.
Ja najbardziej lubię „Brulion Bebe B.”, „Pulpecję”, „Nutrię i Nerwusa”, „Imieniny”, „Tygrysa i Różę”, „Języka Trolli”, „Sprężynę” oraz „Wnuczkę do orzechów”. Aha i „Dziecko piatku”. Wiem, że tego dużo, ale co ja poradzę? Wszystkie świetne.
PS: To może następnym razem przeczytam od poczatku?
Pozdrawiam goraco!
„Kalamburka” jest tez moją ulubioną częścią Jeżycjady! Przeczytałam ją już ileś razy zarówno od A do Z, jak i wręcz odwrotnie.
A z pozostałych części najczęściej wracam do „Języka Trolli”, „Wnuczki do orzechów” i „Córki Robrojka”; co nie oznacza wcale, że reszta leży odłogiem;)
Chyba zaraz sięgnę po którąś, bo jestem ledwo żywa i potrzebuję wsparcia moralnego. Spędziłam cały dzień w poczekalni okulistycznej w dzikim tłumie po to, aby dowiedzieć się, że pan doktor nie jest w stanie odcyfrować, co nabazgrała pani doktor, która robiła Mamie OCT i mam przyjść we wtorek, bo dopiero wtedy ją ( panią doktor) dorwie, dowie się i będzie w stanie podjąć decyzję.
Właśnie zerwałam bzy i po prostu muszę się podzielić moją radością ze wszystkimi!!!Jak one pięknie pachną,piękne wyglądają,są PIĘKNE. Poparzyłam się pokrzywą,ale co tam,warto było!!Kocham wiosnę!
Dzień dobry,
dziękuję Pani Małgosiu,że lubi Pani moją rodzinę,nie wyobraża sobie Pani jaka to radość,dowiedzieć się tak od kogoś „z boku”!Dziękuję!
Ja również UWIELBIAM „Kalamburkę”.To jest bardzo,bardzo wyjątkowa książka.Muszę przyznać,że bardzo interesują mnie czasy wojenne i powojenne,a zwłaszcza historie ludzi,dlatego zachwycam się tą książką.Jeszcze swojej nie mam,bo wypożyczałam i teraz uzupełniam,a jak już zdobędę to przeczytam od tyłu!Czy to naprawdę historie Pani mamy?
Kris,nie znam tej lektury,ale chętnie po nią sięgnę,jeśli polecasz.Już dopisuję do listy książek,które muszę przeczytać!:))
DUA.
Chciałam powiedzieć, że do tej pory „Kalamburkę” czytałam od A do Z. Tak, jak Pani napisała.
Nigdy jeszcze nie przeczytałam w odwrotnej kolejności – od Z do A.
Właśnie ptaszek pożywia się serkiem za oknem, co bulwersuje kota ;)
PS. Oczywiście miało być „Uściski DLA Autorki”, a nie „Uściski Autorki” ;) Wszak ja autorką, a tym bardziej Autorką nie jestem ;)
Tak, mamy nadzieję, że jutro pogoda i humory uczestników dopiszą :)
Hej! Bodaj to mieszkać w Wadowicach!
Uściski, Królowo!
Niech Wam się jutro uda jak najlepiej!
Anonimku, polubiłam Capka na wiele lat przed otrzymaną od Księgowych wiadomością o dacie jego urodzin.
Zaczęło się od „Daszeńki”, potem trafiłam na humoreski, a potem już pokochałam wszystkie jego książki.
Co do przyrody – jestem tego samego zdania.
Ateno, „the best things in life are free”!
Dzień dobry, ach, dzień dobry!
Zaglądam, zachwycam się zdjęciami, opisami, komentarzami, historyjkami i myślę sobie, że dobrze mi tu z Wami. Tyle mocy, ciepła, dobra od Was płynie – nic, tylko brać całymi garściami.
Taka piękna wiosna, więc po górach chodzę (jakem królowa) i po ścieżkach biegam (jakem maratonka).
A jutro współorganizuję grę terenową dla babć i dziadków i ich wnucząt – będziemy tropić ślady świętego JPII.
Uściski Autorki, pozdrowienia dla Księgowych :)
Taka zabawa Czasem DUA? Rzeczywiście to musi być trudne, ale nieśmiało wtracę, że i ja wolę „Kalamburkę” czytać od tyłu.
Piekny!!! Wszystko dostajemy tak ot po prostu, kazdej wiosny, do podziwiania. Milo rzucic okiem Adminki w ogrod Starosty.
Świat jest doskonale piękny, bo został stworzony z miłości. Może dlatego człowiek tak bardzo potrzebuje kontaktu z przyrodą?
Ciekawa rzecz z tymi ślimakami. Ostatnio zwróciłam uwagę na mrówki, jakie one pracowite, cierpliwie niosą małe ziarenko piasku i żmudnie tworzą budowlę, która i tak najprawdopodobniej zostanie zlekceważona przez mego brata i rozjechana rowerem.
A lubi Pani Capka, gdyż urodził się także 9 stycznia, czy to przypadek (jeżeli coś może być przypadkiem).
Ludzie!
Najwięcej trudu kosztowało mnie pisanie”wstecz”- cofanie się w przeszłość. A Wy czytacie właśnie w odwrotnym porządku.
Tak ma być, jak jest. To ma swój cel.
Muszę i ja „Kalamburkę” od tyłu przeczytać ;)
A jeśli chodzi o Čapka – polecam także „Daszeńkę”. Urocze opowiadanie, nawet je kiedyś zadawałam.
Pozdrawiam.
Powtórz tacie amerykańskie powiedzonko (właśnie dostałam pocztą pudełeczko z takim napisem):
„Zajmowanie się ogrodem jest tańsze niż wizyta u lekarza. I masz dużo pomidorów.”
Albo kwiatów, jak kto woli.
A nadawca mojego pudełeczka niech pilnuje poczty, bo też dostanie pudełeczko, a nawet dwa!:)))
Dziękuję!!!
Mój tata ostatnio złapał ogrodowego bakcyla. Dawniej wiosenne kwiaty sadziła mama, teraz on przejął pałeczkę, a mama może tylko podziwiać, jak rosną. Dziś wróciłam ze studiów do domu, a tu moim oczom ukazał się śliczny klombik. Miło patrzeć jak wszystko się rozwija.
Sofia bardzo dziekuje za caluski!
Zycze Wszystkim milego, slonecznego dnia! (U nas slonce dzis baardzo mocno swieci, upal bedzie… Lubie te majowe upaly, calkiem jeszcze do zniesienia.)
Maj to chyba jeden z najpiekniejszych miesiecy.
Z tą ręką do roślin bywało różnie. Zanim łapałam ogrodniczy wiatr w żagle,niejedna roślina padła ofiarą mojej nieuwagi lub niewiedzy – było całkiem jak w kwietniowych spostrzeżeniach Karela Capka! I to stale. Teraz przynajmniej zdarza mi się to niezwykle rzadko, bo nabrałam doświadczenia. Ale pozostał mi ogromny zapał i radość z ogrodnictwa. To wspaniała, twórcza zabawa!
Tak, to dla mnie :) Już Pani wie, jak naprawdę mam na imię. A przyjaciele są cudowni. Podobno trzeba było widzieć moją minę, kiedy docierała do mnie świadomość tego, na co patrzę. Jestem szczęśliwa i wzruszona :)
Ogród jest przepiękny. Tylko życzyć sobie, żebym kiedyś miała taką cierpliwość i rękę do roślin, jak Pani.
To mi zuch!
Brawo, Helenko!
Tak. BARDZO dziękuję za Kalamburkę. To moja ulubiona część Jeżycjady
A co do bzów – ostatnio pachniało nimi nawet w Oddziale dla Dzieci w Bibliotece na Rajskiej – stał tam wazon z ogromnym pękiem białych bzów!! Przy okazji spieszę donieść, że nasza Helenka już od miesiąca jest posiadaczką karty bibliotecznej :)
Anette, a to się ucieszyłam! „Kalamburka” kosztowała mnie wiele trudu, zdrowia i nerwów. I dużo w niej jest wspomnień mojej Mamy, a to teraz, kiedy już jej tu nie ma, okazuje się podwójnie cenne.
Ściskam Cię, dziękuję za ten wpis – i dobranoc!
Natko, ach, to dla Ciebie była ta niespodzianka od Moniki i to wielkie staranie!
Miło pomyśleć. Dobrą masz przyjaciółkę!
Duśko, cieszy mnie myśl o Różyczce w piaskownicy. Tylko uwaga na pieski, one też lubią piasek. Łapki różowe myć!
O, dobra rada lekturowa dla Zuzi!
Zuziu, koniecznie!
Dla małej Sofii – tysiąc urodzinowych całusków!
„Wszystkie nasze starania, trudy i troski zostają nagrodzone tym pięknym wzrastaniem i rozkwitem.” Pieknie to Pani ujela, DUA.
Wspaniale, kolorowo i pachnaco jest dzis tutaj, w Ksiedze. Swiezo i dynamicznie.
Wzrastanie, pelnia…
Dokladnie to samo czuje, patrzac na moje Pociechy. Na przyklad dzis, w dniu 8 urodzin mojej Coreczki.
Kiedy sie urodzila, bylo pieknie, slonecznie i goraco, kwiaty szalaly, az z tej radosci kupilam dwie wspaniale rosliny i postawilam na balkonie, miedzy innymi slicznie pachnacy jasmin, i pamietam, jak przy jego zapachu usypialam Malutka.
Zuziu, a znasz „Bajke o dobrym listonoszu” K. Capka?
Czytam sobie obecnie Jeżycjadę od pierwszego tomu i jestem przy „Kalamburce”. Jak zawsze czytam ją od końca – pięknie rozwija się wtedy opowieść od roku 1935 do roku 2000. I, Pani Małgorzato, jak to Pani pięknie napisała! Zachwycam się po raz kolejny całością i drobnymi perełkami – jak scena z rozdziału „1935” gdy zmarznięta Gizela wraca po pracy do pokoiku przy Polnej a tam napalone w piecu przez panią Zuzannę i twarda Gizela płacze. Albo w rozdziale „1945” pierwsze po wojnie spotkanie panny Majewskiej z panią Kluczyńską – kiedy p. Kluczyńska ma łzy w oczach przyglądając się w milczeniu twarzy panny Majewskiej. Kontrast między wzruszającą radością rodziców malutkiej, dopiero co narodzonej Mili a kolejnym rozdziałem „1945”, kiedy świat jest już po katastrofie, która dotknęła mocno i małą Milę. Albo cudowna scena gdy po deklamacji Ignasia w 1946 wszczyna się ruch na scenie wśród przedstawicieli władz, a panna Majewska przewraca się razem ze stołkiem i to dwukrotnie, aby Ignaś mógł umknąć, a potem puszczają sobie z p. Kluczyńską perskie oko :). Spośród wszystkim tomów „Jeżycjady” „Kalamburka” jest napisana chyba najbardziej przejrzystym, obiektywnym i oszczędnym stylem, a bardzo, bardzo chwyta za serce.
Witam wszystkich! :)
Dawno nie pisałam, ale przynajmniej raz dziennie zaglądam do Księgi Gości i czytam Wasze wpisy.
Chciałabym podzielić się wydarzeniem, które mnie dzisiaj spotkało. Otóż przyjaciele zrobili mi ogromną niespodziankę: wiedząc, że jestem fanką twórczości pani Musierowicz i że od pewnego czasu postanowiłam mieć w domu całą kolekcję Jeżycjady, w ramach podziękowania za przysługę, kupili mi ,,Czarną polewkę i , co najważniejsze (!), załatwili imienną dedykację od pani Musierowicz (!!!!!). To cudowny dzień!
Pani Małgorzato, bardzo, bardzo, bardzo dziękuję. Nawet nie zdaje Pani sobie sprawy, jak wiele to dla mnie znaczy :)
Pozdrawiam wszystkich gorąco i życzę udanego wieczoru :)
Pamiętajcie, że regularnie tu zaglądam! :)
Dobry wieczór:) DUA, ależ piękne kwiecie rośnie przed Pani domem! Miło pomyśleć, że Ulubiona Autorka spogląda na nie i coś tam sobie interesującego układa w swej wyobraźni:).
Ale wiosna nie tylko cudowna jest dla dorosłych… . Cenią ją również i najmłodsi;). Pewna Różyczka odkryła właśnie cuda pobliskiej piaskownicy i całe dnie mogłaby tam spędzać przygotowując „kjusećki” i inne wyroby piaskowe;).
Racja!
Ciemna strona internetu, niestety. Daje złudzenie, że jak coś można łatwo, szybko i za darmo obejrzeć, przeczytac i udostępnić to można to też skopiowac z korzyścią dla siebie. Zanlezione w internecie, dla wielu znaczy „niczyje”, po prostu. Szkoda, że nie uczy się dzieci o własności intelektualnej przy okazji lekcji informatyki, na przykład. Przekłada się to potem chyba na postrzeganie całej rzeczywistości pozainternetowej i tak mamy całe pokolenie kopiujące ile wlezie i patrzące z bezbrzeżnym zdumieniem jak im się wytknie plagiat. Ale nie ma co updać na duchu, bo są też jeszcze i tacy, co szanują i rozumieją. I tego się trzymajmy :)
Olala, ta historyjka jest tylko w „Dziecku piątku” przytoczona. Sama ją gdzieś wyczytałam, co zaznaczyłam i zawsze zaznaczam dla uczciwości.
Modne jest teraz ściąganie na potęgę pod hasłem „zainspirowało mnie…”. A nie można po prostu samemu czegoś wymyślić czy namalować? Albo choćby zaznaczyć, że się cytuje? Hm?
„Naśladownictwo jest najwyższą formą uznania”- twierdzi ktoś, kto bezwstydnie skopiował czyjś pomysł twórczy.
Zawsze wtedy myślę: „Obyś tylko nie nabrał najwyższego uznania dla mojego zegarka”.
Zuziu, coś Ci wyznam: podoba mi się Twoja rodzina!
Całymi pokoleniami sadzą drzewa, opowiadają o pradziadku…kochają Zuzię. I dobrze ją wychowują!
Aniug, mam nadzieję, że psina dowie się przede wszystkim, że ma nie zjadać kwiatków.
Nie ma tego złego…etc. Za dwa tygodnie my będziemy już tęsknić za bzami, a Ty je dopiero zobaczysz!
Kamilko, ściskam serdecznie.
Droga Zuziu, i ja dzisiaj, spacerując wrocławskim Nadodrzem, przypomniałam sobie tą uroczą historyjkę o szczęściu z „Dziecka Piątku”! Ciekawe, jak to wiosenne kwitnienie i pachnienie sprowadza ludziom myśli na podobne tory :)
I u mnie też – mimo że mieszkam w samym środku miasta – kwitnie bez, pod samym oknem.
Pozdrawiam wiosennie!
Dziękuję Pani Małgosiu, na pewno ma Pani rację. Wszystkiego dobrego :)
DUA, piękne kwiaty jabłoni. Ja na swoje jeszcze czekam, podobnie na bzy i piwonie. Zimno u nas i zawsze wszystko opóźnione o około 2 tygodnie.
PS. Psina chodzi do szkoły, w napięciu czekam na efekty.
Nawet Pani nie wie jak ja żałuję!
Ale babcia zawsze mi coś o nim opowie!
Zuziu kochana, a ja jestem dumna z takiej Czytelniczki!
Szkoda, że nie mogłam poznać Twojego pradziadka. Zawsze lubiłam i lubię listonoszów. Z wzajemnością!
Cóż to za piękny zawód, swoją drogą. Jeden z najmilszych.
Kamilko, miło to usłyszeć: piękna panna będzie z Alicji.
Co do pełni: chyba właśnie jej doświadczasz, ale to będzie widać dopiero za jakiś czas, jak się obejrzysz za siebie.:)
Z dalszej perspektywy widzi się więcej. Z bliska widzi się tylko mały wycinek tego, co nas spotyka.
Tak, wzrastajmy razem! Pięknie powiedziane.
U mnie bzy są takie jakby fiołkowe.
Jeszcze co do mojego pradziadka,to był listonoszem i wszystkie dzieci go uwielbiały,więc chyba przez takiego pradziadka to jeszcze większy skarb!Jestem dumna z wszystkich drzewek na podwórku!
:)))
Kochana Pani Małgosi, nie wiem, czy już doświadczam tej pełni, mam nadzieję, że jestem jej blisko :) A w ramach dygresji – jestem od Pani niższa (166), ale moja najstarsza Pociecha – Alicja, rocznik Melanii (czyli 2004) chyba Panią dogoni… już mierzy 162 cm :) Niech rośnie na zdrowie, ku Pełni :) Pięknego wieczoru dla Pani i wszystkich Gości. Wzrastajmy razem :)
Ann, znam Apricot Beauty! Równie śliczne są chyba tylko Pink Wings.
Rośnij, rośnij! Na zdrowie!
Niebieskie bzy zdają się takimi w sąsiedztwie tych purpurowofioletowych i liliowych.
To te najzwyklejsze, blado-bzowe, prawie szare.
Mój ogródek wybrał sobie zieleń, bo bardzo jej dużo. A niebieskich bzòw chyba nigdy nie widziałam.
PS: Ja również jestem wyższa od Pani (ok. 173cm), choć wolę już nie rosnać.
O! Róże jeszcze u mnie spokojne, ale piwonie olbrzymie po deszczu i pączki już bardzo duże (podpórki już pewnie się szykują?). A z tulipanów w tym roku raduje Apricot Beauty (żadne zdjęcie nie oddaje ich czaru) i Happy Generation. I stare, bezimienne, ale równie piękne. Uśmiecham się do DUA na spokojny wieczór! :-)
Ciekawa też historia z piwoniami: już mają pękate pączki kwiatowe!
Wcześniej niż w poprzednich latach, zdecydowanie.
Konwalie! Konwalie czerwcowe w maju!
Istne cuda.
No i widzę już duży, smakowity, nabity pączek róży pnącej żółtej Goldfassade. Bardzo wcześnie!
Dzień dobry! Pięknie jest w ogródkach! Poproszę o więcej migawek tego DUA:-) U nas po ulewie wszystko zasłane białymi listeczkami płatków, obrazek jak spod najlepszego pędzla. Bzy szaleją (Kardynał właśnie startuje!), są późne tulipany, wreszcie – dzisiaj pojawiły się pierwsze konwalie, wyjątkowo wcześnie:-) Rosną przy starych paprociach. A niezapominajki rzeczywiście upodobały sobie ten rok, szczególnie lubią u mnie towarzystwo irysów, całe morze. To lubię.
Serdeczności dla DUA i Księgowych!
Zuziu12, jakże mi miło.
A drzewa sadzone przez pradziadka to jeszcze większy skarb, niż te sadzone przez nas samych, prawda?
Patrycjo i Zuziu, śmiało mnie przerastajcie! Każda dobra mama (a taką jestem) cieszy się z tego, że dzieci ją przerastają, i to pod każdym względem!
Krówki boskie, mówiłam. Szkoda, że trzeba dbać o linię. I o zęby. Jadłoby się je (krówki!) częściej, oj, mniam!
Kapucynko, mój ogród co roku jest piękniejszy, a w tym – ha! – po prostu najpiękniejszy w swej historii. Otóż bzy (które rosną całą gromadą na wydzielonym miejscu pod moim oknem) w tym roku rozkwitły z całą mocą, choć to jeszcze młode drzewka (najwyżej 10 lat). Co za zapach! A kiedy wychylam się z okna mojego pokoju (pod dachem) widzę w dole jezioro fioletowo-niebiesko-biało-różowe (bzy są w różnych odcieniach).
Ponadto niezapominajki w tym roku zwariowały i tworzą całe wielkie niebieskie obszary, a na tym tle pysznią się tulipany.
Dobrywieczorku, dzięki, zdjęcie zrobiła Emilka, moja utalentowana córka i Adminka w jednej osobie.
Inne zdjęcia ogrodu są w archiwum wpisów szóstkowych, na ogół kwietniowych, majowych i czerwcowych (piwonie).
O żywotności i bujności roślin afrykańskich sporo czytałam. Jakaż ta botanika jest ciekawa! Cieszę się, że to wszystko widzisz i tego doświadczasz!
Droga Karolinko,
bardzo mi miło, że to właśnie mnie wybrałaś!
Co więcej – to dla mnie zaszczyt!
Pisanie książek- a zwłaszcza całej ich serii! – wymaga mnóstwa pracy. Pewnie, że tę pracę kocham, pewnie, że jest przyjemna. Ale wiele kosztuje: zwłaszcza – tego cennego, cennego, cennego czasu!
Kiedy jednak autorka dostaje takie miłe listy, jak ten Twój, czuje z wielką pewnością, że czas ten – zabrany innym dziedzinom życia – owocuje po stokroć!
Ściskam Cię najserdeczniej!
Małgorzata Musierowicz
Pojechałam dzisiaj do szkoły pierwszy raz na rowerze. Ruch, świeżość powietrza, prędkość! W pewnym momencie zaśmiałam się w głos ze szczęścia. Będę częściej tak jeździła!
Urocze kwiatki DUA! Chciałabym teraz zobaczyć Pani ogród. Na pewno jest barwny, wonny i piękny.
Miłego popołudnia!
Kochana DUA, mistrzowskie zdjęcie i mistrzowski ogród! Kwiaty przypominają kolorem fioletową jakarandę, która będzie tu kwitła pod koniec pory suchej we wrześniu, razem z najbardziej chyba oszałamiającym drzewem świata – Płomieniem Afryki czyli Delonix Regia. A tymczasem kwitną sobie teraz spokojnie żółte jakarandy. No i nasze ogrodowe róże kwitną przez cały rok… Cieszę się na przyszłą wiosnę w Polsce, ale będzie mi brakować tego wariactwa natury afrykańskiej – moim studentkom wyrosły pomidory na śmietniku z nasionek, które wykiełkowały z resztek! A z naszego kompostu można wybierać regularnie sadzonki avocado, bananowców, pomarańczy i papai. Tu, gdzie tylko znajdzie się kawałek gleby, wszędzie coś pracowicie rośnie, kwitnie i w dodatku często da się zjeść ;-)
Pozdrawiam serdecznie.
Droga Pani Małgorzato
Nazywam się Karolina Sarzyńska. Mam 15 lat i chodzę do II klasy gimnazjum. Mieszkam w Łętowni, niewielkiej wiosce na Podkarpaciu. Piszę do Pani, ponieważ w naszej szkole każdy uczeń musi wykonać projekt edukacyjny na wybrany temat. Ja chciałam napisać list do ulubionego autora książek i poczekać, aż odpisze.
Wybór padł na Panią, ponieważ odkąd moja nauczycielka języka polskiego zapoznała mnie z Pani książkami z serii ”Jeżycjada”,zakochałam się w nich. Wcześniej czytałam w większości lektury,które składały się tylko z jednej części. Pani książki, które mają dużo części i opowiadają o losach tych samych bohaterów oraz ich rodzin i znajomych były dla mnie czymś nowym,dotąd nieznanym. Tak bardzo mnie zaciekawiły, że w krótkim okresie czasu przeczytałam chyba wszystkie części. Z niecierpliwością czekałam też na najnowszą pt. ”Wnuczka do orzechów”. Była wspaniała jak wszystkie inne.
Serdecznie Panią pozdrawiam i liczę na krótką odpowiedź, jednak to, że mogłam do Pani napisać to dla mnie zaszczyt.
Karolina Sarzyńska
Zgadzam się. Świat jest doskonale piękny. Tylko trzeba trzymać się odpowiedniej jego strony i umieć patrzeć.
Krówki z Pani przepisu wyszły fantastyczne!
O! Jestem już o 3 cm od Pani wyższa! Mam 171 cm. :)
Właśnie przypomniało mi się opowiastka Kreski z „Dziecka Piątku” ,kiedy to kobieta znalazła czterolistną koniczynkę.”Zawołała swego męża i dzieci,i przyjaciół,wszyscy siedzieli razem całą noc,pełni nadziei i nasłuchiwali,kiedy nadejdzie szczęście.Ale nic się nie działo,tylko drzewa szumiały,dziecko się śmiało,świecił księżyc.Rano rozeszli się zawiedzeni,że szczęście nie przyszło.”
Odkąd przeczytałam „Dziecko piątku” zachwycam się tą opowiastką.
To wszystko,co Pani mówi to racja,dziś wracałam ze szkoły,no w powiedzmy nie najlepszym humorze,ale gdy tylko zawiał wiatr i ptaki tak pięknie zaśpiewały,od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech,aż szłam z zamkniętymi oczami,nasłuchując szumu liści na drzewach.
PS Chciałabym powiedzieć,że Pani zazdroszczę takiego podziwiania roślinności,ale ja sama mogę tak podziwiać ,tyle że nie ja sadziłam,tylko mój pradziadek,dziadek i tata.Mamy nawet z bratem swoje brzózki,które tata zasadził,gdy się urodziliśmy.:)
Świat jest piękny.
A jakże! Mój własny ogród!
Pomyśl tylko, Zuziu, właśnie podziwiam piękny wzrost i rozkwit drzew, które sama kiedyś posadziłam. Co za zachwyt i satysfakcja!
Mama – Kamila (dzień dobry!) całkowicie rozumie moje uczucie pełni, prawda?
Wszystkie nasze starania, trudy i troski zostają nagrodzone tym pięknym wzrastaniem i rozkwitem.
Świat jest piękny.Jeszcze jak!
Ta zieleń,kwiaty,roślinność!Cudo!
Zdjęcie fenomenalne!Tyle w nim piękna.
Czy to fotografia z Pani ogrodu?):)
Piękne słowa Kochana Pani Małgosiu. Jakież mam szczęście patrząc na moje trzy pięknie rosnące Pociechy. Dziękuję Losowi za Panią i za nie :) Obyśmy wszyscy cały czas właściwie wzrastali :)
Dzien dobry!
Ciesze sie, ze DUA ma podobny poglad na zycie! Tak sobie mysle, ze po to jestesmy na swiecie- zeby sie nim cieszyc. :)
A w moim ogrodzie morze niezapominajek (moich ulubionych kwiatow) i ….sikorki-niemowlaczki! Biedni rodzice lataja bez przerwy z roznymi robakami w dzióbkach.
Piękne. Dziękuję.
Zgadzam się całkowicie-świat jest piękny, gdy jest tyle cudownych kwiatów i liści na drzewach oświetlonych wiosennym słońcem.